Sekretarz obrony USA, Jim Mattis dał szefom sił zbrojnych kolejne pól roku na zbadanie, czy zaproponowana przez jego poprzedników polityka zezwalająca transseksualistom na służbę w armii amerykańskiej będzie miała wpływ na „gotowość” wojska do prowadzenia działań wojennych.
Dana White, rzecznik Pentagonu powiedziała, że decyzja gen. Mattisa nie będzie miała wpływu na już służących w wojski transseksualistów.
Wesprzyj nas już teraz!
„Po konsultacji z szefami służb i sekretarzami stwierdziłem, że kolejne sześciomiesięczne odroczenie służby transseksualistów jest konieczne. Wykorzystamy ten dodatkowy czas, aby lepiej ocenić wpływ ich służby na gotowość bojową i śmiertelność”, napisał w notatce szef Departamentu Obrony.
W dokumencie wewnętrznym Mattis podkreślił, że armia musi dokładnie zbadać każdą decyzje polityczną, która może mieć potencjalny wpływ na bezpieczeństwo narodowe. Generał dał czas na przegląd do 1 grudnia.
Jerry Boykin, emerytowany generał i wiceprzewodniczący Family Research Council stwierdził, że „Pentagon ma rację, hamując wdrożenie polityki, która sprawi, że siły zbrojne nie będą w stanie wykonać swojej misji walki i wygrać wojny”. Były wojskowy zaleca całkowitą rezygnację ze służby w armii transseksualistów.
Nowe podejście w tej kwestii zaprezentowała administracja Obamy. W ubiegłym roku, bez żadnego systematycznego badania, Pentagon polecił zaprzestać wydalania z wojska osób, które uważają się za transseksualistów. Faza druga tej polityki, która powinna wejść w życie z dniem 1 lipca 2017 roku, przewidywała zezwolenie na wstępowanie do armii jawnych transseksualistów.
Family Research Council obliczyła, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat wskutek wdrożenia „obamowskiej” agendy, podatnicy amerykańcy musieliby wydać blisko 4 mld dolarów na „usługi związane z tą polityką”.
Pro-homoseksualny Instytut Williamsa szacuje, że obecnie jest 7,3 tys. biologicznych mężczyzn i 1,5 tys. kobiet z dystrofią płci służących w wojsku. FRC wykorzystało dane z National Transgender Discrimination Survey do obliczania, ile osób potencjalnie korzystałoby z tzw. operacji zmiany płci w ramach nowej polityki, które miałyby zapewnione 100 procent „niezbędnej” opieki – w tym operacje chirurgiczne i terapię hormonalną.
Pakiet operacji kosztuje około 110 tys. dolarów w przypadku mężczyzn i ponad 89 tys. dolarów w przypadku kobiet. Do tego dochodzą koszty poradnictwa i terapii hormonalnej, która musi trwać nieprzerwanie po zabiegu w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Dodatkowe koszty związane są z usuwaniem włosów, terapią/chirurgią głosową itp.
Potencjalni wojskowi, którzy poddaliby się tego typu operacjom, przez długi czas nie mogliby być wdrożeni do służby, co generuje dodatkowe koszty. Tych, których udało by się wdrożyć, nie można by było wysłać w rejony operacji bojowych, w których nie można zapewnić właściwej terapii itp. Dodatkowo dochodzą koszty przygotowania dla każdego potencjalnego transseksualisty indywidualnego planu leczenia, koszty związane z przeszkoleniem odpowiedniego personelu itp.
Family Research Council ma poważne obawy co do sprawności psychologicznej osób, które identyfikują się jako osoby transseksualne z powodu występowania wysokiego poziomu psychopatologii w tej „populacji”.
Same potencjalne obciążenia finansowe są wystarczającym powodem do powstrzymania polityki, promującej „poprawność polityczną” kosztem gotowości bojowej – zaznaczają krytycy „obamowskiej” agendy.
Źródło: military.com, cnsnews.com
AS