Szkocki rząd brnie w genderyzm. Właśnie przedstawił do konsultacji społecznych projekt zakazu terapii konwersyjnej. Pomysł wzbudza wiele kontrowersji, a jego krytycy podkreślają, że takie rozwiązanie uderza w wolność słowa, swobody religijne oraz prawa rodziców wobec dzieci.
Przedstawione propozycje, jak donosi „Daily Telegraph, mogą prowadzić do tego, że rodzicom, którzy nie zgadzają się na zmianę płci przez ich dzieci grozić będzie kara do siedmiu lat więzienia.
Przedstawienie przez szkocki rząd propozycji zakazu terapii konwersyjnej jest reakcją na to, że projektu ustawy w tej sprawie nie złożył, mimo powtarzanych od pięciu lat zapowiedzi, rząd brytyjski. Jednak szkocki rząd w swoim projekcie potraktował terapię konwersyjną bardzo szeroko – nie jest ona rozumiana tylko jako niebudzący większego sprzeciwu zakaz zmiany czyjejś orientacji seksualnej, zazwyczaj z homoseksualnej na heteroseksualną, ale też jako kwestionowanie odczuwanej przez kogoś tożsamości płciowej.
Wesprzyj nas już teraz!
W przedstawionym rządowym dokumencie terapia konwersyjna jest określana jako praktyki „mające na celu zmianę lub stłumienie orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej danej osoby”.
Sytuacje objęte proponowanymi przepisami obejmowałyby: terapię lub doradztwo, które mają na celu zmianę lub stłumienie pociągu do osób tej samej płci; przepisywanie leków tłumiących popęd płciowy danej osoby; wielokrotne lub ciągłe kontrolowanie aktywności i wyglądu danej osoby; wielokrotne lub ciągłe grożenie lub upokarzanie kogoś. Ustanowione zostałoby nowe przestępstwa polegające na angażowaniu się w praktyki konwersyjne, w tym zarówno świadczenie usług, jak i angażowanie się w zachowania przymusowe – a także zabieranie osoby ze Szkocji w celu przeprowadzenia terapii konwersyjnej.
Jako przykład działań, które stałoby się nielegalne, wskazano powstrzymanie kogoś przed „ubieraniem się w sposób, który odzwierciedla jego orientację seksualną lub tożsamość płciową”, nawet jeśli rodzic wierzyłby, że działa w najlepszym interesie dziecka.
Wprawdzie w dokumencie zaznaczono, że rodzice lub przywódcy religijni nie będą karani za „wyrażanie obaw”, „odradzanie dziecku interwencji medycznych” lub „brak aktywnego wspierania” decyzji dziecka o ubieraniu się jak osoba płci przeciwnej. Stwierdzono jednak, że gdy działania staną się „przymusowe” lub „kontrolujące”, wówczas prawo będzie miało zastosowanie, nawet w przypadkach, gdyby działania te były motywowane „chęcią pomocy lub ochrony osoby”.
Każdy, kto naruszy nakaz cywilny, który może zostać uzyskany przez pracowników socjalnych lub grupy aktywistów w imieniu domniemanych ofiar, może zostać skazany na dwa lata więzienia. Maksymalną karą dla osób winnych popełnienia przestępstwa byłoby siedem lat więzienia, nieograniczona grzywna lub obie te kary łącznie.
Obiekcje wyraziły szkocki Kościół katolicki i chrześcijańskie organizacje charytatywne, które ostrzegają, że propozycje „mogą kryminalizować porady lub opinie udzielane w dobrej wierze” i „mogą prowadzić do subiektywnego kontrolowania wypowiedzi na temat seksualności i płci w różnych środowiskach”.
Ale zastrzeżenia do pomysłów rządu ma też… LGB Alliance. To organizacja charytatywna wspierająca prawa lesbijek, gejów i osób biseksualnych. Zwraca ona uwagę, że nowe przepisy mogą zakazać jakiejkolwiek reakcji na kwestionowanie przez dziecko swojej płci, „poza potwierdzeniem jego autodiagnozy”. Zaś Rhona Hotchkiss z LGB Alliance uznała, że za sprawą lobby transseksualnego dzieci, które odczuwają pociąg do osób tej samej płci są przekonywane, że mają dysforię płciową. Co więcej, broniąc homoseksualistów przyznała, że istnieje przemysł genderowy, a jak dodała, „transgenderowanie gejów to prawdziwa terapia konwersyjna”. Ciekawe jak na to uderzenie ze strony dotychczasowych sojuszników zareagują przedstawiciele rewolucji spod litery „T”.
Źródło: PAP/Oprac. MA
Pani Kurator, dziękujemy! Podpisz się pod listem poparcia dla Barbary Nowak!