Od pewnego czasu w mediach społecznościowych furorę robi kalkulator śladu węglowego opublikowany przez BNP Paribas. W założeniu ma on służyć temu, by każdy mógł dowiedzieć się, ile zanieczyszczeń pozostawia w środowisku. Kłopot w tym, że nawet przy zaznaczeniu absurdalnie niskich wskaźników zużycia energii i korzystania z ekologicznych dobrodziejstw technologii dowiadujemy się, iż… przy tym sposobie życia zabraknie dla nas naszej planety. O co zatem chodzi autorom tego pomysłu?
Na pozór wszystko wygląda raczej na dość niewinną zabawę. Ot, internetowy test jakich wiele. Udostępniony już w 2019 roku przez bank BNP Paribas kalkulator śladu węglowego, to w gruncie rzeczy zabawa z cyklu „dowiedz się, co wiesz o…”. Kampania wpisuje się w wizerunkową działalność banku, który od lat promuje swoją markę w oparciu o wartości wpisujące się w całą warstwę narracyjną, jaka towarzyszy zrównoważonemu rozwojowi i celom Agendy 2030.
O kalkulatorze zrobiło się jednak głośno w ostatnim czasie, gdy w mediach społecznościowych internauci zauważyli, że nawet przy bardzo „ekologicznym” – cokolwiek to oznacza – stylu życia sonda „ukarze” ich ponurymi wnioskami. Czego tam nie wpiszą, i tak wyjdzie im, że robią za mało i jeśli nadal będą tak postępowali, ziemia może po prostu zniknąć.
Wesprzyj nas już teraz!
Przykład? Wypełnialiśmy kalkulator kilkukrotnie. Pojawiają się tam pytanie dotyczące wielkości naszego mieszkania i stylu życia – źródeł energii, korzystania ze sprzętu elektrycznego, wody, samochodu, transportu miejskiego, odżywania się itd. Postawiliśmy na kompletny minimalizm. Zaznaczyliśmy, że mieszkamy w domu jednorodzinnym o powierzchni 20 m kw. (sic!), źródłem energii są panele fotowoltaiczne, dzięki którym zasilamy pompę ciepła, pozwalającą ogrzać nasze lokum. Ale korzystamy z tej energii bardzo oszczędnie, bo obecnie w domu utrzymujemy zaledwie temperaturę 5 stopni Celsjusza. Egzystencja naszej planety to kwestia życia i śmierci, zatem – jak sami państwo widzą – podeszliśmy do sprawy śmiertelnie poważnie.
I tak w ogóle nie korzystamy z kąpieli, wszak nie czas na relaks, gdy świat ginie na naszych oczach. Ubrania kupujemy jedynie używane, mięsa nie jadamy, a to czym zaopatrzamy dom to wyłącznie produkty nieprzetworzone. Albo pozbawione opakowania, albo w opakowaniach biodegradowalnych. Zaopatrzamy tym dom, bo nie lodówkę, gdyż z tej nie korzystamy w ogóle, podobnie z pralki, czy kuchenki. Można? Pewnie jakoś się da. Samochodem nie jeździmy wcale, bo nawet promowane elektryki skądś muszą czerpać prąd, więc lepiej wybrać niezawodny marsz. Podobnie z transportem publicznym – kto nie musi korzystać, nie powinien. Tak jak my w kalkulatorze BNP Paribas. Na koniec, przekonani o własnej doskonałości klimatycznej kliknęliśmy podsumowanie. A tam – niespodzianka! Owszem, zużywamy mniej zasobów niż przeciętny człowiek, ale gdyby wszyscy tak żyli, to i tak Ziemi dla nas nie wystarczy. Bo potrzeba dwóch planet, by zapewnić nam byt człowieka żyjącego niemal jak „przyjazny dzikus”.
Co zatem zrobić by uratować świat?
Śmierć nadejdzie jutro
Zapytaliśmy o to u źródła, czyli w biurze prasowym banku BNP Paribas. I dowiedzieliśmy się, że… już nic zrobić nie można, by planeta Ziemia ocalała. „Nie jesteśmy w stanie odwrócić procesów, do których działalność człowieka przyczyniała się przez lata” – informuje nas biuro. Ale zaraz przynosi nam odrobinę nadziei: „Obecnie jesteśmy w stanie minimalizować odczuwalne skutki zmiany klimatu i powstrzymać dalszy wzrost temperatury na planecie. Ważne jest, byśmy pamiętali, że prośrodowiskowe działania to tak naprawdę działania w trosce o istnienie gatunku ludzkiego”.
Tylko co to za życie, skoro towarzyszy mu świadomość, że albo my albo pokolenie naszych dzieci czy wnuków i tak zginie bezpowrotnie. Jak niesławne dinozaury. Zaniepokojeni tym faktem, postanowiliśmy się dowiedzieć na jakiej podstawie działa algorytm kalkulatora, a mówiąc prościej: skąd wiemy, że Ziemia nie wykarmi nas wszystkich, bo za jakiś czas zwyczajnie nam je zabraknie? Biuro prasowe banku zapewnia, że obliczenia opierają się na danych naukowych, a test opracował – nie w kij dmuchał – Marcin Popkiewicz, założyciel serwisu naukooklimacie.pl, przedsiębiorca i autor książek o zmianach klimatycznych.
Nie analizując szerzej działalności Popkiewicza, wystarczy rzucić okiem na jego teksty na portalu krytykapolityczna.pl. Tam straszył umieraniem z powodu pandemii koronawirusa („Gdy patrzę na ludzi chodzących ulicami, do głowy ciśnie mi się parafraza fragmentu tekstu Gałczyńskiego, dotyczącego sytuacji przed wybuchem wojny światowej: A wiosna była piękna tego roku…”), czy przerażającymi skutkami suszy, która miała nas zabić już w 2019 roku („Jak przyjdzie wyjątkowo silna fala upałów połączona z suszą, będą u nas masowo płonąć lasy i ginąć ludzie. W tym roku. Może w kolejnym. Oby jak najpóźniej – ale to wyłącznie kwestia czasu”). Być może nie jest przypadkiem, że kalkulator BNP Paribas, który powstał przecież w 2019 roku, również odsłania przed nami wizję końca Ziemi z powodu nieekologicznej działalności człowieka.
Ale przedstawiciele biura prasowanego banku poinformowali nas też, że Popkiewicz opracował kalkulator na podstawie „danych naukowych i branżowych”, choć zastrzegają (a może niosą nam pociechę?), że są one „szacunkowe”. Czyli zginiemy, ale może niekoniecznie. Jeśli naukowcy się mylą, oczywiście. Nadzieję niesie jeszcze jedna informacja od przedstawicieli banku: „kalkulator udostępniliśmy już cztery lata temu, w 2019 r., a proces jego przygotowywania sięga nawet danych pochodzących z początków lat dwutysięcznych”. To zdanie to promyk słońca, nieśmiało przebijający się przez czarne chmury: skoro niefortunne dla nas wyniki badań pochodzą nawet sprzed dwudziestu lat, to może istnieje jakaś nadzieja, że jednak w najbliższym czasie nie przykryje nas lodowiec?
Wniosek oczywisty?
Sprawa może oczywiście sprawić, że na naszych twarzach pojawi się uśmiech. Ale z drugiej strony w tle pobrzmiewają jednak niepokojące nuty ideologiczne. Jeśli duży bank swoją marką i badaniami naukowymi uwiarygadnia coś, co brzmi bardziej jak luźna spekulacja niż wynik twardych danych, możemy odczuwać uzasadniony niepokój. Szczególnie, że w samym haśle, które wyskoczyło nam po wypełnieniu ankiety („Gdyby wszyscy korzystali z zasobów Ziemi na Twoim poziomie, ludzkość potrzebowałaby dwóch planet”), kryje się niedwuznaczna sugestia, że jest nas po prostu… za dużo. Skoro deklarując życie totalnego abnegata otrzymujemy informację, że – owszem – zużywamy mniej zasobów niż inni, ale wciąż niszczymy planetę i proces ten sprawi, że nie wystarczy jej dla nas wszystkich, to wniosek z tego wydaje się dość oczywisty. No chyba, że bez względu na wszystko i tak zginiemy z powodu zmian klimatycznych. Jeśli tak, to po co się w ogóle starać?
Tomasz Figura
Nadchodzi totalne zniewolenie?! Ta publikacja rozwieje wątpliwości – zapraszamy na konferencję
Zrównoważony rozwój, czyli depopulacja. Projektanci „nowego człowieka” mają jeden cel
Depopulacyjne tornado nadejdzie. Agenci zrównoważonego rozwoju twierdzą, że za wolno