8 stycznia 2023

Sztuczna inteligencja jest wśród nas

( Tithi Luadthong/shutterstock.com)

Ileż to się naoglądaliśmy i naczytaliśmy o sztucznej inteligencji! O robotach, maszynach obdarowanych przez ludzi zdolnością myślenia, które albo okazują się błogosławieństwem, czystymi moralnie aniołami, albo buntują się przeciw całej ludzkości. Gdy patrzyliśmy w kinach i w telewizji na coraz to kolejne bunty maszyn, zawsze pocieszaliśmy się świadomością, że przecież to tylko fikcja. I rzeczywiście: zabójczy T-800 z filmu Terminator pozostaje dziś koszmarem równie odległym, jak w chwili swego debiutu przed czterema dekadami. A jednak – sztuczna inteligencja pozostaje dziś, owszem, zupełnie inna niż w wizjach twórców science fiction – ale istnieje. Myślące maszyny nie podbiły naszego świata, a mimo to w coraz większym stopniu sterują nim i nami. Sztuczna inteligencja prawdziwie jest wśród nas – wręcz się panoszy…

Nie było „dnia sądu” z Terminatora (1984). Maszyny nie zniewoliły nas niczym w Matriksie (1999). W naszych rodzinach nie pojawili się sztuczni służący ani sztuczne dzieci jak w A.I. Sztuczna inteligencja (2001), a na statkach kosmicznych załogi nie potrzebują się obawiać buntu HAL 9000 z 2001: Odysei Kosmicznej (1968).

Służące nam roboty nie osiągnęły samoświadomości i nie domagają się uznania swoich praw, jak w grze Detroit: Become Human (2018). Naszymi miastami nie zarządzają superwydajni i sprawiedliwi sztuczni zarządcy jak w grze Tacoma (2017), a w rozprawach sądowych nie decydują wszechwiedzący komputerowi sędziowie jak w powieści Killashandra Anne McCaffrey (1986).

Wesprzyj nas już teraz!

Roboty znamy co najwyżej jako małe, nieporadne Roomby odkurzające nasze domy, a sztuczna inteligencja w komputerze ledwo potrafi pozorować inteligentną rozmowę. Maszyny bojowe, owszem, latają po naszych niebach, ale autonomicznie potrafią co najwyżej przelecieć po uprzednio zaprogramowanej ścieżce, poruszać się po dobrze udokumentowanym terenie miejskim lub ewentualnie – pokonać nas w grze komputerowej.

Do potężnych, samowładnych i samoświadomych bytów komputerowych rodem z science fiction pozostaje nam daleko. Jednak, chcąc omówić sztuczną inteligencję (SI), trzeba zacząć właśnie od fantastyki. To bowiem nie inżynierowie ani politycy, ale twórcy fantastyki określają rozwój SI. Od przeszło stu lat autorzy i filmowcy, a dziś również projektanci gier, kształtują nasze wyobrażenia o „myślących” maszynach, zadając pytania i szukając odpowiedzi. To oni inspirują inżynierów, jednocześnie próbując przewidzieć możliwe katastrofy.

Wizje piekła i nieba

Już na poziomie mitów i legend o żywych maszynach, automatonach i golemach istniały dwa przeciwne scenariusze. Maszyny posłusznej i pomocnej niczym idealny niewolnik oraz maszyny zbuntowanej, destrukcyjnej, pysznej w poczuciu wyższości nad zwykłymi śmiertelnikami. Nieraz scenariusze te łączyły się w ambiwalentnych opowieściach o maszynach, które, owszem, dobrze służyły ludziom – aż do momentu, gdy poczuły się osobami i zbuntowały przeciw swoim twórcom, domagając się, nomen omen, ludzkiego traktowania. Kiedy zaś ludzie odmówili uszanowania maszyn, te wówczas zwykle stawały się tym bardziej destrukcyjne, okazując całe spektrum negatywnych emocji… ludzkich.

Nie wymieniając poszczególnych dzieł, tak różnorodnych i bogatych w treść, możemy zwrócić uwagę na cztery największe obawy ludzi względem maszyn. Pierwsza obawa: maszyny mogą nas przewyższyć i w swojej zimnej logice uznać nas za niepotrzebnych. Druga obawa: maszyny – lepsze lub nie – odkryją własne „ja”, domagając się równego traktowania, ale również na swój sposób zanieczyszczając swą zimną logikę ludzkimi emocjami. Trzecia obawa: maszyny – nieważne czy sterowane przez innych ludzi, czy też prawdziwie autonomiczne – zinfiltrują nasze życie, stając się niemożliwymi do odróżnienia sobowtórami. I wreszcie, czwarta obawa: maszyny może się i nie zbuntują, może i nas nie zastąpią, ale za to w rękach tyranów staną się dla nas idealnymi, bezwzględnymi nadzorcami.

Twórcy spekulowali również, jak można uniknąć tych potencjalnych problemów. Najsłynniejszym przykładem były trzy prawa robotów Isaaca Asimova, według których roboty miałyby w pierwszej kolejności chronić ludzi, w drugiej służyć im, a w trzeciej chronić same siebie, przy czym wyższe prawo zawsze miałoby pierwszeństwo. Prawa te, choć uznawane dziś za zbyt niejasne, stanowią kulturowy punkt odniesienia, powszechnie znany wśród ekspertów SI. Od tego czasu były inne próby formułowania reguł działania SI oraz spekulacje, iż zaawansowana sztuczna inteligencja będzie wyposażona w wyższe emocje takie jak miłość, empatia czy współczucie (lub sama je wykształci). Ale takie spekulacje niewielu przekonują, a problem pozostaje nierozwiązany.

Z jednej strony bowiem mamy próbę uczynienia z maszyny sługi idealnego, który jednak przecież komuś konkretnemu będzie służył – i znajdą się w tym gronie rządy, dla których jednym z priorytetów będą śmiercionośne maszyny walczące. Z drugiej zaś strony, gdyby udało się stworzyć maszynę o wyższych emocjach, ujawni się niemożliwe wyzwanie – jeżeli bowiem ludzie obdarzeni przez Boga duszą nieśmiertelną mogą świadomie wybrać zło, to o ile bardziej mogłyby to uczynić roboty, dla których dusza byłaby li tylko jakąś ludzką abstrakcją? Metalowy Pinokio nigdy nie posiądzie ludzkiego sumienia…

Tymczasem jednak postępy informatyków sprawiły, iż spory o naturę sztucznej inteligencji stały się przysłowiową musztardą po obiedzie. Sztuczna inteligencja nie jest już teorią, lecz praktyką. Do rangi symbolu urasta fakt, iż posiadamy dzisiaj algorytmy SI, które potrafią samodzielnie napisać opowiadanie science fiction. Również takie, które opowiadałoby o relacjach ludzi i myślących maszyn…

Rzeczywistość z marzeń i koszmarów

Pod nazwą sztucznej inteligencji kryje się cała szeroka gama programów, z których większość to stosunkowo proste i bynajmniej niezbyt inteligentne narzędzia. Sztuczną inteligencją nazywamy więc rozmaite algorytmy: od tego, który determinuje zachowania przeciwników w grach komputerowych, poprzez sterowniki autonomicznych odkurzaczy marki Roomba, aż po algorytmy determinujące, jakie wyniki wskazać nam w wyszukiwarce czy jakie strony wyświetlić na Facebooku. Jednak prawdziwa SI – daleka jeszcze od szczytu możliwości w tej dziedzinie – to tak zwana sieć neuronowa, stanowiąca na razie bladą i prymitywną, ale jednak imitację naszego mózgu. SI oparte na sieciach neuronowych wyróżniają się umiejętnością przyswajania nowej wiedzy – a w ekstremalnych przypadkach nie tylko przyswajaniem nowej wiedzy, ale wręcz zdolnością przyswajania zupełnie nowych umiejętności.

Tego typu SI potrafi więc przyswoić niezliczone miliony ilustracji, słów czy zdań i na podstawie analizy tego wielkiego zbioru danych, „wymyślić”, co konkretnie rozumieją ludzie pod daną etykietką i jak to potem odtworzyć. To na tej podstawie wyszukiwarka grafiki firmy Google potrafi do konkretnej frazy wyświetlić nam znalezione w internecie obrazki, które do tej frazy pasują – albo, działając w drugą stronę, użyć wrzucone przez nas zdjęcie, na przykład kwiatu, aby poprawnie podpowiedzieć gatunek rośliny i stronę internetową, na której dowiemy się więcej. Analiza grafiki pozwala komputerowi skutecznie zastąpić podstawową diagnostykę medyczną – badania dowodzą, że odpowiednio wyszkolone SI potrafi rozpoznać raka skóry na podstawie zdjęcia znacznie skuteczniej niż konsylium światowej klasy onkologów.
Jednak najważniejszym celem analizy zdjęć jest coś zupełnie innego – autonomiczne pojazdy i inne maszyny. Jakkolwiek bowiem samochód, dron czy robot może korzystać ze stosunkowo prostych danych radarowych czy czujników ruchu, to aby funkcjonować w nieprzewidywalnej rzeczywistości ulicznej, musi być w stanie korzystać z kamer, skutecznie rozpoznając wybiegające na drogę dziecko i zarazem… nie hamując niespodzianie przed bilbordem przedstawiającym inne dziecko.

Sztuczna inteligencja dzięki skutecznej analizie potrafi również podejmować skomplikowane decyzje strategiczne. Dawniej komputery szachowe, takie jak słynny Deep Blue, „szkolono” wtłaczając w nie zapis niezliczonych rozgrywek ludzi i pozwalając w ten sposób błyskawicznie wyszukać odpowiedni ruch – ale było to rozwiązanie właściwie bezrozumne. Dzisiaj SI osiąga znacznie lepsze wyniki nie tylko w szachach, ale też w znacznie trudniejszej japońskiej grze go, już nie dzięki zapamiętanym ruchom na każdą okazję, ale dzięki analizie niezliczonych prób i błędów. Komputer, mając wyznaczone cele, rozgrywa partię po partii przeciw drugiemu komputerowi, stopniowo samodzielnie odkrywając, co działa w jakiej sytuacji – i dysponując kluczową zdolnością dostosowania się do nowej sytuacji, do nowego stylu gry, do najbardziej nawet nieprzewidywalnego przeciwnika.

Wódz, szef, planista…

Taka sztuczna inteligencja, odpowiednio „wyszkolona”, będzie mogła w przyszłości towarzyszyć ludziom na polu bitwy jako tak zwany lojalny skrzydłowy. SI zresztą nie tylko będzie kierować towarzyszącymi dronami, ale niewątpliwie wspierać będzie samych ludzi, obserwując otoczenie, wykrywając wizualnie przeciwników i pociski niewidoczne na radarze, by dokonywać uników z prędkością i precyzją niemożliwą dla człowieka. A potem? Przyjdzie dzień, gdy w jakiejś przyszłej wojnie – a może jeszcze tej obecnej, trwającej na Ukrainie – usłyszymy o historycznym pojedynku stoczonym przez dwie sztuczne inteligencje, bez jakiegokolwiek udziału ludzi.
Sztuczna inteligencja nie zatrzyma się tylko na polu bitwy, w autonomicznych samochodach czy w diagnostyce medycznej. Z biegiem czasu pojawią się maszyny służące do konsultacji w wielu innych sprawach – pozwalające na przykład wybrać optymalny plan wdrażania złożonego projektu budowlanego albo zbalansować budżet według określonych przez polityka priorytetów. I owszem, być może zobaczymy też cyfrowych sędziów, którzy – znając całe prawo, zapoznawszy się z materiałami dowodowymi, usłyszawszy świadków i nawet przeanalizowawszy ich stan emocjonalny oraz prawdomówność na podstawie analizy głosu – będą osądzać nasze sprawy.

Zanim jednak idealistycznie pomyślimy, że oto rodzi się szansa na prawdziwą, bo bezstronną sprawiedliwość, przypomnijmy sobie, że to człowiek zaprogramuje parametry SI. Już dziś administracja Joe Bidena w Stanach Zjednoczonych przedstawia swój plan na swoistą „kartę praw wobec sztucznej inteligencji”. Dokument ten nawołuje, na przykład, do zadbania, by SI nie mogła nigdy dyskryminować z jakiegokolwiek powodu – choćby taka dyskryminacja była w pełni słuszna i racjonalna.

Ideologizacja sztucznej inteligencji już jest faktem. Tym bardziej zaś faktem jest, iż w służbie rządów autorytarnych, jak chociażby w Chinach, posłuży ona do kontroli ludności w sposób dziś niewyobrażalny. Miliony kamer, miliony obrazów i potężna SI zdolna wykryć nagrane właśnie działanie nielegalne, zidentyfikować twarz przestępcy i automatycznie zasądzić grzywnę, utratę przywilejów czy inną karę…

Perfekcyjny sobowtór?

Rozpoznawanie obrazów i słów otworzyło też drogę sztucznej inteligencji do innej umiejętności, mianowicie: do twórczości. Programy SI potrafią nie tylko wskazać obraz, ale również go stworzyć według naszych wytycznych. Albo, dzięki gruntownej analizie językowej, skomponować tekst według naszych wytycznych bądź formułować sensownie brzmiące odpowiedzi na pytania, prowadząc w ten sposób dialog z człowiekiem.

Już obecnie googlowski program LaMDA przekonująco udaje ludzkiego rozmówcę, a inne SI piszą teksty naśladujące style konkretnych autorów. A na ekranach kin widzimy rekonstrukcje i „odmłodzenia” aktorów, w których SI wspiera tworzenie syntetycznego głosu i ruchomego obrazu, nawet emocji ludzkiej twarzy…

Czy więc niedługo będą nas w kinie bawić sztuczni aktorzy według scenariusza sztucznego artysty? Cóż bowiem z tego, że nie jest to prawdziwa twórczość, a tylko wymyślna atrapa, nędzna imitacja pozbawiona myśli, intencji i twórczego ducha… skoro wyniki okażą się dostatecznie dobre, aby nas nabrać?

A gdy do SI dodamy precyzyjnie sterowane mechaniczne ręce, zdolne chwycić pędzel i naśladować styl dawnych mistrzów – czy rozpoznamy prawdziwego Renoira obok imitacji? Tymczasem zaś, dzięki naszej bezustannej aktywności w internecie, wielkie korporacje Big Techu – wszystkie, bez wyjątku, inwestujące w SI – będą w stanie, na podstawie naszego „śladu”, wykreować tak szczegółowy profil osobowości, aby dosłownie stworzyć cyfrową kopię człowieka. Obok sztucznych artystów dopiszmy więc sztuczne byty w internecie, podszywające się pod naszych bliskich. Bądź wydające rozkazy jako atrapy prezydentów i generałów…

Przyszłość jeszcze nieokiełznana

Czy jesteśmy więc skazani na świat zdominowany przez SI na dobre i na złe? Czy jesteśmy skazani na świat, w którym nie wiemy nawet, czy nasz rozmówca jest człowiekiem?

W XIX wieku wśród brytyjskich tkaczy masowo tracących pracę wskutek wprowadzania maszyn tkackich zrodził się bunt, który popchnął zdesperowanych ludzi do wypowiedzenia wojny technologii. Atakowano fabryki, dewastowano mechaniczne krosna, nawet zabijano ich właścicieli. Ruch ten jednak został szybko zdławiony, nie zyskawszy poparcia narodu. Brytyjczycy, owszem, współczuli tysiącom tkaczy pozbawionych pracy, ale ponad współczucie dla nielicznych przedłożyli powszechną korzyść, jaką dawała bezprecedensowa dostępność tanich tekstyliów.

Dziś również niewielu tylko porzuciłoby komputery i sztuczną inteligencję, zważywszy na wnoszone przez nie korzyści. Niewątpliwie ujrzymy mniejsze lub większe akty buntu, ale nie zatrzymają one technologii, którą może rozwijać nawet jeden samotny programista. Toteż dziś nie stoimy w obliczu wyboru: czy używać SI, czy jej nie używać. Ten wybór już się nieodwracalnie dokonał: nasz świat jest światem sztucznej inteligencji, myślących maszyn – i takim pozostanie.

Jednak pomimo całego ogromnego rozwoju technologie te są wciąż niedojrzałe, ale przy szaleńczym tempie ich rozwoju możemy się spodziewać, że w następnych dekadach dokona się rewolucja jeszcze bardziej niesamowita od tej, którą już widzieliśmy. I choć to rewolucja globalna, nie odbywa się ona zupełnie poza zasięgiem naszej kontroli.

Nawet w erze gigantów Big Techu rządy państw zachowują władzę nad lokalną infrastrukturą fizyczną i mogą w pewnym stopniu narzucać tym przedsiębiorstwom warunki gry. Co jednak ważniejsze, zastosowanie SI przez aparat państwowy nie może być niekwestionowaną przez nikogo „opcją domyślną”.

Ale żeby cokolwiek w tej sferze osiągnąć, musimy przede wszystkim zrozumieć zmiany, które zaszły, zachodzą i będą zachodzić. Wszyscy dziś jesteśmy wezwani do poznawania możliwości i zagrożeń płynących z tworzonych przez ludzkość elektronicznych ciał i mózgów – na swój sposób myślących, choć nadal uzależnionych od woli i uprzedzeń swych twórców; przede wszystkim jednak – zawsze bezdusznych.
Nie jest to dyskusja i w ogóle cała kwestia, od której wolno się nam uchylić.

Jakub Majewski

Tekst pochodzi z magazynu „Polonia Christiana” – numer 90, styczeń-luty 2023

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij