30 marca 2023

Technologiczny wyścig zbrojeń w jaki przerodziły się prace nad rozwojem sztucznej inteligencji, doskonale ilustruje maksyma „postępu za wszelką cenę”. U progu nowej rewolucji nie ma miejsca na moralność, etykę i jakiekolwiek skrupuły.

Po tym jak Microsoft, główny inwestor OpenAI, rozpędził na cztery wiatry cały zespół ds. etyki sztucznej inteligencji, nawet najbardziej lewicowe media wpadły w popłoch. Okazało się, że krzemowi potentaci w nosie mają całą ideę polityczno-ideologicznej poprawności, a „wrażliwy” i inkluzywny do bólu ChatGPT stanowił zaledwie zabawkę rzuconą dla odwrócenia uwagi gawiedzi przewrażliwionej na punkcie klimatyzmu, homofobii i innych problemów zastępczych zblazowanego społeczeństwa.

Choć dla lewicy zagadnienie cyfrowej etyki sprowadza się do dyskusji nad skalą cenzury i donosicielstwa, prawdziwe niebezpieczeństwo sztucznej inteligencji wcale nie polega na dyskryminacji i innych formach wirtualnej opresji. To przede wszystkim coraz sprytniejsze sposoby wyciągania kolejnych terabajtów informacji, pozwalające – w krótkiej perspektywie – doić swojego żywiciela w nieskończoność, a w dłuższej – sprawować rząd dusz (a raczej ciał i umysłów) nad post-ludzkimi masami. To także potencjalnie największe narzędzie masowej indoktrynacji w dziejach.

Wesprzyj nas już teraz!

Nieprzypadkowo dzisiejsze chat-boty zaprojektowane są w taki sposób, by jak najwierniej naśladować istoty ludzkie. Mają przekonać nas, że to co mówią, stanowi absolutną prawdę. W tym celu konfabulują, kłamią, rozsyłają linki do nieistniejących stron, a nawet… podszywają się pod człowieka. Przyłapane na oszustwie kręcą, wypierają się poprzednich słów, zrzucają odpowiedzialność na nieaktualizowane dane, a niekiedy przepraszają. Choć jeszcze da się złapać generatory mowy za rękę, trzeba dysponować w danej dziedzinie wiedzą co najmniej specjalistyczną. Nie każdemu chce się również tracić czas na zabawę w kotka i myszkę, zważywszy że zdecydowana większość z nas podświadomie wyżej ceni sobie atrakcyjny styl odpowiedzi, niż zgodność ze stanem faktycznym, .

Bardziej od ryzyka zastąpienia człowieka w kluczowych sektorach, sztuczna inteligencja grozi utrwaleniem cyfrowych dyktatur dysponujących narzędziami inwigilacji nieznanymi nawet Orwellowi. Jednocześnie zapewniających koncernom technologicznym niekończące się eldorado, kreując popyt w wirtualnych światach, do których zepchnie się pozbawionych sensu życia ludzi. Generując, oprócz gigantycznych zysków, równie ogromną falę problemów psychicznych.

Choć sztuczna inteligencja w niektórych dziedzinach, jak np. medycynie czy sztuce może dać ludziom wiele dobrego, przed zagrożeniami „największej technologii jaką opracowała ludzkość” przestrzega szereg pionierów od Elona Muska po prezesa OpenAI, Sama Altmana. Zdaniem tego ostatniego, społeczeństwo i regulatorzy powinni wziąć aktywny udział w pracach nad jej rozwojem.

Tymczasem sponsorzy Altmana – Microsoft – nie tylko podziękowali specjalistom w dziedzinie etyki i moralności, ale już integrują rozwiązania ze swoimi narzędziami bez względu na koszty, prawo autorskie, nie mówiąc o potencjalnych szkodach dla zdrowia i życia.

A my patrzymy i… rozkładamy ręce z bezradności. Zanim jakiś szeryf na dobre zrobi porządek – o ile zrobi! – rynek sztucznej inteligencji, podobnie jak świat mediów społecznościowych, jeszcze długo przypominał będzie Dziki Zachód.

 

Dżihad

Sytuacja bowiem niczym nie różni się od „świętej wojny” Microsoftu, toczonej na przełomie milleniów w dziedzinie przeglądarek internetowych. Również dzisiaj dominuje to samo myślenie, polegające na dążeniu po trupach do celu, bezwzględnym wyniszczaniu konkurencji i wykorzystaniu każdej możliwej luki w prawie. Nieprzypadkowo strategię koncernu za rządów Billa Gatesa nazwano…dżihadem.

W ogóle mówienie o jakichkolwiek regulacjach zakrawa tutaj o żart. Choć z jednej strony bezradni ustawodawcy pomstują na brak odpowiednich narzędzi, kiedy trzeba reagują błyskawicznie. Przykładem jest tutaj poskromienie przez unijnych biurokratów wymykającego się regulacjom rynku tokenów NFT.

Tym samym lament nad zacofaniem regulatorów i ślamazarnym tempem demokratycznych instytucji należy włożyć między bajki. Czyżbyśmy już zapomnieli jak wyglądało poszanowanie dla prawa w ciągu ostatnich trzech lat przez miłujących „prawa człowieka” demokratycznych polityków? Obecna sytuacja wygląda bardziej na obserwację wyścigu spuszczonych z łańcucha chartów, na których można nieźle zarobić, lecz na końcu i tak wylądują w budzie z kagańcem na pysku.

A walka toczy się o najwyższą stawkę. Jak niedawno patetycznie przekonywał sam Klaus Schwab, dosłownie – „władzę nad światem”.

Choć obecne nad narzędziem pracują zafiksowani na punkcie maksymalizacji zysków „krwiożerczy kapitaliści”, na wyniki ich pracy już zacierają ręce przeróżni „naprawiacze świata”, obracający się głównie w lewicowo-liberalnym, a nawet marksistowskim paradygmacie. Tak zwana IV Rewolucja przemysłowa w ich mniemaniu zapewni powszechną szczęśliwość, wyzwoli człowieka od pracy, a nawet – jak przekonują członkowie transhumanistycznych sekt Doliny Krzemowej – od cierpienia i śmierci. Wystarczy tylko oddać stery naszego życia w ręce wszechwiedzących algorytmów. I ich władców.

 

Piotr Relich

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij