Każdy zna zwyczaj święcenia pokarmów praktykowany w Wielką Sobotę. Tłumy katolików, ale też często i „katolików okazyjnych” nawiedza tego dnia kościoły ze zdobionymi koszykami, ze „święconką”. Ów harmider dzieje się tuż przy Grobie Pańskim, a wspominana w tych dniach tajemnica śmierci i zmartwychwstania jakby schodzi na dalszy plan. Święconka zamiast adoracji… Jak podchodzić do osób, których do kościołów wiedzie już tylko tradycja. To dobrze, że przychodzą?
Jak zauważył o. Jan Strumiłowski OCist, Wielkiej Sobocie bliższa jest atmosfera ciszy i adoracji, a „gwar koszyczkowy” z tym nie koresponduje. – To jest problem, który sami stworzyliśmy. Przed reformą liturgii Wielkiego Tygodnia, Wigilia Paschalna miała miejsce przed południem i dopiero potem następowało poświęcenie pokarmów. Ta chronologia liturgiczna była zachowana. Po reformie Wigilię Paschalną obchodzimy po zmroku, stąd święcenie zostało przełożone na wcześniejsze godziny. I to jest problematyczne – zauważył.
Problemów jest tu kilka. Nade wszystko wielu katolików uznaje święcenie pokarmów za moment szczytowy. Trudno jednak wymagać od osób okazyjnie nawiedzających kościół, by rozumieli zadumę Wielkiego Piątku, Wielkiej Soboty – ich ciszę. Z pewnością jest to pole do katechezy.
Wesprzyj nas już teraz!
Na pewno, jak zauważył o. Strumiłowski, nie można kpić z ludzi tak postępujących. – To z pewnością nie jest chrześcijańska postawa. Powinniśmy raczej ubolewać nad tym, że ktoś przychodzi raz w roku, na poświęcenie pokarmów, a części tych ludzi nie ma w kościele nawet w Niedzielę Zmartwychwstania, nie mówiąc już o całym Triduum Paschalnym. Nie opowiadałbym się jednak tu za takim optymizmem, że dobrze, że są choć ten jeden dzień, bo to może być dla nich szansa. Każda minuta jest szansą, by Pan Bóg działał Łaską. Nie wiem czy poświęcenie pokarmów posiada w sobie taki potencjał duszpasterski, który może prowadzić do nawrócenia. Bóg może działać zawsze. Ale wydaje się, że nie jest to ten moment, kiedy głosimy nawrócenie. To trudna sytuacja. I może patrzę tu zbyt pesymistycznie, ale problem jest w tym dlaczego są tylko teraz? – zauważył.
Jak zauważył, często wydaje się nam, że wypełnianie tylko pewnych elementów związanych z katolicyzmem przez niektórych stanowi dla nich taką cienką nić połączenia z Kościołem i nie wolno jej zerwać. I jest to racja. Niewątpliwie bowiem nawet ta prowizoryczność wiary jest elementem, przyczynkiem do tego by takiego człowieka nawrócić.
– Z drugiej strony jest takie niebezpieczeństwo, że mamy do czynienia z człowiekiem praktycznie niewierzącym który nie jest w stanie się o tym przekonać, bo ten jeden, mały element przekonuje go, że wszystko jest w porządku. I to też jest problem – zauważył.
Jak ocenił o. Strumiłowski, patrząc na omawiany problem z perspektywy duszpasterskiej, to rozwiązaniem nie jest optymizm: „dobrze, że jesteście chociaż dzisiaj”, ale raczej powiedzenie: „dobrze, że jesteście, ale pamiętajcie, że to nie jest jeszcze chrześcijaństwo, to jeszcze nie jest to”.
Więcej w programie PCh24.TV