Kiedy marszałek Hołownia brylował w Sejmie i bił rekordy oglądalności na YouTube, niektórzy nieśmiało sugerowali kruchość tego politycznego show dla ośmiogwiazdkowej gawiedzi. I już podczas kolejnych wyborów, liderowi Polski 2050 dobitnie przypomniano jego miejsce w szeregu.
Trzecia Droga nie miała dobrej prasy w zasadzie już od początku obecnej kadencji. Największy koalicjant KO, dostarczał paliwa przeciwnikom politycznym abstrakcyjnymi pomysłami w stylu „wigilia” dla imigrantów, sejmowe podcasty czy zapowiedź likwidacji barierek, z której rychło się wycofano. Z kolei wiernopoddańczy hołd chanukowy i sejmowy zamordyzm (wyłączenie dostępu kart poszczególnych posłów), wystawiły na śmieszność buńczuczne zapowiedzi o „świeckości urzędu” czy Sejmie „otwartym dla wszystkich”.
Ale Polska 2050 zaczęła podpadać również własnym zwolennikom. Zamiast nowej jakości w polityce, w formacji Szymona Hołowni bezpieczną przystań znaleźli baroni PO (Ireneusz Raś, Paweł Zalewski, Róża Thun), zieloni lobbyści – vide ustawa wiatrakowa, a nawet osoby wiązane z aferami korupcyjnymi; prokuratorskie zarzuty ciążą chociażby na mężu niedoszłej prezydent Wrocławia Izabeli Bodnar.
Wesprzyj nas już teraz!
Patologie polskiej polityki ujawniły się również w młodym – rzekomo bardziej jakościowym – pokoleniu polityków. 24-letni Adam Gomoła został odsunięty z partii po tym, jak światło dzienne ujrzały nagrania, na których poseł Polski 2050 miał kupczyć miejscem na listach wyborczych. Sam Gomoła miał zawdzięczać swoje miejsce w Sejmie rodzicom, którzy – jak ujawniły media – przelali na konto formacji łącznie ponad 50 tys. złotych.
Jednak zamiast gasić pożary we własnej partii, marszałek Hołownia bardziej zainteresowany był odstawianiem one man show wśród licealnej młodzieży. Spóźnione reakcje pozwalały na narastanie frustracji wewnątrz koalicji, które wybuchły na dobre wraz z przywróceniem „na wokandę” kwestii aborcji.
Grząski grunt
Niejasna postawa w tej sprawie lidera Polski 2050, mydlenie oczu „likwidacją zamrażarki”; w końcu otwarty konflikt z Donaldem Tuskiem jedynie zwróciły w jego kierunku ostrze krytyki zawodowych aborcjonistek. Symboliczną pozostanie sytuacja, gdy poplecznice Suchanow i Lempart zaatakowały „sympatycznego marszałka” niemal jak policjantów podczas Strajków Kobiet. Lider Polski 2050 podpadł Tuskowi również za sprawą odmiennego zdania wobec komisji ds. wpływów rosyjskich. Gęstniejąca między ugrupowaniami atmosfera zapowiadała zbliżającą się burzę.
Oprócz kwestii wizerunkowych i konfliktów z koalicjantami, poważnym cieniem na wiarygodności Polski 2050 położyła się niespójność ideowa. Kiedy przez Polskę przetaczały się protesty rolników, formacja gardłująca za radykalną polityka klimatyczną (znajdujący się w jej nazwie rok 2050 to wyznaczona data osiągnięcia przez UE zeroemisyjności), prowadzona przez zadeklarowanego weganina i miłośnika zwierząt, nagle zaczęła sugerować, że… Zielony Ład jest do poprawy. Pojawiły się sugestie o „dwulicowości” UE, która nagle (sic!) zaczęła „ludziom mówić w ten sposób, arbitralnie, że teraz będzie tak, bo tak ma być”.
Sympatii Hołowni na pewno nie przysporzyły również nieprzemyślane wypowiedzi o „wgniataniu Putina w ziemię” po czym melodramatyczne reakcje, sugerujące że jako pierwsza na froncie zginie… jego żona.
Trzęsienie ziemi
Odpalona tuż przed wyborami bomba o dramatycznej sytuacji na granicy, potężnie uderzyła w koalicjantów Tuska. Zarzuty o utratę kontroli nad resortem, połączone z żałosnymi tłumaczeniami szefa MON oraz ucieczką z konferencji prasowej odbiły się rykoszetem również na marszałku Sejmu.
Podobnie jak w przypadku Zielonego Ładu, Szymon Hołownia musiał przełknąć żabę i dokonać nieprawdopodobnych fikołków uzasadniających poparcie dla zapory i strefy buforowej. Z człowieka wyśmiewającego nadzwyczajne środki zastosowane przeciwko „ludziom z patykami”, w mgnieniu oka stał się obrońcą granic „stojącym murem” za polskim żołnierzem.
Kupczenie życiem i bezpieczeństwem żołnierzy w interesie politycznym, choć doprowadziło do tragedii, osiągnęło swój makiaweliczny cel. Marginalizacja koalicjantów pozwoliła KO pierwszy raz od ośmiu lat zwyciężyć nad PiS-em. Mimo publicystycznego prężenia muskułów i straszenie brunatną Europą, wyborcy Hołowni albo zostali w domach, albo zagłosowali na Tuska. Zaledwie 6,9 proc. głosów oddanych Trzecią Drogę w niczym nie przypominało ponad dwukrotnie wyższego wyniku z października.
Uciekający do Brukseli Michał Kobosko czy tracąca po raz pierwszy mandat europosła Róża Thun stanowi obraz dramatycznego upadku tandemu Hołownia-Kosiniak-Kamysz. To właśnie Trzecia Droga, dołącza wraz z Lewicą do grona największych przegranych niedzielnych wyborów.
Mimo ostrzeżeń salonu przed nadmiernym uderzaniem w koalicjantów, wydaje się, że Tusk na dobre pogrzebał już koalicyjny projekt. Partia Hołowni najprawdopodobniej nigdy już nie wróci do swojej dawnej pozycji, nie mówiąc o topniejących szansach jej lidera na fotel prezydencki. Jak szybko gwiazda Hołowni zapłonęła, równie szybko gaśnie. Być może podobnie jak zaufanie, które pokładają w nim jego mocodawcy.
Piotr Relich