Wanda Boniszewska, polska zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów i stygmatyczka, obdarzona została specjalną łaską uczestniczenia w Męce Chrystusa. Widzisz Moje konanie, to grzechy całego świata, a ty tylko czujesz malutką cząsteczkę: biskupów, kapłanów, zakonników i zakonnic […] – mówił Jezus do mistyczki. Ona całe swe cierpienie ofiarowała za kapłanów i osoby konsekrowane, wiedziała bowiem, że szczególnie osoby duchowne w najbliższych latach będą poddawane ciężkiej próbie. Przeczytaj fragment z książki „Ukryta w Ranie Serca Jezusa” ks. Jerzego Jastrzębskiego.
Ach, Boże, piekło jest!
Wesprzyj nas już teraz!
Przez wiele lat w sercu siostry Wandy dojrzewała świadomość jej szczególnej misji w Kościele,
jaką była modlitwa i pokuta w intencji oziębłych kapłanów i osób konsekrowanych. Z czasem jej duchowej opiece powierzani byli kapłani, którzy przeżywali nadzwyczaj ciężkie pokusy, łącznie z myślami samobójczymi. W tej walce na śmierć i życie nasza stygmatyczka mogła się niejednokrotnie przekonać, że bez względu na siłę szatańskich ataków Bóg zawsze znajdzie sposób na ocalenie człowieka przed wiecznym potępieniem.
Wspaniałym tego przykładem jest opowieść o kapłanie, którego sekundy dzieliły od samobójstwa, lecz wytrwałe orędownictwo siostry Wandy ocaliło tego biednego wybrańca Boga. Nasza mistyczka, modląc się w intencji tego kapłana, otrzymała wsparcie wspólnoty sióstr z Pryciun i prawdopodobnie ojca Antoniego Ząbka SI, który wszedłszy wtedy razem z siostrami do pokoju Wandy, zauważył jakąś wielką duchową walkę z kimś, kto – jak się wydawało – chciał udusić stygmatyczkę. Kiedy kapłan przywołał łacińską formułę egzorcyzmu, dziwne zachowania Wandy zaczęły się wyciszać, nadal jednak rzucała się kompulsywnie, jakby chciała coś z siebie zerwać. W końcu zsunięto z niej kołdrę i okazało się, że siostra była oplątana pięciometrowym lnianym sznurem. Chciała go rozluźnić, gdyż zaciskał się na jej szyi. Wszyscy byli zaskoczeni, gdyż nigdy wcześniej w domu sióstr nie widziano takiego sznura i ten rodzaj powrozu nie był w ogóle znany w tej okolicy.
Zdjęto go z Wandy i schowano w, zdawało się, bezpiecznym i zamkniętym miejscu, jednak po pewnym czasie powróz zniknął – nie wiadomo, co się z nim stało. Wiadomo natomiast, że o tym wydarzeniu nasza mistyczka zachowała następujące wspomnienie: Jezus na krzyżu. Mało mam ufności. Iść nie mogę, ostry ból w prawej nodze, w głowie utkwiło trzynaście kolców. Rzucają się na mnie, zabierają krzyż. Jeden kapłan myśli o samobójstwie. O Jezu, proszę o światło, o przebaczenie i siłę nad złymi duchami. Łączę się z jego duszą i upominam. Zaklinam go na Boga Żywego, aby się opamiętał. Nic nie pomaga, więcej chce się zastanawiać. Większa siła mocy złych ujada się na niego. Pokazuję mu krzyż, dowodzę, że istnieje piekło, pokazuję mu Niepokalaną, Anioła Stróża. Chwilami myślał zawrócić z drogi, ale całe piekło już uwzięło się na mnie. Widzę całe fale pieniącego się morza. Nawały rzucają się na niego i na mnie, ale uczyniony krzyż z wyrazami Exorcizo te immunde spirytus – odrzucają nas, jeszcze nie zatracając. Anioł Stróż naszego księdza czyni znak Przenajświętszej Trójcy nad kapłanem X. Rzucał się z czwartego piętra, aby się zabić. Wyjrzał przez okno, a tam rozbawione dzieci jedno na drugie krzyczy: „grzech śmiertelny, do piekła pójdziesz”. Ach, Boże, piekło jest!
Misja ratowania dusz kapłanów
Wytrwała walka siostry Wandy o duszę tego kapłana przyniosła oczekiwany skutek. Cena za to zwycięstwo była bardzo duża, ale nasza mistyczka była gotowa ponieść wszelkie koszty, aby uratować choćby jednego kapłana – rozumiała bowiem, że tego pragnie od niej Jezus. Rozumiała, że taka droga podążania za Jezusem nasyci jej duszę, bo przybliża ją do Najukochańszego. Tym samym, choć raz po raz doświadczała ogromnej nawałnicy cierpień, to jednocześnie czuła, że idzie właściwą drogą – że jest w sercu swojej misji otrzymanej od Boga. Łaska Chrystusowego błogosławieństwa dla głodnych i spragnionych sprawiedliwości uszczęśliwiała ją i ocalała chwiejnych kapłanów oraz osoby konsekrowane:
Zrozumiałam – zanotowała – że byłam doświadczaną. Zrozumiałam, że dusze kapłanów w liczbie przeszło pięćdziesięciu wyrwałam z rąk szatańskich i teraz niebo się cieszy, a piekło się wścieka na mnie i teraz grożą mi uduszeniem. Chwilę jeszcze pokłóciłam się z szatanem, a później zlękłam się ogromnej ilości, która opuściła dusze kapłanów i rzuciła się na mnie. O Boże, Ty tylko widziałeś, jak ciężko było. Czułam zupełnie świadomie, jak mnie duszono wprost za gardło, oddychać nie mogłam, ale w duszy rozumiałam, że to też z woli Bożej. W miarę upływu czasu tajemnicze ekstazy nasilały się, a w 1943 roku pojawiały się każdego dnia. Były to już nie tylko krwawienia, ale towarzyszące im odrętwienie ciała, przyśpieszony puls, nieco podwyższona temperatura i kompulsywne drgawki. Widoczna była także rana na prawym boku, krwawe pręgi na dwóch rękach, trzynaście niewielkich ran na głowie.
Cała jestem Twoja Jezu!
Pomimo upływu czasu siostra Wanda nie ustawała w gorliwej modlitwie i pokucie za kapłanów i osoby konsekrowane i konsekwentnie realizowała swą misję. Być może patrząc z bliska na życie i posługę kapłanów i osób zakonnych, widziała ich oziębłość i chwiejność, które tak bardzo bolą Jezusa. Jednocześnie sama starała się zachować czujność, dlatego zanotowała:
O Jezu mój Najukochańszy – wiem i żywo przeżywam Twoją Mękę w czasie Twojej modlitwy w Ogrójcu: trwoga, smutek, cały przerażający widok dusz kapłańskich i zakonnych, mojego Zgromadzenia, a chyba równa się z całą ludzką złością i obojętnością – ludzi żyjących w obojętnościach, w letniej wierze, a najbardziej cierpi nad Kapłanami, nad duszami wybranymi do wyjątkowych współczucia razem z Nim i ze swoją Przeczystą Matką. Dalej już napisać – czy przelać nie umiem – Jezu, Ty wiesz najlepiej, jaką jestem ja, Twoja Konwalia. Najukochańszy, błagam Cię, naucz mnie modlić się za nich wszystkich, żeby Ci było chociaż trochę lżej… mieszkać z nami w Tabernakulach na całej ziemi i w duszach przez Ciebie wybranych. Jeszcze błagam Ciebie, nie zostawiaj mnie samej, bo trudno mi często poznawać działania chytrego ducha, który czyha na porwania mojej duszy.
Jej modlitwa i ofiara wynagradzająca okazała się bardzo skuteczna, a bezsilność diabła tylko wzmagała jego agresję – okazało się bowiem, że słabość i chorowitość Wandy dały jej niewiarygodną siłę do wygrania mistycznej bitwy pomiędzy dobrem a złem, o czym wymownie świadczą te słowa: „Zgodziłam się na wszystko. Noc z soboty na niedzielę przebyłam niby w piekle. Dusze kapłanów widziałam w strasznej walce z grzechami, swoimi namiętnościami i z chwilowymi poddaniami się pod władzę szatanów. Stanęłam do walki między niebem a piekłem”. Diabeł na różne sposoby próbował ją przechytrzyć i dlatego ukazywał się jej w rozmaitych postaciach: przypominał Jezusa, przystojnego mężczyznę, psa, lamę czy też pięknych aniołów. Siostra Wanda jednak dzielnie odpierała wszystkie te ataki, powtarzając sobie, że cała należy do Jezusa i że mimo podszeptów złego ducha nie zrezygnuje z posłuszeństwa przełożonym, korzystania ze spowiedzi i Komunii Świętej. Nie dała się także przerazić ani ogromem własnych grzechów, ani nawałnicą dręczących myśli, ani rzucaniem się na nią zastępów piekielnych, ani dręczeniom w postaci silnych ucisków, uderzania łokciami w bolące boki i nabrzmiałe wrzody czy kopania. Choć miała trudności z oddychaniem z powodu ucisku w klatce piersiowej i była bita po głowie, a nawet obrzucana smrodliwą śliną po twarzy, zwłaszcza w oczy, nie poddała się. Czuła, że w tej walce nie jest sama, że Bóg wspomaga ją, posyłając z odsieczą z nieba Maryję, Michała Archanioła i innych aniołów i świętych.
Fragment pochodzi z książki „Ukryta w Ranie Serca Jezusa” ks. Jerzego Jastrzębskiego, wydanej nakładem wydawnictwa Esprit.