Zrobimy wszystko, by reforma Katarzyny Hall nie weszła w życie, a nasze dzieci mogły uczyć się i bawić w przedszkolu – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl Tomasz Elbanowski z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, razem z żoną Karoliną inicjator akcji „Ratuj Maluchy”.
Fundacja i Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców rozpoczęły w styczniu zbiórkę podpisów pod wnioskiem o ogólnopolskie referendum edukacyjne „Ratuj maluchy i starsze dzieci też”. Przed czym chcą je Państwo ochronić?
Wesprzyj nas już teraz!
Przede wszystkim przed nieprzemyślaną reformą minister Katarzyny Hall, która doprowadziła edukację w Polsce do stanu głębokiej zapaści. Najważniejszym tematem referendum jest zniesienie obowiązku szkolnego sześciolatków. Druga kwestia to zniesienie obowiązkowego wysyłania pięcioletnich dzieci do zerówek w szkołach. Chcemy także, aby wszyscy obywatele mogli wypowiedzieć się w kwestii programu nauczania w liceach ogólnokształcących. Chodzi o przywrócenie pełnego kursu historii w tych szkołach. Kolejne pytanie dotyczy ograniczenia likwidacji szkół publicznych i przedszkoli. Wprowadzona przez minister Hall zmiana sprawiła, że likwidacja takich placówek wymaga jedynie decyzji samorządów. Pozostaje bez kontroli kuratoriów, które wcześniej mogły ją zablokować. Po piąte, chcemy poważnej dyskusji o gimnazjach. To reforma wdrożona jeszcze przez ministra Handkego. Obywatele powinni jednak wypowiedzieć się, czy chcą aby gimnazja pozostały, czy wolą powrót do systemu, który obowiązywał wcześniej, czyli 8 lat szkoły podstawowej i 4 lat szkoły średniej.
To już trzecia akcja fundacji przeciwko wprowadzeniu obowiązku szkolnego sześciolatków. Wcześniejsze doprowadziły do odroczenia go do 2014 r. Szkoły w tym czasie miały przygotować się na przyjęcie sześcioletnich dzieci. Zakłada Pan, że to się nie uda?
Od początku domagaliśmy się odwołania reformy. Ale dobre i to, że rząd dał pięciu rocznikom, czyli rodzicom dwóch milionów sześciolatków wolny wybór i większość rodziców wybrała pozostawienie dziecka w zerówce. To, że szkoły się nie przygotują na sześciolatki, widać gołym okiem. Pieniędzy na oświatę jest coraz mniej. Zaraz po przyjęciu reformy obniżenia wieku szkolnego, premier, powołując się na kryzys, zabrał większą część kwoty przeznaczonej na dostosowanie szkół na przyjęcie sześciolatków. To pokazuje podejście rządu do edukacji i do planowanej zmiany. Reforma została bardzo źle przygotowana. Ministerstwo nie wyznaczyło standardów, które klasy, szkoły powinny spełniać, by przyjąć młodsze dzieci. Na ten cel nie przeznaczono żadnych środków. To po prostu nie ma prawa się udać.
Minister Edukacji Krystyna Szumilas twierdzi natomiast, że obniżenie wieku szkolnego to „krok dla dobra dziecka”. Powołuje się na badania Instytutu Badań Edukacyjnych, z których wynika, że sześciolatki „radzą sobie w szkołach tak samo albo lepiej niż siedmiolatki”.
To absurd. Młodsze dziecko nie może być lepiej rozwinięte niż starsze. Badania, o których mówi pani minister zostały zmanipulowane. Donosiły już o tym gazety. Chodzi przede wszystkim o dobór próby do badań. Maluchy, które napotykały w szkole problemy, były odrzucane przez grupę badawczą.
Do naszej fundacji często zgłaszają się rodzice, którzy posłali swoje sześcioletnie dzieci do szkół. Skarżą się na fatalny program nauczania, na nieprzygotowanie szkół do przyjęcia maluchów. Reforma wdrażana jest z krzywdą dla dzieci. Najmłodsi bardzo źle to znoszą. Wiele sobie po prostu nie radzi. Niestety, kiedy sześciolatek idzie do pierwszej klasy, zostaje objęty obowiązkiem i klamka zapadła. Ministerstwo nie przygotowało przepisów, które umożliwiałyby takim dzieciom powrót do zerówki. Rodzice muszą się strasznie namęczyć, aby je przenieść. Najczęściej to się jednak nie udaje. Wysłanie sześciolatka do pierwszej klasy to jest droga w jedną stronę.
Dlaczego jednak Państwa fundacja opowiada się za zniesieniem obowiązku przedszkolnego pięciolatków? Wychowanie przedszkole jest przecież szczególnie istotne z punktu widzenia wyrównywania szans edukacyjnych dzieci.
Oczywiście, wychowanie przedszkolne jest bardzo ważne. Nasza fundacja walczy o jak najszerszy dostęp do przedszkoli dla młodszych dzieci. Dwa lata temu złożyliśmy w Sejmie podpisany przez 350 tysięcy osób obywatelski projekt ustawy o objęciu przedszkoli subwencją oświatową. Do tej pory rząd nie podjął tego tematu. Co natomiast robi? Wysyła obowiązkowo pięciolatki do przedszkoli. Ponieważ w Polsce brakuje tego typu placówek, pięcioletnie dzieci trafiają do… szkół. To dyrektor szkoły z mocy prawa pilnuje edukacji pięciolatków z danego regionu. Przygotowaliśmy raport, w jakich warunkach maluchy się uczą. Tego naprawdę nie można nazwać edukacją przedszkolną. Dzieci z mniejszych miejscowości muszą podróżować do szkół gimbusami razem z nastoletnimi kolegami. Podczas przejazdu nie pilnują ich nauczyciele, a jedynie kierowca. W szkołach brakuje posiłków, nawet wodę pitną dzieci muszą przynosić z domu. To standardy trzeciego świata.
Państwa fundacja chce, aby obywatele wyrazili swoją opinię w kwestii stopniowej likwidacji gimnazjów. Do tej pory wypowiadał się Pan na ten temat dość sceptycznie.
Zajęliśmy się tą sprawą ze względu na telefony od zaniepokojonych rodziców. Gimnazja to kontrowersyjny element, wprowadzony przy dużym oporze społecznym. Wiemy, że się nie sprawdziły, są niewydolne wychowawczo. Naukę rozpoczyna w nich młodzież, będąca w newralgicznym wieku. Młodzi wchodzą w nowe środowisko, nie znają kolegów, przydzielani im są nowi wychowawcy. Nie chcemy gwałtownych zmian. Nie możemy jednak udawać, że nie ma problemu. Nie nawołujemy do natychmiastowej likwidacji gimnazjów, ale pragniemy poważnej dyskusji na ten temat. To obywatele powinni wypowiedzieć się, czy konieczny jest stopniowy plan zmian i powrót do poprzedniego systemu.
We wniosku o referendum fundacja porusza także powstrzymanie procesu likwidacji szkół publicznych i przedszkoli. Jak to zrobić? Placówki te są zwykle likwidowane decyzją samorządów, które rozpaczliwie szukają pieniędzy.
Po pierwsze, zainwestować odpowiednie środki z budżetu państwa. Po drugie, wprowadzić mechanizmy kontrolne. Pozostawienie likwidacji szkół jedynie decyzji samorządów, jak zrobiła to minister Hall, jest błędem. Kontrolę nad samorządami w tej kwestii powinny sprawować kuratoria. Często samorządy działają wbrew lokalnej społeczności. Zdarza się, że dzwonią do nas rodzice, alarmując o likwidacji szkół mających kilkuset uczniów. Okazuje się, że placówka mieści się w atrakcyjnym budynku, a gmina likwiduje ją, bo chce ten budynek np. sprzedać. Powodem zamknięcia szkoły mogą być też oszczędności. Dwa lata temu, w Krośnie Odrzańskim ze względów finansowych podjęto decyzję o likwidacji połowy szkół.
Samorządy takie posunięcia uzasadniają niżem demograficznym. Coraz mniej dzieci uczęszcza do szkół.
Oczywiście, bywają różne przypadki. Jednak często powodowane jest to nieuzasadnionymi społecznie względami finansowymi. Samorządy wolą wydać pieniądze na stadiony czy na ozdoby świąteczne niż na edukację, a przecież to dużo ważniejsza sprawa. Rząd nie może z kolei zrzucać wszystkiego na samorządy. Powinien dofinansować rosnące koszty edukacji. Bilans jest taki, że w zeszłym roku zamknięto 800 szkół, a samorządy planują zamknięcie kilku tysięcy kolejnych. To zanik publicznej edukacji.
Krytykowana przez Pana Katarzyna Hall od prawie dwóch lat nie jest już ministrem. Media donosiły zresztą, że to Państwa fundacja obaliła byłą szefową resortu edukacji. Jak ocenia Pan rządy jej następczyni Krystyny Szumilas?
Pani minister Hall podejmowała fatalne dla polskiej edukacji decyzje, które będziemy naprawiać przez wiele lat. Niestety, była w tym bardzo aktywna. Była bardzo źle odbierana przez wszystkie środowiska związane z edukacją i w końcu nawet premier musiał to przyznać. Następcą została jednak dotychczasowa wiceminister, która odpowiada m.in. za wprowadzenie nowej podstawy programowej z ograniczoną historią w liceach i fatalnym programem od przedszkola i pierwszej klasy aż do matury.
Na początku kadencji nowej minister mieliśmy nadzieję na lepszy dialog niż z jej poprzedniczką. Poprosiliśmy o spotkanie, otrzymaliśmy zapewnienie, że do niego dojdzie. Potem przez 100 dni dzwoniliśmy codziennie z prośbą o wyznaczenie konkretnego terminu. Pani minister nie chciała jednak rozmawiać. Zamiast tego proponuje prymitywną propagandę. Dwa miliony złotych wydała na udowodnienie rodzicom w telewizyjnych spotach, że nie potrafią zajmować się swoim sześciolatkiem. Zdążyła zasłynąć zmanipulowanymi badaniami i łamaniem sumienia nauczycieli i psychologów, którym każe niezależnie od ich opinii, wmawiać rodzicom, że wszystkie sześciolatki nadają się do pierwszej klasy. Pani minister wzięła na siebie odpowiedzialność za fatalną reformę, przez którą tysiące dzieci przeżywa szkolny falstart, kończący się nieraz nerwicą. Mam tu na myśli prawdziwe historie konkretnych dzieci. W powszechnej ocenie minister Szumilas jest kontynuatorką działań swojej poprzedniczki.
Zatem aby powstrzymać tę fatalną, wprowadzoną przez Katarzynę Hall, a kontynuowaną przez minister Szumilas, reformę, organizują Państwo akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum edukacyjne. Ile udało się już ich zebrać?
W akcję zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum włączyły się tysiące osób z całej Polski. Dotarło do nas już 70 tysięcy podpisów, ale z każdym dniem przybywają kolejne. 21 marca kończymy pierwszy etap akcji i z pewnością będziemy już wtedy mieli pierwsze 100 tysięcy. Docelowo potrzebne jest co najmniej pół miliona, choć mamy nadzieję na więcej. Termin zakończenia akcji podamy w przyszłym tygodniu. Nie mamy wiele czasu, bo na zniesienie przepisów o obowiązku szkolnym sześciolatków w 2014 r. pozostał najwyżej rok.
Po zgromadzeniu wymaganej liczby podpisów wniosek trafi do Sejmu. Jak ocenia Pan szanse na to, że referendum się odbędzie?
Wniosek trafi do sejmu, a im więcej podpisów przyniesiemy, tym większa jest szansa, że politycy wezmą nasz głos pod uwagę. Dlatego zachęcam wszystkich, których dotyczy sprawa sześciolatków, ale także tych, którym zależy na realizacji innych postulatów np. przywrócenia historii w liceach, do wejścia na stronę rzecznikrodzicow.pl, pobrania formularza i zbierania podpisów. Pierwszym aktem publicznego zabrania głosu w poruszonych sprawach jest sama akcja zbierania podpisów pod wnioskiem.
Jest Pan ojcem szóstki dzieci. Najstarsza córka rozpoczęła już naukę w szkole podstawowej. O jakiej edukacji dla nich Pan marzy? Jak powinna wyglądać?
Chcę dobrej jakości edukacji publicznej. Wzorem jest dla nas edukacja przedszkolna, która wciąż jeszcze stoi w Polsce na najwyższym światowym poziomie. Edukacja, w której dziecko uczestniczy z radością, z doskonale przygotowaną kadrą i dobrymi programami nauczania, połączona z wysokiej jakości opieką, w której standardem są trzy posiłki, spacer na świeżym powietrzu, troska o każde dziecko, również to ze specjalnymi potrzebami. Niestety, właśnie ten etap edukacji został przewidziany przez reformatorów do likwidacji. Starsze przedszkolaki mają iść do szkół, a młodsze zostać w placówkach jedynie opiekuńczych. Zrobimy jednak wszystko co się da, żeby reforma nie weszła w życie, a nasze dzieci mogły uczyć się i bawić w przedszkolu.
Rozmawiała Anna Krupka
{galeria}