Spora część społeczności międzynarodowej wyjątkowo ostro zareagowała na plany reformy sądownictwa w naszym kraju. Czyżby plany te – świadomie lub nie – pokrzyżowały szyki międzynarodowego lewactwa? Czy miało ono zamiar wykorzystania polskiego wymiaru sprawiedliwości do swoich rewolucyjnych celów?
Protesty tak znacznego segmentu światowej opinii publicznej wobec planów reformy sądownictwa w Polsce mogą nam uświadomić, jak bardzo dla ustroju państwa i życia społeczeństwa ważny jest wymiar sprawiedliwości. Widzimy też jasno, dlaczego owa reforma jest Rzeczypospolitej potrzebna i czemu wymaga gruntowanego przygotowania oraz przemyślenia. Przykład niektórych krajów uczy, że to właśnie poprzez sądy i trybunały przeprowadzano rewolucyjne zmiany natury światopoglądowej. Czy właśnie dlatego Zachód stanowczo powiedział zmianom w naszym kraju głośne i zdecydowane „nie”?
Wesprzyj nas już teraz!
Trójpodział władzy? Dobre sobie!
Nie wydaje się bowiem, by zainteresowanie się świata zachodniego problemem polskiej reformy systemu sądownictwa miało wiele wspólnego z zasadą trójpodziału władzy i chęcią jej obrony. Dlaczego? Bowiem Konstytucja z roku 1997, nawet interpretowana przez twardogłowych liberałów, traktuje monteskiuszową zasadę, delikatnie mówiąc, niezwykle pobieżnie! W polskim systemie politycznym przedstawiciele władzy wykonawczej tj. ministrowie są jednocześnie członkami Parlamentu czyli organu władzy ustawodawczej. Ponadto wpływ na obsadę Sądu Najwyższego ma Prezydent, a swoich ludzi do Krajowej Rady Sądowniczej deleguje zarówno głowa państwa jak i Sejm oraz Senat.
Ponadto polska reforma sądownictwa nie oddala nas, a wręcz zbliża, do wielu państw zachodnich, w których funkcjonują rozwiązania zawarte w ustawach przygotowanych przez posłów PiS. Skąd więc tak ogromne zaangażowanie czynników międzynarodowych w polski spór o reformę sądownictwa? Wszak obcy wmieszali się w nasze sprawy na niespotykaną wcześniej skalę!
Nawet zwyczajowo krytyczne wobec rządu w Warszawie opinie instytucji europejskich, do których w ciągu ostatnich lat wszyscy przywykli, sprawiają wrażenie o wiele mocniejszych niż w przypadku sporu o Trybunał Konstytucyjny czy narzucania nam „kwot uchodźców”. Niezdecydowani na co dzień eurokraci, jakoś wyjątkowo szybko przeszli do straszenia nas sankcjami. Ponadto konfliktem dotyczącym Sądu Najwyższego zainteresowała się nawet przychylna rządowi PiS amerykańska administracja, a polskie media dostrzegają związek żydowskiego finansisty Georga Sorosa i zależnych od niego instytucji i środowisk z ruchem, który został zorganizowany dla blokowania reformy sądownictwa. Gra toczy się więc o coś więcej niż tylko o stołek dla jednego czy drugiego sędziego.
Sądokracja
Czyżby więc zachodni politycy i lobbyści rewolucji chcieli utrzymać polskie sądownictwo w dotychczasowej kondycji, mając świadomość, że forsowane przez nich zdziczenie obyczajów może zostać nad Wisłą zainstalowane tylko nieparlamentarną drogą, czyli poprzez nowe sądowe interpretacje starych praw?
Najgłośniejsza sądowa „nowelizacja” prawa dotyczącego moralności (czyli zinterpretowanie na nowy sposób starych przepisów) nastąpiła w Stanach Zjednoczonych. Tamtejszy Sąd Najwyższy w roku 2015 de facto wprowadził na terytorium całego państwa tzw. „małżeństwa” przedstawicieli subkultury LGBT.
Mniej znany w Polsce „incydent” natury światopoglądowej miał miejsce we Włoszech. Wiosną roku 2017 sąd w Trydencie zaakceptował dokument wydany w Kanadzie, zgodnie z którym w dokumentach bliźniacy wpisanych mają… dwóch mężczyzn jako rodziców (dzieci zostały urodzone przez surogatkę wynajętą przez homoseksualistów).
Również wiosną roku 2017 Niemiecki Federalny Sąd Administracyjny orzekł, że władza państwowa nie może uniemożliwiać sprzedaży osobom chorym trucizn. W ten sposób de facto zalegalizowano na terenie RFN eutanazję, chociaż formalnie wciąż pozostaje ona zakazana. Bundestag podtrzymał zakaz mordowania ludzi starszych i schorowanych ledwie dwa lata temu! Tak więc wybrany przez naród Parlament sobie, a sędziowie sobie.
Przykładów sądowej ingerencji w prawo nie brakuje. „Sądokracja” (ang. Judicial Oligarchy, oligarchia sędziów) staje się swoistą plagą, gdyż w miejsce uprawnionych w reżimach demokratycznych do stanowienia przepisów prawa parlamentów wchodzą sądy i trybunały. Dlatego też Polacy powinni być mądrzy przed szkodą, wyciągnąć wnioski z upadku Zachodu i zablokować wszelkie możliwości przeprowadzenia nad Wisłą obyczajowej rewolucji tylnymi drzwiami.
Doświadczenia krajów zachodnich z rewolucją obyczajową przeprowadzaną poprzez aparat sędziowski i groźba podobnego scenariusza w Polsce pokazują, jak bardzo reforma wymiaru sprawiedliwości jest w naszym kraju potrzebna. Im głośniej krzyczy światowa lewica, a postępowy mainstream mocniej broni obecnego systemu sądownictwa, tym wyraźniej widać, że funkcjonujący dzisiaj wymiar sprawiedliwości wymaga głębokich zmian. Absolutnie nie może być jednak mowy o pospiesznym, nieprzemyślanym i pełnym formalnych błędów budowaniu lichej instalacji na glinianych nogach, która rychło upadnie za sprawą niedostrzeżonych przez twórców nowego systemu błędów konstrukcyjnych i w ten sposób pogrzebie wszelkie szanse na obronę moralnego ładu w Ojczyźnie.
Michał Wałach