18 grudnia 2020

Tajemnica Wcielenia. Prawda o Słowie silniejsza od herezji

(źródło: pixabay.com)

Już za kilka dni zakończy się czas Adwentu, rozpoczniemy świętowanie okresu Narodzenia Pańskiego. To czas przypominający nam o wielkiej tajemnicy Wcielenia, o tym, Kim jest Dziecię narodzone w Betlejem Judzkim. Prawda o Jezusie Chrystusie nigdy nie ulegnie zaciemnieniu, choć na przestrzeni wieków wielokrotnie rozwijały się przeciwne jej błędy; a herezje te… żyją pod różnymi postaciami aż po dzień dzisiejszy.

 

Stary Testament ukazuje nam także historię ludu wybranego – jego (nie)wierności, relacji z pogańskimi ludami i wyznawanymi przez nie religiami, niezwykle wymowna jest historia wielkiego proroka Eliasza. Wiemy, że w czasie w którym narodził się Chrystus, ówczesny judaizm przeżywał kryzys, Żydzi doświadczyli wpływów greckich, a później i rzymskich. Można powiedzieć, że ich świat uległ małej „globalizacji”, stali się częścią śródziemnomorskiego kręgu kulturowego i politycznego. Postawy, jakie w związku z tym istniały, były różne; wiemy, że żydzi żyli także w diasporze, wiemy, że posiadali różny stosunek wobec grecko-rzymskiej kultury ówczesnego świata, wiemy jednak także, że dla wielu Żydów kultura grecka była ich własną – za wyjątkiem, oczywiście, greckiej religii. Świadczące o tym nawiązania odnajdujemy także na kartach Nowego Testamentu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wiemy, że wiara rodziła się ze słuchania, jej nauczycielami i strażnikami byli Apostołowie. Wiemy, że wzrostowi tej wiary towarzyszył pewien „skandal”: Chrystus poniósł śmierć za Żydów, jak i za nie-Żydów, usunął barierę oddzielającą pogan. Jak tłumaczył św. Paweł, „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą – dziedzicami” (Ga 3, 28-29). Wiemy, że pierwsi chrześcijanie musieli wyjaśniać swoja wiarę innym – my zresztą także mamy taki obowiązek, zgodnie ze słowami św. Piotra „Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3, 15).

 

Chrześcijaństwo weszło zróżnicowany świat, głosząc Chrystusa, jego wierni korzystali z tego, co było znane i zrozumiałe dla ludzi, których napotykali. Naturalnie więc, w przypadku pogan sięgali często po myśl grecką, z wielkim uznaniem podchodząc do mądrości wybranych myślicieli pogańskich. W przypadku Żydów wyjaśniało wiarę w świetle historii zbawienia i dziejów Izraela, ukazując Chrystusa jako zapowiadanego Mesjasza. Członkowie gmin chrześcijańskich musieli liczyć się także z wpływem świata pogańskiego, a także z tym, że niektórzy wyznawcy – z tych czy innych powodów – wracają do pewnych aspektów dawnego życia, a nawet starają się je uzasadnić w świetle wiary objawionej.

 

Dzieje Apostolskie wskazują nam także na pewną pouczającą historię dotyczącą mężczyzny znanego jako Szymon Mag, „który dawniej zajmował się czarną magią, wprawiał w zdumienie lud Samarii i twierdził, że jest kimś niezwykłym” (Dz 8, 9). Wiemy, że chciał on kupić dar udzielania Ducha Świętego, pisarze chrześcijańscy widzą w Szymonie założyciela gnostycyzmu, herezji szczególnie groźnej, regularnie nawracającej i istniejącej po dziś dzień. Naturalnie, pojawiać się musieli ludzie twierdzący, że są „niezwykli”, także próbujący – z różnych pobudek – zmienić wiarę objawioną i przekazywaną albo nadać jej inne rozumienie. Kiedy Apostołowie i ich pierwsi uczniowie odeszli do ich Pana i Mistrza, chrześcijanie naturalnie – broniąc swej wiary jako tej, którą otrzymali – musieli się zwrócić w stronę uznanych pism natchnionych, polemika broniąca objawionej prawdy musiała oprzeć się o Pismo Święte, tradycję nauczania ustnego i sam autorytet Kościoła.

 

Pamiętać musimy przy tym, że początkowo kwestia autentyczności pism uznawanych za natchnione nie była jasno określona, w różnych miejscach ówczesnego chrystianizującego się świata za natchnione uznawano czasem pisma, które powstały bez natchnienia Ducha Świętego, a czasem i takie, które zawierały błędy przeciwne wierze, inspirowane innymi religiami czy prądami sprzecznymi z chrześcijaństwem. Jako że Dobra Nowina polegała na głoszeniu Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, Syna Bożego, Zbawcy i Pana, to pierwsze błędy i herezje dotyczyły właśnie prawd wiary o Chrystusie, Bogu-człowieku. Pod tym względem okres Narodzenia Pańskiego kieruje naszą uwagę także w stronę nadprzyrodzoności Kościoła, obietnic, jakie Pan pozostawił tym, którzy w Niego uwierzą.

 

Powinniśmy więc nieco wiedzieć o tych herezjach dawnych czasów także i po to, by tym lepiej rozumieć Tajemnicę Wcielenia, a w czasie Narodzenia Pańskiego pomedytować nad wielkością wydarzeń, które wspominamy. Na czym więc polegały błędy głoszone w pierwszych wiekach chrześcijaństwa?

 

1. Wiemy, że pierwsze herezje narodziły się w środowisku chrześcijan „judaizujących”, pisarze chrześcijańscy wskazują na pewnego mężczyznę z Azji Mniejszej, który już w pierwszym wieku próbował nauczać, że Jezus Chrystus był tylko i wyłącznie człowiekiem, synem Józefa i Maryi, wybranym przez Boga, natchnionym i sprawiedliwym, wielkim prorokiem, ale tylko człowiekiem. To wielki kierunek herezji pojawiających się później na przestrzeniach wieków, sprowadzający się do negowania boskości Chrystusa lub – z drugiej strony – Jego człowieczeństwa. Wiemy że taki pogląd, uznający Mesjasza zapowiedzianego przez proroków tylko za wielkiego, sprawiedliwego człowieka wybranego przez Boga, panował wśród niektórych grup chrześcijan pochodzących z judaizmu, wyznawali go ebionici, grupa judeochrześcijan, która zaczęła tracić na znaczeniu po nieudanym powstaniu Bar-Kochby. Wiemy jednak, że pewne ich grupy istniały w kolejnych wiekach, aż po wiek VII, a być może i później – historycy nie są co do tego zgodni. Być może wywarli pewien wpływ na powstanie islamu…

 

2. To prowadzi nas do problemu monarchianizmu, herezji z II i III wieku. Wiemy, że herezja ta jest pewnym nurtem, przyjmującym dwie główne formy – adopcjanizmu („gałęź” dynamiczno-adopcjanistyczną) i modalizmu (modalistyczno-sabeliańską) – zróżnicowane w czasie i w zależności od ich przedstawicieli. Skąd wziął się „monarchianizm”? Zwolennicy takich poglądów często odwoływali się do Boga rozumianego jako władcy, boskiego monarchy, Boga który jest Jeden, aż po negowanie Boskiej Trójcy. Choć nie zawsze pojawiał się wymiar postrzegania Boga jako władcy, to przedstawiciele tego nurtu starali się „bronić” monoteizmu poprzez negowanie Trójcy świętej. Chrześcijaństwo rozwijało się w dwóch kontekstach – religii żydowskiej i kultury świata grecko-rzymskiego –  dochodziło więc do starcia poglądów i polemiki dotyczącej Boga i tajemnicy Osób Świętych. To obszar wielkich kontrowersji doktrynalnych pierwszych wieków i wyzwań, na które odpowiedzi udzielić musiały pierwsze sobory, broniąc wiary przez poglądami jej zagrażającymi.

 

3. Adopcjanizm – w dużym skrócie – opierał się na twierdzeniu, że Jezus Chrystus był jedynie przybranym Synem Bożym. Nie były to poglądy usystematyzowane, wiemy, że ich przedstawicieli łączyła negacja boskości Jezusa i pogląd o pewnego rodzaju „przybraniu” Jezusa przez Boga za Syna, bądź że Chrystus jest „Bogiem tylko z nazwy”. Modalizm z kolei – znów w dużym skrócie – polegał na głoszeniu, że Bóg jest jeden, nie istnieje zasadniczo rozróżnienie Boskich Osób, a jeden Bóg przyjmuje różne postaci i za ich pomocą objawia  człowiekowi: jako Stworzyciel ujawnia się jako Ojciec, Zbawiciel – jako Syn Boży, a jako źródło nadprzyrodzonego życia i świętości – Duch Święty.

 

4. Doketyzm. Wciąż pozostajemy w pierwszych wiekach chrześcijaństwa: według przedstawicieli tej herezji Chrystus nie był prawdziwym człowiekiem, nie posiadał ciała, a to co uczniowie postrzegali jako Jego ludzkie ciało, było jedynie wrażeniem, mniemaniem, złudzeniem. Logicznie: w myśl takiego przekonania Chrystus nie posiadał ludzkiej natury, nie przyjął tak naprawdę ciała z Dziewicy Maryi, nie mógł też za nas cierpieć, a jeśli tak, to na czym miałaby polegać odkupicielska Męka i Śmierć Pana Jezusa? Tak, jak w przypadku każdej innej herezji, błąd rodzi kolejne błędy, a logiczne podążanie w kierunku, który dana herezja wyznacza, niesie ze sobą odrzucenie kolejnych prawd wiary. Teologowie wskazują nam, że herezja doketyzmu funkcjonowała w dwóch formach: prostej, przyziemnej, w pewnym sensie ludowej i naiwnej, a także w drugiej – być może groźniejszej – wysublimowanej intelektualnie. Możemy się domyślać, że takie poglądy – według których Chrystus nie był prawdziwie człowiekiem – pojawiały się już w pierwszych dekadach rozwoju chrześcijaństwa. Wyznawcom Chrystusa, którzy mieli takie wątpliwości, św. Jan udzielał bardzo jasnej odpowiedzi: „Umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie.  Po tym poznajecie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta, który – jak słyszeliście – nadchodzi i już teraz przebywa na świecie” (1 J 4, 1-3).

 

5. Doketyzm był herezją wyraźnie naznaczona gnostycyzmem: Chrystus nie mógł być prawdziwie człowiekiem, zanurzyć się w naszym świecie, przyjąć ciało; w myśl gnostycyzmu Bóg nie mógł się „skalać” naprawdę stając się człowiekiem. Gnostycyzm był na przestrzeni wieków wielkim, ciągle istniejącym zagrożeniem, już w drugim wieku wpływy gnostyckie były przedmiotem ostrej polemiki: Kościół musiał bronić objawionej wiary przed doktrynami, które były jej obce i ją wypaczały. A zagrożenie było podwójne, gnostycy głosili swe poglądy i szukali zwolenników zupełnie samodzielnie, niezależnie od wiary i myśli chrześcijańskiej, obrona wiary w tym przypadku wydawała się rzeczą łatwiejszą niż w przypadku gnostyków „chrześcijańskich”, którzy chcieli zmienić samą istotę chrześcijaństwa. W historii nie znajdziemy drugiego, tak niszczycielskiego nurtu.

 

Gnoza – będą zjawiskiem bardzo zróżnicowanym – ma jednak pewne cechy, które chrześcijanom zawsze umożliwiały jej identyfikację. Nauka wiary chrześcijańskiej jest, była i będzie zawsze taka sama, Ewangelia głoszona jest publicznie, jest taka sama dla wszystkich. Bóg objawił się człowiekowi, chrześcijańska mądrość wynika z działania łaski, opiera się na doświadczeniu życia wewnętrznego, nie wymaga tajemnego wtajemniczenia, „podwójnej prawdy” – jednej dla zwykłych i maluczkich, a innej, „elitarnej” dla „wybranych” i „oświeconych”, wreszcie: te same reguły wiary i postępowania dotyczą nas wszystkich. Jako chrześcijanie uważamy, że nasza natura jest zraniona, obarczona pewną skazą wynikającą z grzechu pierworodnego, ale nie jest całkowicie zła, musimy walczyć z pokusami wynikającymi ze zranienia naszej natury. A wreszcie: możemy korzystać z wolnej woli zwracając się ku Bogu, w przeciwieństwie do różnej maści gnostyków uważamy, że stworzenie mówi nam o dobrym Stwórcy, który nas kocha, oferuje nam pomoc i uwalnia nas od grzechu, śmierci i potępienia.

 

Przygotowując się do czasu Bożego Narodzenia tak naprawdę przygotowujemy się do świętowania wielkiej Tajemnicy, wielkiej prawdy radykalnie wskazującej na Bożą bliskość i miłość. Ta prawda od samego początku była odrzucana, wywoływała zgorszenie: jak prawdziwy Bóg mógł stać się człowiekiem? Jak mógł zejść na nizinę naszego ludzkiego świata? Historia herezji starających zaciemnić prawdę wiary o Bogu-człowieku uczy nas wielu rzeczy. Wiara jest otrzymywana i przekazywana, nie zmienia się jej treść, pogłębia się jej rozumienie. Kościół już od samego początku musiał reagować na poglądy i nauki przeciwne wierze, a czyniąc tak, polegał tak na pismach natchnionych, jak i na nauczaniu przekazywanym ustnie. Równocześnie zwolennicy herezji starali się wykorzystywać pisma w sposób, który uzasadniałby ich błędne twierdzenia, bywali wśród nich prezbiterzy jak i biskupi; wielu propagatorów herezji prowadziło bardzo ascetyczny, surowy tryb życia, co często zjednywało im zwolenników. Starali się nawet tak manipulować świętymi pismami, by sprawiać wrażenie, że uzasadniają ich stanowisko, kiedy tak naprawdę… zadawały im kłam.  Kościół musiał wiec w pewnym momencie określić kanon tekstów, które cieszą się Bożym natchnieniem, oddzielić je od tekstów pobożnych, ale o czysto ludzkim charakterze, a tym bardziej od tekstów, które wierze przeczyły i starały się ją wypaczać.

 

Mała dygresja: co w tym kontekście logicznie protestanccy „reformatorzy” natrafili na problem tych tekstów objawionych, które przeczą ich tezom, tak jak i na przeczące im świadectwo pisarzy chrześcijańskich dawnych wieków. Odrzucając autorytet Kościoła cieszącego się opieką Ducha Świętego, musieli oprzeć się na własnym „autorytecie”. To jedna z kwestii nastręczających poważnych problemów protestantom, także i dzisiaj. Jako że twierdzą oni, iż odwołują się wyłącznie do Pisma, pozostaje zadać pytanie o to, jakie jest jego pochodzenie?

 

W pewnym sensie herezje stanowiły czynnik… rozwoju, wymagały obrony prawdy, jak najjaśniejszego jej przedstawienia i doprecyzowania, wskazania tego, co prawdzie tej przeczy; wymagało to także użycia języka filozofi. Kościół nie „wymyślał” swej doktryny, jak to często twierdzą różni antyklerykałowie i „racjonaliści”. Święty Ireneusz z Lyonu nakreślił w kontekście gnostyków bardzo ważne słowa, które odnieść można do wszystkich późniejszych herezji: „Kiedy znów odwołujemy się do tradycji pochodzącej od Apostołów a zachowanej dzięki następstwu prezbiterów w Kościołach, wówczas występują przeciw Tradycji twierdząc, że są mądrzejsi nie tylko od prezbiterów, lecz nawet od Apostołów i że znaleźli szczerą prawdę” („Adversus Haereses” II, 2, 2. Tłum. A. Bober).

 

msf

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie