11 stycznia 2014

Trochę się tutaj jedzie. I to chyba każdemu. Tym z Warszawy i tak najlepiej, bo mają tu tylko nieco ponad godzinę. Ci z Krakowa już niemal cztery. Podobnie poznaniacy. Pomorzanie z Trójmiasta o jedną godzinę dłużej. A i trasa nie najszybsza, bo po opuszczeniu szybkich krajówek trzeba zacząć kluczyć lokalnymi drogami wojewódzkimi, by ostatecznie przycupnąć do Wisły kierując się gminnymi szlakami. Nie zawsze asfaltowymi. Nie zawsze… I całe szczęście. Do takiego miejsca nie można przecież przyjechać ot, tak. Po prostu. Łatwo, przyjemnie i szybko. Ono jest nazbyt cenne. Nazbyt bajkowe. Nazbyt święte.

 

Oto ono. Drewniany kościół parafialny, zbudowany w 1776 r. w kształcie bazylikowym z piękną iluzjonistyczną polichromią, trójnawowym układem z dwoma wieżami i transeptem. Jesteśmy na miejscu. Jesteśmy w Mariańskim Porzeczu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Warto pochylić się nad historią powstania kościoła w tym miejscu. Jego fundatorem i pomysłodawcą był niejaki Jan Lasocki. Dziedzic siedzowski, który postanowił, że kościół będzie znajdywał się pod opieką Księży Marianów. I wszystko byłoby usłane różami, gdyby nie tutejszy pleban, ks. Mateusz Broliński, który od początku był przeciwny inwestycji. Podania przedstawiają tego duchownego jako oddanego czciciela Matki Bożej, ale z drugiej strony człowieka nie mogącego pojąć tajemnicy Niepokalanego Poczęcia. Warto w tym miejscu nadmienić, że w owych czasach nie był w tym osamotniony. Oficjalnie dogmatu tego nie zatwierdził wówczas jeszcze Kościół – stało się to dopiero 8 grudnia 1854 r. za sprawą bulli Ineffabilis Deus papieża Piusa IX. Marianie zaś ową prawdę zaś głosili praktycznie od początku istnienia zakonu.

 

Wróćmy jednak do naszego księdza Mateusza. Jak podają źródła[1], „pewnego razu we śnie ukazali się mu szatani w postaci murzynów, którzy smagali go boleśnie po całym ciele. Najście ustało, kiedy ks. Broliński wezwał pomocy Najświętszej Maryi Panny. Kilka dni później zgasła lampka, którą zawsze palił przed figurą Bogarodzicy i znów pojawiły się smagające go złe duchy. Zaczął wówczas wzywać Maryję i pojawił się anioł, który wyjaśnił, że jest to kara ‘za napastowanie towarzyszy Maryi’, czyli marianów. Po tym zdarzeniu ks. Broliński zmienił nastawienie do zakonu i dogmatu, a w czasie święta Niepokalanego Poczęcia, wygłosił w budowanym kościele goźlińskim pamiętne kazanie. Rozpoczął je słowami: ‘Wielowładna na cały świat Monarchini i Panno’. Zakończył zaś zobowiązaniem, że ‘Twoje Niepokalane Poczęcie rozkrzewiać będziemy i jego bronić i życiem samym pieczętować gotowi będziemy. Amen.”

Stało się zatem! Owo zaś „Amen” rozbrzmiewa tu po dziś dzień.

 

Panie, bo tera to ludziom się we łbach poprzewracało… – mimo że mówi jakby z wyrzutem, na jego twarzy próżno doszukiwać się jakichkolwiek śladów złości.

Ale dlaczego? Bo mają pieniądze, tak?

Ano to też. Ale w ogóle… Bo widzi pan… – dodaje po chwili zastanowienia, spoglądając na dom, na progu którego właśnie siedzimy. – Bo ja musiałem przez całe lata to wszystko własnymi rękami zrobić. A ten kościół… A ten kościół to prawie że zbudowałem. Wszystko. I dach kładliśmy…

– Dach? A co? Przeciekał?

Panie kochany! Żeby tylko przeciekał. Pamiętam takie zimy, kiedy na poddaszu były całe zaspy śniegu!

– Pan go nie słucha. On już w tym wieku, że mu się wszystko myli! – rzuca w naszym kierunku opatulona w kolorowa chustę uśmiechnięta kobieta. Bierze kubeł z jakimiś odpadkami i z rozbawionymi, inteligentnymi oczami lustruje całą sytuację na podwórku. Po chwili znika w domu. Jednak, jak na prawdziwą żonę przystało, nie zamyka za sobą drzwi. Musi przecież słyszeć, co tam stary wygaduje dziennikarzowi.

Nie, nie… O kościele to nic nie mylę. Panie kochany – mówi łagodnie dotykając mojej ręki. – Ja za długo w nim siedziałem, aby zapomnieć.

Ale już za stary jesteś! – słychać z sieni. Małżonka czuwa.

…A jak musiałem piętnaście hektarów ziemi odsiewać – dodaje po chwili milczenia pan Roman, jakby wyrwany z letargu. – To dopiero było! A dziś… Dziś mają wszystko i jeszcze narzekają.

– Za wiele historii z życia samej parafii to się pan od niego nie dowie. Mówiłam… – czuwająca pani domu okazuje się nagle stać dokładnie za nami.

– Szkoda, bo to fantastyczny kościółek…

– A tak. To istna perełka. Istna perełka – odpowiada pan Roman, niespełna dziewięćdziesięcioletni kościelny parafii Matki Boskiej Goźlińskiej. Parafii, której kościół może ze spokojem kandydować do miana najpiękniejszego w naszym kraju. A tak niewielu o nim słyszało. Do tej pory ja również.

 

Mariańskie Porzecze. Mieścinka z dwustoma mieszkańcami. Odbijamy z prowadzącej na Wilgę trasy nr 801 w prawo. Mijamy niewielki leśny zagajnik. Jeszcze troszkę i jesteśmy. Przed nami spory plac parkingowy. Tuż obok jedyny sklep w okolicy. Kilka drzew. Trakcja z liniami wysokiego napięcia. I ona. Drewniana cichutka świątynia. Jakby próbująca nieśmiało schować się za koronami otaczających ją akacji, kasztanów i lip. Te już jednak praktycznie bez liści. Kiepska kryjówka. Kościółek widać w pełnej okazałości. Na całe szczęście.

Pan zrobi zdjęcie tego klucza. Trochę niesamowity, co? – uśmiecha się ksiądz Jan, marianin i aktualny kustosz sanktuarium Matki Boskiej Bolesnej. To on otwiera przede mną wrota tajemnicy.

 

I nie będę znów pisał, że to, co w tej chwili widzę w środku, to „perła polskiej architektury drewnianej”. Że „wybudowano go na planie łacińskiego krzyża”. Że „trzynawowy”. Że z „iluzjonistycznymi polichromiami”. Bo to naprawdę nie powie Państwu za wiele. Ten kościół naprawdę trzeba zobaczyć. Trzeba tu wejść. Przyklęknąć przed Tabernakulum. Przypatrzeć się w milczeniu. Uszczypnąć, czy to naprawdę jeszcze nie Niebo. A na koniec… po prostu odetchnąć. I po cichu przed cudownym obrazem Matki Bożej Goźlińskiej westchnąć „Amen”.

 

Tekst i zdjęcia: Stefan Czerniecki

 

{galeria}

[1] http://marianskieporzecze.marianie.pl/historia-sanktuarium.html

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 300 775 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram