Na Ukrainie obserwowane jest zjawisko „leninopadów”. Ludzie masowo zwalają z piedestałów pomniki jednego z największych ludobójców w historii, twórcy zbrodniczego systemu, który kosztował życie kilkunastu milionów Ukraińców (por. „hołodmor”); padają pomniki, które dzisiaj słusznie są odbierane przez Ukraińców jako symbol nie tylko nie dokończonej desowietyzacji kraju, ale również ciągle silnych (jak dotąd) rosyjskich wpływów nad Dnieprem.
Wiele na to wskazuje, że jesteśmy świadkami nie tylko wojny Ukrainy o niepodległość, ale także o jej prawdziwy zasięg terytorialny. Teraz następuję czas weryfikacji, ile z tego hojnego „daru”, jakim był kształt terytorialny Ukraińskiej Sowieckiej Republiki, która w 1991 roku ogłosiła niepodległość, utrzyma się przy Kijowie. Myślę tu o Krymie i wschodniej Ukrainie z Charkowem i Donieckiem. Jedno jest wszak pewne – Rosja tego nie odpuści. Gra toczy się wszakże nie utrwalenie cofnięcia się Rosji (w sensie formalnych granic państwowych) do czasów Piotra I, ale o cofnięcie się do czasów sprzed ugody perejasławskiej (1654r.). Nie ma więc wątpliwości, że nikt w Moskwie nie zrezygnuje z Kijowa.
Wesprzyj nas już teraz!
Poza tym pewnikiem, mamy same pytania? Jakie znaczenie w takim, a nie innym rozwoju wydarzeń na Ukrainie mają (miały i mieć będą) eksplorowane właśnie zasoby gazu łupkowego na Ukrainie? Jaki wpływ na przebieg wydarzeń w Kijowie miały „policje tajne, jawne i dwupłciowe” z obszaru UE i zza Oceanu? Jakimi argumentami „nie do odrzucenia” przekonano oligarchów do zainicjowania rozpadu frakcji Partii Regionów w ukraińskim parlamencie?
No i wreszcie: Jak imperium będzie kontratakować? Czy rozpocznie się gra na obronę zagrożonych ukraińskim nacjonalizmem Rosjan na Krymie i w Doniecku? Czy dojdzie do powtórki scenariusza z Północną Osetią? Czy może Kreml uruchomi tylko w stosownym czasie „broń gazową”?
Pochodną pewnika o nadchodzącym (a może już mającym miejsce) kontrataku Rosji, jest przypuszczenie, graniczące z pewnością, że oko Saurona zwróci się teraz jeszcze baczniej na Polskę. I znowu – jak na razie – same pytania. Czy w związku z tym nie pojawią się nagle w Przemyślu czy Chełmie ulotki domagające się powrotu tych „rdzennie ukraińskich ziem” do macierzy oraz inne tego typu działania? Czy po raz kolejny nie pojawią się w Internecie zdjęcia zmasakrowanych ciał ofiar smoleńskiej katastrofy lub inne tego typu wrzutki (np. stenogram z ostatniej „rozmowy braci” itp.)?
Nie wiemy również jakich politycznych wyborów dokonają sami Ukraińcy. Nie jest przecież tajemnicą udział w Majdanie środowisk, które traktują siebie jako kontynuatorów „dzieła” Bandery. Co z tego wyniknie? Oto kolejne pytanie.
Wśród tych wielu pytań i jednego pewnika, czyli Rosji, jest jeden namacalny, jakże pocieszający fakt – masowe zwalanie pomników Lenina na Ukrainie. Tam, gdzie zwalają pomniki sowieckiego ludobójcy, tam powstaje nadzieja. Dawno w Europie nie było tak pięknego widoku. Cieszmy się tym.
Grzegorz Kucharczyk