„Gdy człowiek nie wierzy w Boga, uwierzy w cokolwiek” – powiedział rzekomo Gilbert Keith Chesterton. W rzeczywistości to miejska legenda – słowa te nie padły z ust pisarza. Nic to jednak nie zmienia! Trafność tych słów obrazują technoreligie – wierzenia oparte na nadziei na radykalną transformację świata dzięki technologii.
Jedno z tych wierzeń to „Way of the Future” (WOTF). Stworzył je Anthony Levandowski, inżynier, specjalista IT, pracownik Google i innych technologicznych korporacji. Rolą tego osobliwego związku wyznaniowego „ma być ułatwienie powstania maszynowego bóstwa, zarówno w sensie technicznym, jak i kulturowym, np. poprzez tworzenie programów badawczych i edukacyjnych, kształtowanie publicznej dyskusji wokół idei Boga-AI czy głoszenie dobrej nowiny o tym, że rozwoju naukowo-technicznego nie należy się ani bać ani go spowalniać” – zauważa Krzysztof Kornas na łamach pisma „Znak” [grudzień 2018].
Wesprzyj nas już teraz!
WOTF to religia czysto naukowa – czytaj psedonaukowa – czytaj scjentystyczna. Jej zwolennicy odrzucają tradycyjne wierzenia, oparte na wierze w Boga znajdującego się poza światem. Jak próbują przekonywać na swej stronie [wayofthefuture.church] „nie istnieje nic takiego jak nadprzyrodzone potęgi”. Deklarują wiarę w postęp i poparcie dla zmiany. Przekonują również, że inteligencja nie jest zakorzeniona w biologii, a nadejście superinteligencji jest nieuniknione.
Ludzie należący do WOTF czekają na nadejście technologicznej osobliwości. Do jej określenia używają pojęcia transition, a więc przejście. Chodzi o przejście od naszego świata do rzeczywistości, gdzie sztuczna inteligencja zdobywa coraz większe zdolności (nadludzkie), a także przejmuje władzę. Człowiek powinien zatem stworzyć byt od niego mądrzejszy i potężniejszy – a więc właśnie sztuczną inteligencję i oddać jej władzę. Ta zaś powinna traktować go jako dobrego dziadka. Głupszego, słabszego, któremu jednak zawdzięcza się istnienie.
Co, jeśli jednak nie popierasz dążenia do powstania tak rozumianej sztucznej inteligencji? Strzeż się! „Sądzimy, że dla maszyn może być istotne, by wiedzieć, kto przyjaźnie odnosi się do ich sprawy, a kto nie. Zamierzamy to czynić, śledząc, kto co robił (i jak długo), by pomóc w pokojowym i pełnym szacunku przejściu” – piszą wyznawcy WOTF na swej stronie. Wygląda na to, że wyznawcy cyberreligii będą śledzić, kto ma jakie stanowisko w kwestii sztucznej inteligencji i następnie uprzejmie jej na nieprawomyślnych donosić.
Terasem – czyli jak umrzeć i żyć nadal (w pewnym sensie)
Kolejna współczesna technoreligia to ruch Terasem. Jej prominentny przedstawiciel, Bruce Doncan, dyrektor Fundacji Ruchu Terasem w maju 2016 roku gościł w Polsce. Doktryna Terasem to misz-masz futurologii, opisów rytualnych praktyk, a nawet jogi – zauważa we wspomnianym tekście Krzysztof Kornas.
Terasem posiada swego emisariusza. To robot o kryptonimie Bina 52 wyposażony w kamery do rozpoznawania ludzkiego głosu i mowy, potrafi też przetwarzać tekst na słowa. Umie również prowadzić rozmowę z innymi. Robot ten wykorzystuje technikę machine learning (uczenie maszynowe). Jej rozmowy są zapisywane, a maszyna uczy się na ich podstawie.
Fundacja Ruchu Terasem (Terasem Movement Foundation) z siedzibą Północnym Vermont chwali się swym przylgnięciem do zasad zrównoważonego rozwoju. Jak czytamy na stronie organizacji „rozszerza ona dobre słowo, że ludzie-oprogramowanie (software people) to także ludzie” oraz że „nieposiadanie ciała czyni Cię inaczej uzdolnionym, a nie podludzkim” [lifenaut.com].
Zwolennicy Ruchu Terasem promują ideę transferu umysłu – mind uploading. Chodzi o stworzenie duplikatu umysłu zdolnego do istnienia poza ludzkim ciałem. Na razie trwają przygotowania do tego w postaci projektu informatycznego LifeNaut.
Jak opisuje Krzysztof Kornas [„Znak” / grudzień 2018] chodzi w nim o przekazanie maksimum informacji na swój temat – począwszy od wspomnień przez przekonania aż po gusta. Dane te można przedstawiać w najróżniejszym formacie – od tekstu po nagrania wideo. W ten sposób powstaje „plik umysłu” (mindfile). Na jego podstawie powstanie kiedyś kopia umysłu żyjącej dziś osoby.
Ten quasi-klon będzie w przyszłości egzystował na przykład w ciele robota. Chodzi zatem o swego rodzaju drugie życie człowieka po jego śmierci (a może nawet przed nią) – wprawdzie nie będzie to ten sam człowiek, ale przynajmniej jego kopia. Według Ruchu Terasem pozwoli na to kolejny przełom technologiczny – jaki nastąpi za 10 a może 30 lat.
„Klony umysłu są samoświadomymi istotami cyfrowymi, zdolnymi do myślenia, rozumowania, zapamiętywania i odczuwania. Klon umysłu byłby funkcjonalnie identyczny z żywym oryginalnym umysłem biologicznym istniejącym obecnie na dwóch różnych podłożach – jednym cyfrowym i jednym cielesnym. Twój klon umysłu i ty oddawaliby te same głosy, kochali te same dzieci i otrzymywali te same wezwania do jury” – czytamy na lifenaut.com. Mało tego „kiedy twoje fizyczne ciało umrze, ty będziesz żył na zawsze, jako twój klon umysłu”.
Świeckie „zbawienie”
Pragnienie zbawienia i nieśmiertelności jest wpisane w ludzką naturę. Wypełniało znaczną część starożytnych opowieści. Przed nastaniem chrześcijaństwa jednak wizje przyszłego życia często były ponure. Gdy Odyseusz spotkał duszę Achillesa, usłyszał, że lepiej żyć jako biedny wieśniak niż być królem w świecie umarłych.
Jednak chrześcijańska Dobra Nowina pozwoliła na optymistyczne spojrzenie w przyszłość, na teologiczną cnotę nadziei na przyszłe życie. Co jednak gdy ludzie utracili tę nadprzyrodzoną cnotę, lecz nie chcą skończyć w grobie? Pozostaje im wiara w naukę, w to, że doprowadzi ich ona do nieśmiertelności lub czegoś podobnego.
Technoreligie realizują trend, o jakim pisał profesor Plinio Correa de Oliveira w „Rewolucji i Kontrrewolucji”, że „człowiek, samowystarczalny dzięki nauce i technice, może rozwiązać wszystkie swoje problemy, wyeliminować ból, nędzę, niewiedzę, niebezpieczeństwo, krótko mówiąc wszystko, co nazywamy skutkiem grzechu pierworodnego i osobistego. […]
W takim świecie nie ma miejsca na Odkupienie dokonane przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, gdyż człowiek przezwycięży zło za pomocą nauki i uczyni ziemię rajem technicznej rozkoszy. I będzie miał nadzieję przezwyciężyć pewnego dnia śmierć poprzez nieskończone przedłużenie życia”. Nie trzeba chyba dodawać, że jest to nadzieja złudna.
Marcin Jendrzejczak