„Nagle uznaliście, że w sprawie Karola Wojtyły i kardynała Adama Sapiehy teczki bezpieki nie są wiarygodne. Ale jak oskarżaliście Lecha Wałęsę o bycie agentem, to dokumenty SB były cacy – szydzi z prawicy jeden z komentatorów obozu liberalnego. Ten publicystyczny sztych brzmi efektownie, ale jest bałamutny”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Piotr Semka.
Publicysta przypomina, że w sprawie Lecha Wałęsy teza o jego świadomej, płatnej i aktywnej współpracy z bezpieką wynikała z analizy jego licznych donosów i śladów po tych donosach w teczkach ofiar inwigilacji. „W innych sprawach lustracyjnych powoływano się na zapisy w spisie osobowych źródeł informacji, których bezpieka nie fałszowała. Nie mogła tego robić, bo sama zagubiłaby się w swoich grach operacyjnych”, zaznacza.
„W wypadku filmu Franciszkańska 5 Marcina Gutowskiego i książki Maxima culpa Ekkego Overbeeka autorzy budują insynuacje o rzekomych perwersyjnych skłonnościach kard. Adama Sapiehy na podstawie zeznań dwóch złamanych przez UB księży, uzyskanych w czasie ich przesłuchań. Nie wiemy i nie jesteśmy w stanie ustalić, czy przesłuchiwani byli torturowani. Nie wiemy, czy dręczeni kapłani nie mówili tego, co im sugerował śledczy. Skoro nie ma pewności co do prawdziwości zeznań, to jak można na nich budować bardzo drastyczne oskarżenia?”, pyta retorycznie autor „Do Rzeczy”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Raz jeszcze wypada powtórzyć: czym innym jest badanie w archiwach UB czy SB, czy ktoś został zarejestrowany jako agent, bo wymagało to określonej procedury, którą SB traktowała niezwykle serio. Czym innym są zeznania na przesłuchaniach, które mogły być wymuszone”, podsumowuje Piotr Semka.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK
TVP Dokument wyemituje dziś wyjątkowy film o św. Janie Pawle II. Dotyka najpoważniejszych problemów