Osiemdziesiąt pięć lat temu agresja Niemiec i wybuch wojny zburzył życie milionów Polaków. Wielu zginęło, jeszcze więcej stało się ofiarami wojennej traumy, która obciążyła również następne pokolenia. Oto jak niektórzy z tych, którzy widzieli niemieckie bomby, wspominali ten dramatyczny czas.
Kiedy Niemcy zaatakowały Polskę Zbigniew Snarski miał 15 lat. Od urodzenia mieszkał z rodzicami w Warszawie. Kończyły się wakacje, podczas których odpoczywał u cioci. – Wojna zastała mnie, kiedy miło spędzałem wakacyjny czas u ciotki w okolicach Pułtuska. Wtedy to po raz pierwszy usłyszałem gwizd pocisków i widziałem jak polska bateria ostrzeliwuje Niemców, a oni odpowiadają ogniem. Z daleka wyglądało to bardzo widowiskowo. Kolorowe snopy ognia z rozrywających się artyleryjskich pocisków strzelają w niebo jak fajerwerki. Kiedy jednak kanonada przeniosła się blisko miejsca, w którym się znajdowałem, zapomniałem o jej walorach widowiskowych i zacząłem się naprawdę bać. Zrozumiałem, że to nie zabawa – wspominał Zbigniew Narski (1924 – 2023) żołnierz AK, powstaniec warszawski, na emigracji od roku 1947 – z powodu wyroku śmierci wydanego na niego przez komunistyczny sąd.
We wrześniu 1939 roku 15 lat miał również Bronisław Karwowski, który wówczas mieszkał w Łomży. Był świadkiem niemieckich bombardowań tego miasta i krwawych zmagań polskich żołnierzy o utrzymanie linii Narwi. Na tej właśnie linii, w rejonie Wizny, na Strękowej Górze, bohatersko bronili się żołnierze dowodzeni przez kapitana Władysława Raginisa. Na Narwi, która płynie przez Łomżę, przez dłuższy czas, we wrześniu 1939 roku, stał front. – Okrutne oblicze wojny ujrzałem w Łomży już 3 września. Byłem wtedy akurat blisko centrum. Nad miasto nadleciały niemieckie bombowce. Zaczęły się z nich sypać bomby. Pamiętam huk eksplozji, walące się domy, oszalali z przerażenia ludzie. Jako piętnastolatek widziałem wówczas widok, którego nie zapomnę do końca życia. Odłamek bomby odciął mężczyźnie głowę, a sam korpus jego ciała przebiegł jeszcze kilka metrów, zanim runął na ulicę. Przeskakiwałem z bramy do bramy kamienic. Udał mi się ujść z życiem. – wspomina. Bronisław Karbowski (1924- 2018) żołnierz AK, później Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Po wojnie okrutnie przesłuchiwany przez UB i więziony w latach 1948- 52.
Wesprzyj nas już teraz!
Wrzesień 1939 dobrze zapamiętał ks. prałat Władysław Podeszwik (urodzony w roku 1932 zmarły w roku 2021). – Kiedy zaczęła się wojna miałem zaledwie 7 lat, ale dobrze wszystko pamiętam, bo to były bardzo traumatyczne wydarzenia. Kiedy mój ojciec gdzieś na froncie walczył w wojnie obronnej, niemieckie samoloty bombardowały naszą wieś Zabiele, niedaleko Łomży. Z kolegą staliśmy przy drzwiach piwnicy. Coś, czy ktoś niewidzialny, pewnie Anioł Stróż, jakby szepnął mi do ucha, żeby wejść do piwnicy. Weszliśmy z kolegą, a w tej samej chwili niedaleko eksplodowała bomba lotnicza. Lecący z ogromną prędkością odłamek rozbił w drzazgi drzwi piwnicy. Gdybyśmy tam stali – zginęlibyśmy – mówił ks. prałat.
To nie było jego jedyne cudowne ocalenie. – Podczas kolejnego nalotu samoloty ostrzelały wieś. Byłem akurat na polu, położyłem się na zaoranym polu w bruzdę. Pocisk prawie otarł się o moją głowę. Wystraszyłem się, wstałem i zacząłem biec. Przeleciało nade mną 9 samolotów ziejąc ogniem z luf karabinów maszynowych, żadna kula mnie nie dosięgła, wszystkie przeszły obok. Moja kuzynka nie miała jednak takiego szczęścia. Kiedy próbowała się skryć, przeszyła ją kula. Osierociła dziecko, które było jeszcze w kołysce – ze smutkiem wspominał ks. Władysław Podeszwik, wspaniały kapłan i kapelan polonijny w USA.
Kiedy wybuchła wojna Irena Moniuszko miała zaledwie 6 lat, jednak pamięta wszystko doskonale. – Kiedy Niemcy weszli do naszej wsi, zajęli nasz dom. Naszą mamę, mnie i pięcioro rodzeństwa, małe dzieci, ulokowali w ziemnej piwnicy, bez okien. Ojciec ukrywał się, bo mężczyzn wywozili na roboty do Niemiec. Byliśmy wciąż głodni, bo zagrabili nasze mienie a nam nie dawali nic jeść. Kiedy mój 8 letni brat ukradł Niemcom kawałek kiełbasy, żeby wyżywić rodzinę, Niemcy bardzo mocno go zbili, ledwo przeżył. Terroryzowali całą wieś, kilka osób rozstrzelali – opowiada pani Irena urodzona w roku 1933.
Oczami dziecka początek wojny widział Marian Tananis (1929 – 2019). – Kiedy wybuchła wojna schroniliśmy się u moich dziadków we wsi Płaska niedaleko Augustowa. Mojego ojca Niemcy zagonili do robót przy wycince drzew i przy transporcie drewna z puszczy do Kanału Augustowskiego, którym je spławiano. Ta praca była wyjątkowo ciężka i ławo było zostać kaleką lub zginąć. Wkrótce na Augustowszczyznę i Suwalszczyznę zaczęto ściągać całe rodziny z Niemiec. Z domów wysiedlano Polaków, a oddawano je Niemcom. Zaczęły się rozstrzeliwania przedstawicieli polskiej inteligencji – wspominał Marian Tananis. – Któregoś razu ojciec zostawił mnie u swojego znajomego leśniczego w Królowej Wodzie, a sam udał się do Sopoćkin, załatwić swoją osobistą sprawę. Podczas przekraczania granicy niemiecko – sowieckiej ciężko postrzelił go niemiecki żołdak. Z braku lekarstw i opieki medycznej dostała się gangrena i zmarł. Niemcy mieli zwyczaj zniemczać sieroty, którym zginął ojciec. Tak chcieli zrobić ze mną. Dlatego ciągle zmieniałem miejsce pobytu, żeby mnie nie znaleźli. W końcu wstąpiłem w szeregi AK i zamieszkałem z oddziałem w puszczy – wspominał trudny czas wojny Marian Tananis, żołnierz AK podczas obławy augustowskiej, który po wojnie długie lata spędził w ciężkich komunistycznych więzieniach.
Adam Białous