Fala upałów, jaka w ostatnich dniach nawiedziła Polskę, a precyzyjniej: intensywna praca „prądożernych” klimatyzatorów łagodzących nieprzyjemne skutki wysokich temperatur spowodowała, że zapotrzebowanie na energię elektryczną zbliżyło się w naszym kraju do rekordu z roku 2019. Problemy nam jednak nie grożą – uspokajają operatorzy. Tylko czy możemy spodziewać się podobnie stabilnej sytuacji w przyszłości? Niektóre przesłanki wskazują, że optymizm w tej materii nie jest uzasadniony.
Rekord zapotrzebowania na energię elektryczną padł nad Wisłą 26 czerwca roku 2019 i wynosił 24,1 GW. Tymczasem na początku tego tygodnia w czasie szczytu przypadającego na godzinę 13. zużycie przekraczało 23,8 GW. Wbrew prognozom rekord więc „nie padł” – podaje „Rzeczpospolita”. Wraz z odejściem upałów zapotrzebowanie na energię ma zmaleć.
Jednak i w razie wyższego zużycia problemy nam nie grożą – zapewniają operatorzy krajowej sieci. Wśród dostępnych sposobów reagowania na ewentualny kryzys znajdują się m.in. umowy podpisane z sąsiadami. Import międzyoperatorski ratował Polskę przed tzw. blackoutem już w maju tego roku, gdy „z powodu błędu pracownika padła stacja Rogowiec, wyłączając w jednej chwili z sieci niemal całą Elektrownię Bełchatów” – podaje rp.pl.
Wesprzyj nas już teraz!
„W okresie letnim energetycy z obawą przyglądają się pracy starych bloków węglowych, które do chłodzenia używają wód z rzek. Pamiętają 2015 r., kiedy przez upały, susze i związany z tym niski stan wód część elektrowni mocno ograniczyła swoje moce. (…) To właśnie po 2015 r. skokowo zaczęły rosnąć rezerwy mocy, które można wykorzystać w kryzysowych sytuacjach” – czytamy. Dziennik zauważa ponadto, że obecnie największy blok węglowy w Elektrowni Bełchatów ma problem z uzyskaniem pełnej zdolności wytwórczej.
Wsparcie polskiego systemu ma natomiast zapewniać – szczególnie wydajna w lecie, gdy też wzrasta zapotrzebowanie na energię elektryczną – fotowoltaika, która obecnie dynamicznie rozwija się w naszym kraju. Dziennik zastrzega jednak, że inwestycje w instalacje przydomowe mogą się zmniejszyć wraz z realizacją planowanej likwidacji korzystnego systemu rozliczeń.
Tymczasem, jak wynika z obliczeń Urzędu Regulacji Energetyki, w roku 2034 potencjał wytwórczy zmniejszy się w Polsce o 11 proc. w stosunku do roku 2020. Ubytek ma być jednak znacznie większy i sięgać nawet 30 proc., gdyż dyspozycyjność źródeł odnawialnych jest niższa niż bloków węglowych. Dziennik ostrzega ponadto przed problemami mogącymi wynikać z faktu braku zapewnienia finansowania dla inwestycji energetycznych o łącznej mocy 9 GW.
Do roku 2034 w Polsce ma powstać infrastruktura tworząca łącznie 14,2 GW (4,8 GW zapewnią farmy wiatrowe, 4,4 GW – bloki gazowe, zaś 2,8 GW – fotowoltaika). Przesadny optymizm nie jest jednak uzasadniony, gdyż w tym czasie wycofane zostaną bloki węglowe o mocy wynoszącej w sumie 18,8 GW. „W zdecydowanej większości o wycofaniu jednostek z użycia decydować będzie nie ich stan techniczny, ale brak wsparcia w ramach rynku mocy oraz brak efektywności ekonomicznej” – podaje „Rzeczpospolita” zauważając, że zagrożeniem dla polskiej energetyki jest także wstrzymanie wydobycia w kopalni Turów zasilającej tamtejszą elektrownię.
Sytuację poprawić ma energetyka jądrowa, jednak – zdaniem dziennika – prace nad elektrownią „atomową” idą powoli, a rządzący stracili już wiarę w otwarcie pierwszego bloku w roku 2033.
Źródło: rp.pl
MWł
Gorąco polecamy lekturę tekstu red. Marcina Austyna pt. Uzależnieni i bezbronni. Co zrobisz, gdy „zabraknie” prądu? Aby go przeczytać należy kliknąć w poniższe okienko.
https://pch24.pl/opinie/uzaleznieni-i-bezbronni-co-zrobisz-gdy-zabraknie-pradu/
Oglądaj także:
Wyłączą nam prąd? Zielony Ład już blisko! || Jaka jest prawda?