Deklaracja z Abu Zabi to „epokowy” tekst, który trzeba „wdrażać w życie”, mówią austriaccy uczeni. Dokument, o którego korektę osobiście prosił papieża Franciszka bp Athanasius Schneider, nie został zmieniony i może siać spustoszenie w świecie teologii i religioznawstwa.
4 lutego 2019 roku papież Franciszek podpisał Deklarację z Abu Zabi. Jej sygnatariuszem był również Wielki Imam Uniwersytetu Al-Azhar w Kairze, Ahmed al-Tayyeb. Deklaracja została przyjęta przez znaczną część Kościoła katolickiego z głębokim zaniepokojeniem.
W tekście stwierdzono, że różnorodność religijna na świecie jest wyrazem mądrej woli Bożej. Jeżeli Franciszek stwierdziłby, że Bóg chce, aby istniały różne religie, byłaby to herezja.
Wesprzyj nas już teraz!
Problem w tym, że w tekście zestawiono różnorodność religijną z różnorodnością płci czy ras, wyraźnie sugerując, że chodzi o coś dobrego.
Kard. Gerhard Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, polecał czytać tę deklarację w duchu „dyplomatycznym” i nie traktować jej poważnie; przyznawał, że gdyby odczytać rzecz dosłownie, konsekwencje byłyby katastrofalne.
Papieża o wyjaśnienia prosił osobiście bp Athanasius Schneider z Kazachstanu. Franciszek w rozmowie z biskupem stwierdził, że nie miał na myśli nic heretyckiego. Po rozmowie z bp. Schneiderem w jednej z homilii powiedział, że teologia rozróżnia wolę pozytywną Boga oraz wolę dopuszczająca. Wola dopuszczająca polega na tym, że Bóg dopuszcza pewne rzeczy.
W Deklaracji z Abu Zabi takiego rozróżnienie w ogóle nie ma, a poprawna logicznie lektura każe czytać tekst w kluczu woli pozytywnej. Co więcej, pomimo krytyki treść Deklaracji nie została nigdy zmieniona – jest ona kolportowana do dziś w oryginalnym brzmieniu.
Franciszek wydaje się zresztą zdecydowanie popierać jej heretyckie odczytanie. Będąc we wrześniu w Azji Południowo-Wschodniej dał temu wyraz dwukrotnie – w Dżakarcie w Indonezji oraz w Singapurze. Przemawiając w Dżakarcie porównywał chrześcijan i muzułmanów do światła, stwierdzając, że obie religie są bardzo podobne. W Singapurze stwierdził z kolei, że islam, hinduizm, sikhizm oraz chrześcijaństwo są po prostu różnymi drogami do Boga. Ściśle rzecz biorąc, Franciszek wygłosił herezję, podobnie jak byłoby to w przypadku Abu Zabi. Część teologów przekonywała, że wypowiedzi Franciszka, adresowane do wyznawców innych religii, nie mogą być interpretowane w sposób ścisły; w ten sposób probówano bronić papieskich słów.
Deklaracja z Abu Zabi stała się początkiem innych inicjatyw dialogowych. W samym Abu Zabi wybudowano tak zwany Dom Rodziny Abrahamowej. To kompleks świątynny złożony z kościoła, meczetu i synagogi. Są połączone wspólnym dziedzińcem; budynki są do siebie bardzo podobne. Wyrażają w sposób oczywisty herezję różnorodności religijnej. Wszystko to oddziałuje na wyobraźnię – i prowokuje do nowej, niekatolickiej teologii.
Na ten temat mówili niedawno austriaccy uczeni, teolog prof. Michael Quast-Neulinger z Innsbrucku oraz religioznawca prof. Franz Winter z Grazu. Jak podaje portal Kathpress.at, w nagranym przez siebie podkaście Winter określił Deklarację z Abu Zabi mianem tekstu „epokowego”. Quast-Neulinger zwracał uwagę na silne wsparcie dla idei „wolności religijnej” zawarte w Deklaracji. Jak dodał, Deklaracja jest nieledwie „zadaniem dla dalszej pracy” i musi być wdrażana w życie.
Piszemy o tej sprawie, bo rzecz pokazuje, jak poważne są konsekwencje braku korekty fałszywego dokumentu. Chociaż papież, przyparty do muru przez bp. Schneidera, zaprzeczył heretyckim intencjom, tekst, który ze względu na swoją logikę domaga się heretyckiego odczytania, funkcjonuje w przestrzeni teologicznej i religioznawczej bez zmian. To oznacza, że prowokuje do budowania błędnych koncepcji. Można tylko domyślać się, jak straszne konsekwencje przyniesie to w długiej perspektywie…
Pach