Badania i rozważania naukowe doprowadzają do przekonania, że świat i życie nie powstały bez celowego zamysłu – podkreślali uczestnicy międzynarodowej konferencji naukowej pt. „Wiara i nauka w dobie sekularyzacji: Inteligentny projekt – ewolucja – stworzenie”. Rozpoczęła się ona w salach Zamku Królewskiego w Niepołomicach.
Nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy nauką i wiarą, gdyż obydwie dążą do poznania prawdy. Oczywiście, o ile mamy do czynienia z prawdziwą nauką, bo w naszych czasach w mocny sposób doszedł do głosu relatywizm przeczący prawdzie. Nasza cywilizacja poddana jest wielkiej próbie i wręcz rozsypuje się bo wiele sprzecznych ideologii próbuje zdobyć ludzkie umysły i serca. Jeśli myślimy o jedności to musi ona być oparta tylko na prawdzie, która jest jedna, nie ma wielu „prawd” – przypomniał otwierając w czwartek trzydniową konferencję Sławomir Olejniczak, prezes Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, czyli organizatora wydarzenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Ojciec doktor Michał Chaberek OP, teolog, jeden z inicjatorów niepołomickiego przedsięwzięcia, w słowie wstępnym przytoczył między innymi przykład Mikołaja Kopernika, który był człowiekiem Kościoła, a przy tym naukowcem i „nie bał się rozumu”. – Wiara nigdy nie będzie przeczyć prawdziwej nauce – zaznaczył duchowny.
Pierwszy z wykładowców, biolog ewolucyjny dr Rômulo Carleial, skupił się na argumentach Darwina broniącego teorii ewolucyjnej. Chciał on w swojej fundamentalnej książce pt. „O powstawaniu gatunków” wykazać że życie nie zostało stworzone przez Boga. Jak zaznaczył prelegent, autor głośnej pozycji nie był pierwszym ewolucjonistą i poprzedził go cały szereg badaczy, m.in. J. B. Lamarck i Robert Grant.
Darwin uważał, że następuje geometryczny przyrost gatunków i populacji, prowadzący do walki o egzystencję. W rywalizacji istotne są różnice. Jednostki silniejsze przetrwają na zasadzie doboru naturalnego. Na bazie dziedziczonych cech powstanie pozytywna ewolucja gatunków.
Według Stevena Goulda, Darwin dla swej koncepcji zaczerpnął wiele od Thomasa Malthusa. Ów ekonomista przekonywał, że konkurencja w walce o przetrwanie będzie intensywna, gdyż ludzie nie produkują wystarczająco wiele żywności. Twórca maltuzjanizmu bronił eugeniki. – To jedyna biologiczna hipoteza, u której źródła stały idee ekonomisty. Dzisiaj nie znajdziemy zaś ekonomisty, który przyznałby rację Malthusowi – podkreślał Carleial. Jak zauważył, chociaż problem głodu na świecie jest faktem, zjawisko to nie zostało wywołane liczebnością populacji.
Z kolei – wskazywał prelegent – mówiąc o doborze Darwin przypisywał naturze intencjonalność, co jest wielkim logicznym błędem. Ideolog ewolucjonizmu w swoich twierdzeniach nieustannie naturę personifikuje. To problem, który dostrzec można również w bardzo wielu publikacjach naukowych pisanych przez współczesnych ewolucjonistów.
W rzeczywistości dobór naturalny jest skutkiem, a nie przyczyną. Występuje w odniesieniu do mniejszości cech gatunkowych. O większości decyduje środowisko. Dobór stanowi więc słaby dowód na ewolucjonizm.
Darwin uważał, że pewne organy występujące u człowieka są zbędne, a skoro tak, to – jego zdaniem – nie mógł stworzyć ich Bóg. To w ocenie dr. Carleiala argument teologiczny, nie naukowy, a przy tym odwołujący się do ignorancji. Ojciec ewolucjonizmu uznał bowiem, że skoro nie zna funkcji kości ogonowej czy wyrostka, to znaczy, iż są one bezużyteczne. Z dzisiejszej perspektywy wiadomo już, że się mylił.
Inny istotny dla koncepcji Darwina argument podkreślał podobieństwo embrionów różnych gatunków. Jak wiemy obecnie, główny autor ewolucjonizmu opierał się na sfałszowanych „pod tezę” rysunkach Haeckela.
W swoich twierdzeniach Darwin przechodził do porządku dziennego nad poważnymi kwestiami nie rozstrzygając ich w przekonujący sposób. Kwitował je w swoich pismach w wielu przypadkach stwierdzeniem „nie widzę trudności”, zasłaniając pustą retoryką brak argumentów naukowych.
Na ewolucję zabrakło… milionów lat
Profesor Günter Bechly, paleontolog z Discovery Institute, pracownik naukowy Instytutu Biologicznego w amerykańskim Redmond (USA) zwrócił między innymi uwagę na brak odpowiedniej przestrzeni czasowej, która potrzebna jest aby doszło do ewolucji skomplikowanych struktur według koncepcji darwinowskiej. Naukowiec posłużył się przykładami m.in. ptasich piór i morskich waleni. Ich ewolucyjna mutacja w postaci przypadkowych zmian oraz doboru naturalnego, szacowana na dziesiątki milionów lat, musiałaby trwać wielokrotnie dłużej niż przypisuje im się obecnie.
Ewolucja człowieka zajęłaby na przykład 216 milionów lat, podczas gdy według oficjalnych naukowych datowań, wiek gatunku ludzkiego szacuje się na „zaledwie” 6 milionów lat.
Prof. Michael Behe, profesor nauk biologicznych na Uniwersytecie Lehigh w Pensylwanii oraz pracownik Centrum Nauki i Kultury przy think-tanku Discovery Institute ocenił, że najważniejszym aspektem teorii Darwina jest idea wspólnego pochodzenia gatunków. Dzisiejsze organizmy miałyby wywodzić się od innych, które żyły w odległej przeszłości. Łączące je poszczególne cechy jak pióra czy sierść rzekomo odziedziczyły od wspólnego przodka.
Jak zauważył krytyk ewolucjonizmu, ta hipoteza nie wyjaśnia, skąd pochodzili wspólni przodkowie, albo skąd uzyskali oni swe cechy.
Profesor wskazał, że nawet na początku lat 50. XX wieku nie były znane podstawy życia. Dopiero wtedy zrodziła się teoria podwójnej spirali DNA. W latach 60. odkryty został kod genetyczny. Okazało się, że zawiera on substancję przechowującą informacje. W latach 70. rozwinęła się technika klonowania fragmentów DNA, dzięki czemu można było już przyjrzeć się ich właściwościom.
– Żeby zrozumieć ewolucje, musimy zrozumieć zmiany zachodzące w DNA w długich okresach. Dopiero 20 lat temu stało się to możliwe. Największa tajemnica życia polega na tym, że kierują nim maszyny, które składają się z molekuł – mówił niemiecki uczony, prezentując zdumiewające mechanizmy ich działania, zbadane dopiero niedawno dzięki najnowocześniejszym metodom.
– Życie jest o wiele bardziej skomplikowanie niż myślał Darwin i jemu współcześni w XIX wieku. Za życiem kryje się celowy zamysł. Sam inteligentny projekt nie jest czymś mistycznym. Nie trzeba wznosić do góry rąk żeby go dostrzec – podsumowywał swój wykład prof. Behe. Jak podkreślał, nawet przeciwnicy teorii inteligentnego projektu, choćby Dawkins, niejednokrotnie przyznają, iż życie „wydaje się” zaprojektowane. Istnieją po stronie fizyki przyczyny, dla których ewolucja nie mogła dokonać tego, co jej zwolennicy twierdzą że dokonała. Darwin posuwał się zaś do bardzo daleko idących twierdzeń, które „opierały się na jego niezdyscyplinowanej wyobraźni” – mówił.
Perfekcyjna harmonia wszechświata
Profesor Guillermo Gonzalez, astronom, autor ponad 90 publikacji naukowych i odkrywca dwóch planet rozpoczął swoje wystąpienie od przytoczenia wypowiedzi swego kolegi „po fachu” Carla Sagana. Zdefiniował on kosmos jako „wszystko co jest, kiedykolwiek było, i kiedykolwiek będzie”. W swoim wykładzie badacz wykazał, jak wiele mało prawdopodobnych okoliczności musiało zajść we wszechświecie, by mogło powstać życie na planecie Ziemia. Dzięki odpowiedniemu składowi atmosfery ludzie mogą oddychać, obserwować za pośrednictwem teleskopów spory fragment kosmosu i nie spala nas słońce. Prof. Gonzales nazwał tę „koincydencję” kruchą równowagą pomiędzy tym, co niezbędne a tym co wzniosłe.
Aby dało się żyć, potrzeba odpowiednich „warunków chemicznych” i są to niezwykle wąsko zakreślone ramy. Jednym z tych warunków jest obecność właściwych pierwiastków, na przykład węgla odznaczającego się wyjątkową zdolnością do tworzenia cząstek. Na 20 milionów rodzajów cząstek występuje we wszystkich poza 600 tysiącami. Białka opierają się na węglu, komórki genów uzależnione są od węgla.
Aby zaistniało życie, planeta nie może być zbyt mała, musi istnieć na niej aktywne środowisko geologiczne, tektonika bierze udział w tworzeniu pól magnetycznych, potrzebujemy atmosfery. Mózgi wyższych zwierząt wymagają tlenu. Potrzebujemy odpowiednich planet w sąsiedztwie,
– Potrzebujemy wszechświata dostrojonego do życia – mówił profesor Gonzales.
– Wszechświat został zaprojektowany po to aby był odkrywany. Co ten projekt mówi nam o Bogu? Potwierdza teizm, projekt wskazuje na projektanta – podsumował.
Przez naukę do odkrycia Boga i Jego projektu
W ostatniej części pierwszego dnia konferencji naukowcy opowiadali, jak ich dociekania doprowadziły ich do radykalnej zmiany przekonań – zarówno naukowych, jak i filozoficznych czy religijnych.
Günther Bechly przyznał, iż w ciągu ostatnich dwóch dekad przeszedł daleką drogę od darwinisty całkowitego materializmu i ateizmu do pozycje zwolennika teorii inteligentnego projektu i zarazem chrześcijanina. Te dwa procesy myślowe uznał za blisko ze sobą związane.
Wychował się w agnostycznej rodzinie. Interesowała go nauka i przyroda. Zajmował się biologią i geologią. Ateistyczny i materialistyczny światopogląd prezentował przez ponad 40 lat swojego życia, aż do około 2004 roku. Uznał w końcu, że kwestie, które rozpatrywał na gruncie fizyki nie dają się wytłumaczyć przy zachowaniu postawy materialistycznej. Spójny światopogląd, który ma sens, da się wypracować jedynie przyjmując teizm.
Jednak zanim został chrześcijaninem, interesował się filozofią wschodu, taoizmem, buddyzmem, czy też filozofią procesową Whiteheada.
– Prędzej czy później zdawałem sobie sprawę, że spójność ich jest pozorna – wyznał. Czytając dzieła apologetyczne doszedł do wniosku, że prawdziwe jest chrześcijaństwo i uznał materializm za błąd. Z czasem też przekonał się, że najbardziej wizerunkowi Chrystusa z Ewangelii odpowiada katolicyzm.
Przemiana Güntera Bechly została dostrzeżona i „doceniona” na rodzimej uczelni, z którą był zmuszony się rozstać.
Profesor Guilermo Gonzales dorastał w Miami. W stosunkowo wczesnym dzieciństwie otrzymał w prezencie swój pierwszy teleskop, dzięki któremu mógł obserwować gwiazdy. – Natychmiast zyskałem przekonanie, że za tym wszystkim stoi umysł – wspominał. Szybko postanowił zostać astronomem i był w tym przekonaniu konsekwentny.
Pod koniec lat 90. napisał książkę Privilage Planet („Uprzywilejowana planeta”). Korzystał z naukowych grantów, dokonywał odkryć. Jednak gdy po ukazaniu się filmu pod takim samym tytułem jak wspomniana tu publikacja, zaczęły się kłopoty. – Aktywiści ateistyczni wzięli się za mnie. Jeden z nich skutecznie zbudował skierowany przeciwko mnie front profesorów. 120 osób podpisało petycję sprzeciwiając się obecności inteligentnego projektu na uniwersytecie. Wcześniej moje publikacje były tam wysoko oceniane – zaznaczył. Profesor Gonzales opuścił więc Idaho State Uniwersity.
– Kultura unieważniania [cancel culture] zaczęła się w moim przypadku 20 lat temu. Dzisiaj zakaża kolejne obszary życia i staje się na uniwersytetach coraz bardziej obecną tendencją – podkreślił gość niepołomickiej konferencji.
– Cztery lata temu byłem zatwardziałym ateistą – przyznał z kolei dr Rômulo Carleial. Porzucił wiarę katolicką w wieku 12 lat. Chciał zostać biologiem a teoria ewolucji odegrała dużą rolę w jego ateizmie. Wierzył w determinizm, na darwinizmie zaś zbudował naukową karierę. Podczas studiów zaraził się lewicowymi ideologiami w rodzaju feminizmu. Popierał tak zwaną aborcję. Był materialistą i relatywistą.
Podczas pisania pracy doktorskiej na Oxfordzie doszedł jednak do przekonania, że ateizm prowadzi do zła. Dostrzegł, iż ludzie średniowiecza tworzyli piękne dzieła, podczas gdy muzea sztuki nowoczesnej wypełnione są bezwartościowym śmieciem. Prowadził jednak grzeszne życie i gdy popadł w depresję, wrócił do Brazylii. Wciąż był – jak sam określił – aroganckim ateistą. Dopiero pod wpływem swojej siostry podjął lekturę Arystotelesa i św. Tomasza, co zupełnie zmieniło jego świat. Uznał, że system metafizyczny wyjaśnia rzeczywistość zdecydowanie w bardziej przekonujący sposób.
Również dr. Carleiala za krytykę darwinizmu spotkały represje na uniwersytecie, gdzie pracował.
Cała konferencję rejestruje kamera PCh24TV. Po jej zakończeniu wystąpienia będą dostępne na naszym kanale!
RoM