Tomasz Terlikowski, na łamach „Plusa i Minusa” przekonuje, że odwieczne nauczanie Kościoła w kwestii ludzkiej seksualności może ulec zmianie. W jego ocenie, najnowsze osiągnięcia „nauk biologicznych i społecznych” nakazują ponownie przyjrzeć się nauczaniu Kościoła w dziedzinie np. transpłciowości.
Zdaniem publicysty, chcąc podejść do nauki Magisterium w odniesieniu do kwestii płci i seksualności, „nie możemy ignorować” ostatnich odkryć nauk biologicznych i społecznych. Terlikowski nie wyjaśnia jednak jakie nauki społeczne konkretnie ma na myśli, pozostawiając czytelnikowi domysły, czy jeden z największych autorytetów w tematyce kościelnej po lewej stronie sceny politycznej, nie inspirował się przypadkiem wynurzeniami pseudonaukowców-aktywistów z katedr gender studies.
Choć w opinii Terlikowskiego „nie ma wątpliwości co do genetycznego uwarunkowania płci”, to „istnieje możliwość, że nie tylko zewnętrzne narządy płciowe świadczą o płci genetycznej”. Posługując się podejściem Kościoła do bardzo rzadkich anomalii w postaci np. hermafrodytyzmu, publicysta otwiera lekko uchylone drzwi na oścież, przekonując do dalszych interpretacji kwestii transpłciowości w nauczaniu Magisterium. I tak o płci człowieka mogą decydować już nie tylko geny lub hormony, ale i „niewłaściwe” wychowanie.
Wesprzyj nas już teraz!
„Co jednak w sytuacji, gdy gospodarka hormonalna na etapie płodowym życia człowieka, a także późniejsze wychowanie sprawiły, że istnieje rozbieżność nie tylko między płcią genitalną a genetyczną, ale także odczuwaniem jednostki sprzecznym z genetycznymi uwarunkowaniami?” – pyta.
Nie wiemy jednak co publicysta sądzi o sytuacji, gdy nie ma rozbieżności pomiędzy „płcią genitalną” i „płcią genetyczną”, natomiast granica podziału przebiega pomiędzy obiektywną rzeczywistością biologiczną, a subiektywnym, tymczasowym odczuciem? Terlikowski być może sprytnie unika tej kwestii, gdyż jednoznaczna odpowiedź mogła by go ustawić w jednym szeregu ze zwolennikami krytycznej teorii płci.
Mimo pozostawienia tych kwestii otwartymi i niejednoznacznymi, Terlikowski przekonuje o wzroście „napięcia” między doktryną, a „coraz większą wiedzą na temat kształtowania się płci, jej przeżywania i skomplikowanych relacji zachodzących między różnymi elementami naszej biologicznej tożsamości”.
To napięcie, o czym nie wspomina – często mające charakter polityczny i wytwarzane w sposób sztuczny – w jego ocenie wystarcza, by ponownie przemyśleć nauczanie Kościoła w podejściu do homoseksualności, modelu życia rodzinnego czy moralności seksualnej. I choć nie wiadomo jak zakończy się cały proces, jedynej rzeczy – zdaniem publicysty – Kościół zrobić na pewno nie może. Mianowicie, potwierdzić swojego odwiecznego nauczania opartego na Piśmie Świętym i Tradycji.
„Odpowiedzi nie mogą ograniczać się do powtarzania wcześniejsze nauki, która nie uwzględniała obecnej wiedzy, nie rozumiała pewnych kwestii, a nawet nie znała pewnych zjawisk” – ogłasza z góry Terlikowski, który najwyraźniej rozumie tą rzeczywistość dużo lepiej.
PR