Zwolennicy ideologii ekologizmu starają się zablokować jakiekolwiek działania mające na celu kontrolę nad populacją dzikich zwierząt. Ekoterroryzm, od lat kierowany wobec myśliwych, doprowadził do nadmiernego wzrostu liczebności leśnej zwierzyny, która staje się poważnym zagrożeniem dla ludzi. Coraz częściej media donoszą o wilkach swobodnie spacerujących po ulicach miejscowości. I nie są to jakieś bajki o Czerwonym Kapturku, ale fakty.
W Białowieży coraz częściej dochodzi do takich niebezpiecznych sytuacji. Wójt tej gminy, w imieniu mieszkańców terroryzowanych przez wilki, wystąpił do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o odstrzał najbardziej agresywnych osobników. Niestety nie zgodzono się na to. Wydano jedynie pozwolenie na odłowienie. W sumie złapano, strzelając do niej zastrzykiem ze środkiem usypiającym, jedną wilczycę, która wcześniej zagryzła w Białowieży kilka domowych psów. Wilczycę przewieziono do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt w Koszalinie. Zapewne jak stanie na cztery łapy, pseudoekolodzy wypuszczą agresywną waderę, a wtedy nie wiadomo czy poprzestanie na eliminacji psów.
Wilki, zwierzęta objęte ochroną ścisłą od 1998 roku, zaczynają być coraz bardziej niebezpieczne, gdyż ich liczba w ostatnich latach poważnie wzrosła. Nadmiernie duża populacja drapieżnika szkodzi innym dzikim zwierzętom, takim jak np. sarny czy jelenie. Mogą być one po prostu wytępione przez wilki. Ludzie też przestają czuć się bezpiecznie, nawet na swoim terenie. Mój kuzyn, który prowadzi gospodarstwo nastawione na hodowlę bydła mięsnego, opowiedział mi ostatnio swoją „przygodę z wilkami”: Zapadał zmrok. Bydło zaczęło ryczeć i biegać po łące. Pobiegłem tam zobaczyć co się stało. W lesie na skraju łąki żarzyło się kilka par wilczych ślepi. Gapiły się na mnie. Zdębiałem ze strachu. Na szczęście wilki nie zdecydowały się zaatakować. Odeszły. Powiem szczerze, od tej pory boję się chodzić do lasu”. Wcale mu się nie dziwię.
Wesprzyj nas już teraz!
Mniej szczęścia miał mieszkaniec wsi Wojaszówka na Podkarpaciu, którego 28 lipca tego roku wilki zaatakowały na jego własnej posesji. Wcześniej zagryzły kilka zwierząt hodowlanych i psów. Mężczyzna przeżył ten wilczy atak tylko dlatego, że udało mu się schronić w samochodzie. Wilcze kły dosięgły jednak jego łydek. Rany szarpane musiał leczyć w szpitalu. Komentując to wydarzenie jeden z wyznawców ekologizmu powiedział: To nie wina wilków. Nie powinniśmy prowokować niepotrzebnych spotkań z nimi. Idąc śladem tej pokrętnej logiki wychodzi na to, że gospodarz sprowokował drapieżniki swoją obecnością na własnym podwórku. To jest właśnie typowe podejście ideologów zielonego porządku – ludzie nie powinni prowokować świata przyrody swoją obecnością, a najlepiej żeby ich wcale nie było, bo wtedy nikt by trawy nie deptał.
Póki co, my ludzie, łącznie z niby – ekologami, jesteśmy na tym świecie i nie czujemy się dobrze jako cele ataków dzikich zwierząt. A ich liczba rośnie. Niedawno w bieszczadzkich wsiach – Strzębowisko oraz Przysłupie wilki pogryzły bawiące się dzieci. Wilcze zębiska poraniły też pana Tomasza, mieszkańca Starego Zadybia na Lubelszczyźnie. Został on zaatakowany podczas grzybobrania. Rany brzucha, które pokazał fotoreporterom, wyglądały bardzo groźnie.
Wilki przestają bać się ludzi, a to niedobrze. Zaledwie kilka dni temu w Ustrzykach Dolnych, w centrum miasta, na oczach ludzi, doszło do krwawego ataku wilków na łanię jelenia. Wilki odgoniono, ale łani nie udało się uratować. Mieszkańców Ustrzyk ogarnął lęk, bo po raz pierwszy te dzikie i niebezpieczne zwierzęta podeszły tak blisko ich mieszkań.
Kolejnym problemem są ataki wilków na bydło hodowlane. Wyraźny jest wzrost szkód spowodowanych przez wilki. W województwie podlaskim, gdzie znajdują się aż trzy wielkie puszcze, najbardziej na wilczych atakach cierpią gospodarze z terenów Suwalszczyzny oraz hodowcy bydła z miejscowości położonych blisko Puszczy Białowieskiej. Na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy w kilku wsiach w gminach Dubicze Cerkiewne i Hajnówka wilki zagryzły wiele pasących się tam cieląt. W ubiegłym roku na terenie województwa podlaskiego doszło do 136 wilczych ataków na bydło. Państwo wypłaciło rolnikom około 300 tysięcy złotych. W tym samym roku, w województwie warmińsko – mazurskim wilki atakowały bydło aż 146 razy.
Drapieżniki polują w wielu miejscach Polski. W lipcu doszło do ataku wilków na stado bydła w gminie Darłowo (woj. zachodniopomorskie). Podobne zdarzenie miało miejsce w gminie Lututów (woj. łódzkie). Kłopoty z wilkami mają też obywatele innych krajów Unii Europejskiej. Część z tych państw poważnie rozważa rozpoczęcie odstrzału drapieżników (mimo sprzeciwu urzędników UE), tych które stanowią bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi oraz zwierząt udomowionych. Najwyższy czas, zanim nie dojdzie do tragedii, aby władze naszego kraju podjęły decyzje, które chroniłby obywateli przed zębami i pazurami drapieżników.
Poważne zagrożenie dla ludzi od dłuższego już czasu, stanowią dziki, które zadomowiły się blisko miast. Na obszarach zabudowanych myśliwi mają związane ręce przepisami, które zabraniają prowadzenia tam odstrzału. Dziki na tym korzystają i mnożą się na potęgę. Prawdę pisał Jan Brzecha, iż dzik potrafi być „dziki i zły”. Przekonał się o tym m.in. mieszkaniec wsi Oliszki niedaleko Białegostoku. Po ataku dzika, w stanie ciężkim trafił on do szpitala. Również w tym roku, w biały dzień, dzik zaatakował mieszkańca Zawiercia, inny odyniec poturbował człowieka w Gdańsku. Kroniki policyjne tak oto opisują skutki jednego ze spotkań ludzi z dzikiem: „Mężczyźni w wieku 35 i 39 lat, których w poniedziałek w lesie w okolicy Malechowa (Zachodniopomorskie) zaatakował dzik, mają liczne rany kłute i szarpane kończyn dolnych. Ich stan lekarze określają jako poważny”.
Jeszcze gorzej może zakończyć się spotkanie w oko w oko z największym drapieżnikiem naszych lasów – niedźwiedziem brunatnym, którego liczebność w ostatnich latach znacznie się zwiększyła. Obecnie z domów boją się wychodzić mieszkańcy Bukowca na Podkarpaciu, bowiem regularnie „odwiedzają” ich dwa niedźwiedzie. W poszukiwaniu jedzenia wchodzą na podwórka. Dorosły niedźwiedź to nie jest Miś Uszatek, czy Puchatek i lepiej im zdjęć nie robić. W czerwcu tego roku przekonał się o tym turysta, który chciał pochwalić się takim zdjęciem z Tatr. Niedźwiedź najwyraźniej nie chciał być na tej fotografii. Tak się rozsierdził, że turysta ledwo uszedł z życiem.
Okazuje się, że nawet stworzenie o tak miłej mordce jak łoś, potrafi być niebezpieczne. W gminie Choroszcz koło Białegostoku mężczyznę, który pracował w polu, zaatakował właśnie ten okazały zwierz. Tak mocno go poturbował, że trafił na szpitalny oddział intensywnej terapii. Łosie to także dzikie zwierzęta, które powodują najgorsze w skutkach, tragiczne, wypadki drogowe. Łosie nie są pod ochroną, jednak od roku 2001 obowiązuje moratorium, które przez cały rok zabrania, pod surową karą, na nie polować. Dlatego obecnie ich populacja jest zbyt duża, co nikomu nie służy. Głodne łosie, które zimą wychodzą z Biebrzańskiego Parku Narodowego (jest ich tam ponad 700), by najeść się w gospodarskich sośniakach, potrafią w tym okresie zniszczyć nawet kilkaset hektarów młodych lasów.
Szkody rolnicze spowodowane w Polsce przez dzikie zwierzęta są z każdym rokiem większe. Rekordy biją kwoty odszkodowań. W ubiegły roku tylko w województwie warmińsko – mazurskim poszkodowanym przez wolno żyjące zwierzęta chronione trzeba było wypłacić, z państwowej kasy grubo ponad 10 mln zł. Prawdziwego spustoszenia na gospodarskich polach potrafią dokonać największe europejskie zwierzęta – potężne żubry. Liczebność ich białowieskiego stada, największego w Polsce i na świecie, z roku na rok rośnie. Obecnie wynosi 715 sztuk. Żubry powodują też wypadki drogowe. W tym miesiącu niedaleko Suwałk doszło do zderzenia pociągu z żubrem, który tego nie przeżył.
Wraz z rosnącą z każdym rokiem liczbą dzikich zwierząt rośnie liczba ich ataków na ludzi. Niepokoi też ilość tragicznych wypadków drogowych z udziałem zwierzyny. Coraz większe są straty w uprawach rolnych, co w czasach dzisiejszego kryzysu żywnościowego, ma szczególnie negatywny wydźwięk. Jak na razie niestety nie widać, aby miało się to zmienić, gdyż jakiekolwiek próby umożliwienia myśliwym zmniejszenia liczby dzikich zwierząt, których przerost populacji zagraża człowiekowi i przyrodzie, spotyka się z histeryczną reakcją ideologów ekologizmu. Wielu z nich jest we władzach UE, która szantażuje nasz kraj, dotkliwymi karami finansowymi i tylko dla tego, że chcemy czuć się bezpiecznie na własnych podwórkach. Dla ekologistów wilk jest ważniejszy od człowieka, i nie ma co się temu dziwić, w końcu są oni przecież „wilkami w owczej skórze”.
Adam Białous