Po wycofaniu przez premiera Matteo Renzi dekretu zatwierdzonego przez jego poprzednika, a przewidującego udzielenie dotacji władzom Rzymu na załatanie gigantycznej dziury budżetowej (867 mln euro zadłużenia rocznie), Wieczne Miasto może zbankrutować jak Detroit – pisze The Wall Stret Journal.
Decyzja Renzi dla włodarzy Rzymu oznacza konieczność ogromnych cięć w sferze usług publicznych i podniesienie podatków. Samorządowcy będą musieli poprosić dostawców usług o odroczenie płatności, by poszukać nowych źródeł finansowania. Jeśli reformy się nie powiodą Wiecznemu Miastu grozi zarząd komisaryczny i wyprzedaż majątku.
Wesprzyj nas już teraz!
Burmistrz Rzymu Ignazio Marino, chirurg wykształcony w USA, który wygrał wybory w zeszłym roku obiecując walkę z nepotyzmem i poprawę jakości podstawowych usług, nie chce podejmować niepopularnych decyzji, uważa WSJ.
Marino starał się o dopłatę z budżetu federalnego w wysokości 485 mln euro z tytułu rekompensaty dodatkowych kosztów ponoszonych przez miasto, będące głównym ośrodkiem turystycznym w kraju, stolicą i siedzibą Watykanu. – Rzym jest wyjątkowy w porównaniu z innymi miastami i zasługuje na wsparcie państwa z powodu dużej liczby użytkowników, którzy korzystają z usług, ale nie przynoszą zbyt dużych korzyści gospodarce – mówił ostatnio.
Przeciwko szczególnemu traktowaniu Rzymu wystąpili samorządowcy innych miast. Uważają, że to niesprawiedliwe. Popiera ich znaczna liczba parlamentarzystów.
Rzym od dawna starał się zrównoważyć swoje wydatki. Miasto w dużej mierze zależy od opłat z tytułu wywozu śmieci i sprzedaży biletów komunikacji miejskiej. Około jedna czwarta pasażerów systemu transportu publicznego w Rzymie – z powodu różnych zwolnień, ale także z braku połączeń z obrzeżami miasta – nie kupuje biletów. Miasto traci więc ponad 100 mln euro przychodów rocznie.
Zaledwie sześć lat temu niektóre z liczących około 12 mld euro zobowiązań miasta zostały przeniesione do specjalnego funduszu dotowanego i gwarantowanego przez rząd. Gospodarka Włoch od tego czasu jednak skurczyła się o prawie 10 proc.. Spadły wpływy z podatków i wzrosło utrzymanie samorządów. Rząd centralny nie zamierza więcej dopłacać do kas miejskich.
Jeszcze przed wycofaniem dekretu przez premiera, burmistrz Marino podniósł opłaty cmentarne i kremacyjne. Zapowiedział także ściślejszą kontrolę zamówień publicznych, co ma przynieść oszczędności w wysokości 300 mln euro rocznie.
Marino będzie musiał podnieść podatki od nieruchomości – które już w tej chwili należą do najwyższych w kraju – i obciąć pensje 20 tys. pracowników miejskich. Likwidacji mogą ulec niektóre instytucje pomocowe.
80 proc. mieszkańców Rzymu zamieszkuje na obrzeżach metropolii, gdzie nie dociera transport publiczny. Wielu musi dojeżdżać do pracy własnym samochodem, stojąc w gigantycznych korkach. Z każdym rokiem pogarsza się stan dróg, które trzeba remontować. Niektórzy twierdzą, że jeśli podstawowe usługi nie ulegną poprawie, Rzym skończy jak Wenecja, którą zamieszkuje mało ludzi w dodatku coraz starszych.
Mimo że Wieczne Miasto odwiedzane jest co roku przez ponad 10 mln turystów, to jednak przychody z tego tytułu są jedynie o połowę wyższe niż np. we Florencji. Turystyka w Rzymie od 2000 r. wzrosła jedynie o 12 proc. w porównaniu z 52 proc. w skali światowej. Turystyka masowa nie rozwiązuje problemu pustego budżetu. Często generuje nowe kłopoty.
W podobnej sytuacji jak Rzym jest Neapol. Kalabria już ma zarząd komisaryczny z powodu niespłacenia długu w wysokości 694 mln euro.
Jeśli rzymscy samorządowcy nie zatkają dziury budżetowej, ministerstwo spraw wewnętrznych wyznaczy komisarza, by znacznie obniżyć koszty i podnieść dochody miasta. Oznaczać to będzie ogromną redukcję zatrudnienia i obniżkę płac.
Źródło: wsj.com, AS.