„W tym roku – już po raz szósty – organizuję Marsz Życia i Wolności Polaków i Polonii w Auschwitz i Oświęcimiu. Co roku organizowany jest on w rocznicę męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana. Co roku też – niezależnie od tego, czy władzę miał PiS, czy teraz ma ją PO – marsz napotyka mur niechęci czy wręcz wrogości ze strony administracji”, pisze na łamach tygodnika „Niedziela” Witold Gadowski.
Publicysta zwraca uwagę, że organizowane przez niego wydarzenie, w którym biorą udział tysiące Polaków „stoi kością w gardle tym, którzy chcieliby zawłaszczyć pamięć o niemieckiej zbrodni w Auschwitz jedynie dla siebie i dla swoich interesów”.
„Z tym wiąże się, oczywiście, konieczność wymazania heroizmu katolickiego kapłana o. Kolbego. Jak to bowiem wygląda, aby największym rzeczywistym bohaterem czasów niemieckiej zbrodni był polski, katolicki, a na dodatek bardzo w swoich czasach znany zakonnik?”, pyta Gadowski, po czym dodaje, że to m. in. dzięki Marszowi Życia i Wolności do Auschwitz wróciły polskie flagi. Przez lata bowiem robiono wszystko, aby świat i sami Polacy albo zapomnieli, albo nigdy się nie dowiedzieli, że pierwszy transport do Auschwitz przyjechał z Tarnowa i byli w nim wyłącznie polscy więźniowie.
Wesprzyj nas już teraz!
„Dziś fakty przestają się liczyć, a zaczyna dominować interesowne kłamstwo. Właśnie w takim kontekście należy widzieć bezczelne działanie dyrektora gdańskiego muzeum, który najwidoczniej lepsze apanaże pobiera za umożliwienie szkalowania Polaków niż za obronę naszej czci. To część starannie zaprojektowanej i przeprowadzonej z morderczą skutecznością akcji kłamstwa na temat dziejów Polski i Polaków. To kłamstwo służy całkiem wymiernym interesom i ma wyjątkowo cuchnący wymiar”, podsumowuje Witold Gadowski.
Źródło: tygodnik „Niedziela”
TG