24 marca minie już dwa miesiące od rozpoczęcia protestów rolników, ale konkretnych rozwiązań ze strony rządu dla polskich gospodarzy wciąż brak. W minioną środę, 20 marca rozpoczął się Ogólnopolski Strajk Generalny rolników. Tego dnia ponad pięćset miejsc w całej Polsce zostało zablokowanych przez protestujących rolników, ale jak zapowiadają rolnicy – na tym się nie skończy. Specjalnie dla portalu PCh24.pl wypowiadają się rolnicy, którzy brali czynny udział w protestach. Zwracają uwagę zarówno na fakt braku zrozumienia trudnej sytuacji rolników, jak i problemy wynikające z niewydanej zgody czy wręcz uniemożliwienia przedostatnia się na miejsce zgłoszonego i wyznaczonego protestu.
W województwie dolnośląskim
Wesprzyj nas już teraz!
– W strajku 20 marca brało udział ponad stu rolników, podzielonych na dwie grupy. Jedni stali na węźle Syców Wschód, blokując trasę S8 na Wrocław. Drudzy – na węźle Syców Zachód i blokowali trasę w stronę Warszawy – mówi Dominik Nikody, przewodniczący Komitetu Strajkowego Rolników z powiatu Oleśnickiego na strajku w Sycowie.
– Protest był legalny, gdyż burmistrz Sycowa nie miał żadnego formalnego zastrzeżenia do naszego zgłoszenia zgromadzenia. Niestety policja miała dwa oblicza. Do ostatnich chwil utrzymywali nas w przekonaniu, że zapewniają zarówno nam jak i podróżującym bezpieczeństwo w naszej akcji. Niestety, oddziały policji interwencyjnej z Wrocławia fizycznie nas powstrzymali przy wyjeździe ciągnikami w zgłoszone i wyznaczone miejsce protestu – dodaje.
– Postanowiliśmy wejść pieszo, lecz policja ustawiła szwadron białych kasków przeciwko nam i znowu fizycznie nas blokowała. Wtedy weszliśmy drugą stroną nasypu wiaduktu na jezdnię. Była to realizacja planu „B”, którego się spodziewaliśmy – wyjaśnia Przewodniczący Komitetu Strajkowego Rolników, po czym tłumaczy, na czym polegała realizacja planu „B”: „nasi koledzy spowolnili ruch przygotowanymi autami rodzaju pickup z widocznymi na pace tablicami z informacją o naszym strajku. Zgraliśmy się czasowo, i weszliśmy na bezpieczną jezdnię. Później strajk odbywał się spokojnie. Trafiały się wyzwiska, ale więcej było wyrazów zrozumienia”.
Niestety, ale doszło również do tragedii. – W dość dużej odległości od miejsca strajku jeden z kierowców tira wyszedł z auta i wtargnął na jezdnię. Został śmiertelnie potrącony przez nadjeżdżające auto. To zdarzenie nie było bezpośrednio spowodowane naszym strajkiem. Poszkodowany nie zachował podstawowych zasad bezpieczeństwa – mówi Dominik Nikody.
Rolnik podkreśla również, że rząd nie ma realnej władzy aby w pełni spełnić postulaty. – Czekamy na decyzję ze strony instytucji europejskich. Rozmowy z rządem to fasada – podsumowuje.
W województwie wielkopolskim
– W powiecie pilskim protesty odbyły się w trzech lokalizacjach: Kosztowie, Śmiłowie oraz Ujściu – mówi Mateusz Mrowiński, współorganizator protestów rolniczych w tymże powiecie. Podkreśla, że rolnicy w pokojowy sposób blokowały jeden pas ruchu. – Współpraca z policją przebiegała wzorowo. Policja wyznaczyła objazdy, a ruch w miejscach protestu odbywał się wahadłowo – dodaje.
Młody rolnik przypomina, że rolnicy domagają się likwidacji „Zielonego Ładu”, a co za tym idzie – ograniczenia biurokracji, niewprowadzenia kolejnych wymogów co do uprawy roli, płodozmianu, ugorowania gruntów, niesprawiedliwemu ograniczeniu stosowania środków ochrony roślin oraz nawozów. Współorganizator protestów podkreśla również, że rolnicy sprzeciwiają się nadmiernemu importowi produktów rolno – spożywczych z Ukrainy, które produkowane są przy całkowicie odmiennych standardach, m.in. z użyciem substancji chemicznych, które już dawno zostały wycofane z Unii Europejskiej, ze względu na swoją szkodliwość. – Takie właśnie produkty są importowane do Polski i Unii Europejskiej. A nasze rodzime rolnictwo przez to upada – skutki odczują wszyscy konsumenci poprzez wzrost cen „dobrej” żywności oraz choroby w dalszej perspektywie – podkreśla rolnik.
W województwie podkarpackim
– Protest przeszedł bardzo spokojnie, bez żadnych interwencji, wypadków i złośliwości innych uczestników ruchu drogowego. Kierowcy, którzy nie brali udziału w strajku popierali nasze działania, a wyrażali to zarówno poprzez kciuki w górę, jak i brawa – mówi Piotr Boberek, młody rolnik, aktywista z miejscowości Zabrnie w województwie podkarpackim. Rolnik podkreśla, że protest przebiegał w pokojowych warunkach.
– Policja również zachowała się wzorowo, umożliwiła ruch wahadłowy – dodaje i przypomina: „Na pewno to nie jest koniec, chociaż elita na ul. Wiejskiej myśli, że odpuścimy kiedy zaczną się prace wiosenne. Politycy się mylą, bo będzie nas coraz więcej! To rolnik jest górą!”.
Piotr Boberek podkreśla, że w proteście brali udział rolnicy z gminy Wadowice Górne, Czermin, Borowa oraz mieszkańcy Mielca. – Szacuje się, że ciągników było ponad sto – podsumowuje.
W województwie kujawsko – pomorskim
Na proteście w Przyłubiu w województwie kujawsko-pomorskim był Marcin Wroński, ZZR Samoobrona. – Blokowana była droga łącząca Toruń z Bydgoszczą. Na proteście było kilkudziesięciu rolników, ale zmieniali się co kilka godzin. Jesteśmy już zmęczeni, ponieważ protestujemy już dwa miesiące, ale nie odpuścimy do momentu aż rząd nie zajmie się sprawami rolnictwa – podkreśla rolnik i zwraca uwagę na fakt, że Polacy są wyrozumiali i wiedzą, że rolnicy walczą w słusznej sprawie. Zaznacza jednak, że nie wszyscy tę walkę rozumieją.
– Nasza walka dotyczy również mieszkańców miast. Niestety większość wójtów podbydgoskich gmin i prezydent Bydgoszczy nie szanuje wolności zgromadzeń i prawa do demonstrowania swojego niezadowolenia, ponieważ w większości wniosków nie wyrazili zgody na demonstracje rolników, nawet przed Urzędem Wojewódzkim w Bydgoszczy – wyjaśnia rolnik.
– Rząd nie traktuje poważnie rolników. Protestujemy od 24 stycznia, czyli dwa miesiące i żaden z naszych postulatów nie został rozwiązany. Wszystko wskazuje na to, że władza chce nas wziąć na czas, licząc na to, że zaczną się na całego pracę w polu i protesty wygasną – mówi Marcin Wroński. – Gwarantuję, że tak nie będzie. Może zmienimy formę protestów, ale nie przestaniemy do czasu aż nie wywalczymy warunków gwarantujących opłacalność produkcji rolnej. Bezpieczeństwo żywnościowe jest to nic innego jak Polska Racja Stanu – podkreśla.
Marta Dybińska