5 września 2024

To koniec Kościoła w Polsce? Chcą powołać Europejskie Zgromadzenie Kościelne

(PCh24.pl)

Kościół katolicki w Polsce, jako podmiot zasadniczo niezależny (oprócz zależności od Stolicy Apostolskiej) może wkrótce przestać istnieć. Główni gracze w europejskim katolicyzmie dążą do ukonstytuowania Europejskiego Zgromadzenia Kościelnego, które będzie stopniowo przejmować kompetencje krajowych episkopatów. Plan pchają naprzód głównie Niemcy.

W dniach 29 – 31 sierpnia w austriackim Linzu odbyło się spotkanie uczestników procesu synodalnego z całej Europy. Przyjechali biskupi i świeccy, głównie ci, którzy w październiku wezmą udział w rzymskim Synodzie o Synodalności. W związku z tym byli tam również przedstawiciele Polski. W oficjalnych komunikatach można przeczytać, że rzecz została zorganizowana niejako „oddolnie”, to znaczy z inicjatywy teologów.

Kto zorganizował Linz?

Wesprzyj nas już teraz!

Rzeczywiście, tak było; ale istotne są szczegóły. Spotkanie zainicjowali: prof. Klara Csiszar z samego Linzu, prof. Myriam Wijlens z Erfurtu w Niemczech oraz prof. Christoph Theobald, zasadniczo z Paryża, ale urodzony i doktoryzowany w Niemczech. Ze strony biskupów spotkaniu patronował wiceszef Rady Konferencji Episkopatów Europy, abp László Német. To Węgier, który jest obecnie arcybiskupem serbskiego Belgradu. Pomimo pochodzenia László Német reprezentuje raczej niemiecką myśl teologiczną: niedawno wypowiadał się na rzecz wprowadzenia w Kościele diakonatu kobiet oraz mówił pozytywnie o przemodelowaniu moralności seksualnej zgodnie z ustaleniami tzw. „współczesnych nauk”. W sumie mieliśmy w Linzu do czynienia z dość „niemiecką” inicjatywą.

Przesłaniem spotkania stało się promowanie idei „jedności w różnorodności”, tej samej, która została ogłoszona jako ideał analogicznego spotkania biskupów i świeckich w Pradze w lutym 2023 roku – i która jest zarazem mottem Unii Europejskiej. Różnorodność, tak jak promują ją europejscy progresiści, nie obejmuje bynajmniej tylko wielu naturalnych i uprawnionych elementów, jak choćby pewnych zwyczajów liturgicznych czy form organizowania duszpasterstwa; chodzi też o doktrynę i moralność. Obecnie w Europie mamy do czynienia właśnie z tego rodzaju „różnorodnością”. W wielu krajach europejskich udziela się Komunii świętej rozwodnikom i protestantom oraz błogosławi się pary homoseksualne. W innych wszystko to jest zasadniczo zakazane; a to oznacza, że mamy do czynienia z odmiennym rozumieniem teoretycznie takich samych zasad nauki Kościoła. W idei „jedności w różnorodności” chodzi o to, by ten stan rzeczy zaakceptować i budować jedność pomimo takich głębokich różnic.

Propozycja profesora Södinga

Być może ważniejsze od tego, co ustalono w Linzu, jest deklaracja oczekiwań co do przyszłości, jaką w imieniu dużej części ruchu progresywnego złożył po spotkaniu niemiecki teolog Thomas Söding. Söding jest wiceszefem Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików, organizacji która de facto współrządzi Kościołem w Niemczech razem z biskupami; to zarazem prominentna figura niemieckiej Drogi Synodalnej. Na łamach prestiżowego czasopisma „Communio” teolog ogłosił, że spotkanie w Linzu dobitnie wykazało konieczność powołania Europejskiego Zgromadzenia Kościelnego.

„Kościół katolicki w Europie potrzebuje więcej synodalności. Potrzebuje regularnych spotkań z szerokim uczestnictwem. Chodzi o aktywny udział biskupów, ale nie o zwykłe zebrania biskupów: Kościół katolicki potrzebuje Europejskiego Zgromadzenia Kościelnego” – napisał Söding.

Wzorce z globalnego Południa

Teolog wskazywał, że takie gremia istnieją już na innych kontynentach, przede wszystkim w Ameryce Łacińskiej i Afryce. To prawda. W Ameryce Łacińskiej działa CELAM – organizacja zrzeszająca wszystkie latynoamerykańskie episkopaty. Jest bardzo prężna, co pokazała już na słynnej konferencji w Medellin w 1968 roku, a w ostatnim czasie choćby w związku z Synodem Amazońskim. To przy CELAM opracowano też nowy amazoński ryt liturgiczny, który wchodzi właśnie do użytku na trzyletni okres eksperymentalny. W Afryce z kolei istnieje analogiczna organizacja SECAM. Bywa skuteczna – i to akurat w dobrym sensie. Kilka miesięcy temu SECAM w imieniu biskupów Afryki ogłosiła, że odrzuca błogosławienie par LGBT i wywalczyła w ten sposób papieską „dyspensę” od stosowania „Fiducia supplicans” dla Czarnego Lądu.

Rzecz jednak w tym, że zarówno CELAM jak i SECAM, dla skuteczności swoich działań, rewolucyjnych czy też konserwatywnych, potrzebują jedności. Innymi słowy: najpierw jest jedność, później działania. W Ameryce Łacińskiej lwia część biskupów jest w ten czy inny sposób ukształtowana przez teologię wyzwolenia, spaja ich też wspólnota językowa, istotne są wpływy teologii germańskiej (zwłaszcza niemieckiej, belgijskiej i holenderskiej). Do tego dochodzi wspólnota losu, zwłaszcza doświadczenie ubóstwa. Również w Afryce można mówić o dużej jedności: nie językowej wprawdzie, ale doktrynalnej. Zdecydowana większość biskupów z tego kontynentu ma to samo spojrzenie teologiczne – traktuje Pismo Święte bardzo poważnie.

W Europie takiej jedności nie ma, dlaczego więc powoływać Europejskie Zgromadzenie Kościelne? Przecież dzisiaj – nie mogłoby niczego osiągnąć. O co więc chodzi? Stawiam tezę, że właściwym celem ruchu progresywnego jest jednak wytworzenie tej jedności, to znaczy traktowanie obecnej różnorodności doktrynalnej i moralnej wyłącznie jako przejściowej. Duże znaczenie ma tutaj polityka.

Państwo Europejskie szuka kościelnego „narzędzia”

Od listopada ubiegłego roku trwa proces zmiany traktatów o Unii Europejskiej. Proces żmudny, pełen trudności i napięć, który może zostać zniweczony. Jeżeli odniesie jednak jakiś skutek, nawet częściowy, efektem będzie przeniesienie nowych kompetencji z państw narodowych na urzędnicze gremia brukselskie; może to doprowadzić do ustabilizowania jakiejś quasi-państwowej struktury unijnej: czegoś w rodzaju Państwa Europejskiego albo Stanów Zjednoczonych Europy. Podkreślam raz jeszcze: nikt nie wie, czy to się stanie, ale taka próba rzeczywiście została podjęta i projekt jest pchany naprzód przez istotnych graczy politycznych w całej Unii.

Istniejące dziś państwa narodowe, gdy idzie o Kościół, mają za partnera episkopaty krajowe. Gdzie byłby partner Państwa Europejskiego? W chwili obecnej w ogóle go nie ma. Owszem, funkcjonują takie organizacje jak CCEE i COMECE, czyli kolektywy biskupów, odpowiednio, całej Europy oraz Unii Europejskiej. Są jednak niemrawe, nie mają żadnych narzędzi zmuszania ich członków do wykonywania poleceń większości – i nie ma w nim większego udziału świeckich. Stąd dość zrozumiała idea, by zbudować takie ciało kościelne, które mogłoby być adekwatnym partnerem dla nowej Unii Europejskiej. Tym właśnie mogłoby być Europejskie Zgromadzenie Kościelne.

Nie wiem, czy mamy do czynienia z jakimś spiskiem, to znaczy czy kościelni progresiści właśnie dlatego próbują wytworzyć takie Zgromadzenie, by zachować analogiczność względem potencjalnych zmian politycznych; albo czy działają wprost na polityczne zlecenie. Być może jest zupełnie inaczej; tak naprawdę nie ma to zresztą żadnego znaczenia. Jeżeli bowiem z jednej strony rzeczywiście powstanie Europejskie Zgromadzenie Kościelne, a z drugiej po zmianie traktatów ukonstytuuje się jakaś forma Państwa Europejskiego – to Zgromadzenie natychmiast stanie się dla Państwa Europejskiego nowym partnerem do rozmów i będzie postrzegane jako wiodąca reprezentacja katolicyzmu na naszym kontynencie.

Konsekwencje praktyczne

Co to oznacza w praktyce? Tu trzeba zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, trzeba pamiętać o roli, jaką pełnią biskupi w wielu krajach Europy Zachodniej. Zasadniczo są dość bezkrytyczni wobec polityki państwowej: nawet jeżeli negatywnie ocenią tę czy inną decyzję, choćby w kwestii aborcji, w takich krajach jak Niemcy, Austria, Belgia, Hiszpania czy Włochy biskupi nie wchodzą raczej w większe konflikty z władzą. Akceptują jej liberalno-lewicowy kurs, często wręcz się do niego przyłączają (ekologia, imigracja, inkluzja, etc.). Można powiedzieć, że w wielu wypadkach biskupi dają się redukować do roli religijnych urzędników państwowych (jest to pewna przesada, ale bynajmniej nieduża).

W Europejskim Zgromadzeniu Kościelnym to właśnie ci biskupi będą mieć największe wpływy. Chodzi zarówno o ich liczebność jak i o możliwości finansowe. Pamiętajmy, że progresiści to zresztą nie tylko Europejczycy z Zachodu – hierarchów o nastawieniu rewolucyjnym nie brakuje również w naszej części Europy, czego wspomniany wyżej abp László Német jest tylko jednym z przykładów. Co więcej, w Zgromadzeniu będą działać również świeccy – relatywnie łatwo będzie nałożyć na procedury ich doboru takie sito, które nie przepuści żadnych wrogów liberalizmu.

W efekcie Europejskie Zgromadzenie Kościelne stanie się mniej lub bardziej poręcznym narzędziem polityki „religijnej” Państwa Europejskiego. Zreformowana Unia będzie starała się wykorzystać tę strukturę do tego, by promować własne idee, szukać dodatkowego wsparcia dla swoich projektów i tak dalej. Jak pokazał okres Covid-19, w pewnych warunkach już teraz jest łatwo użyć Kościoła do nagłaśniania głównej narracji politycznej; wątpię, by Europejskie Zgromadzenie Kościelne było zdolne do stawiania jakiegoś oporu.

To tylko fakty

Zadajmy zatem pytanie: czy to wszystko jest tylko jakimś mirażem, albo nawet idiotyczną teorią spiskową prawicowego redaktora? Nie; mówimy o faktach. Na temat historii idei budowy Europejskiego Zgromadzenia Kościelnego napisałem już szereg tekstów i nagrałem kilka programów, ale przypomnę tu tylko w największym skrócie:

– w 2019 roku niemieccy świeccy po Synodzie Amazońskim ogłaszają na portalu Episkopatu Katholisch.de, że takie Zgromadzenie jest potrzebne;

– na początku roku 2020 ideę publicznie pochwala wiceszef Episkopatu Niemiec bp Franz-Josef Bode;

– w połowie 2020 roku nowy szef Episkopatu Niemiec bp Georg Bätzing ogłasza, że Niemcy chcą, aby idee ich Drogi Synodalnej były dyskutowane na forum całej Europy;

– w 2021 roku rusza globalny Proces Synodalny i jednym z jego komponentów jest komponent kontynentalny;

– w 2023 roku odbywa się pierwsze europejskie spotkanie synodalne w Pradze;

– w dokumentach globalnego Synodu o Synodalności, w tym w Instrumentum laboris z 2023 roku, pojawiają się wprost zapisy mówiące o konieczności „zintegrowania” struktur kontynentalnych z prawem kanonicznym.

Dalszą historię już Państwo znają.

Mówiąc krótko: stoimy w obliczu zupełnie realnego niebezpieczeństwa. Bardzo wiele zależy zarówno od biskupów, jak i od świata polityki. Jeżeli proces zmian w Unii Europejskiej upadnie i nie dojdzie do ukonstytuowania żadnego europejskiego superpaństwa, to projekt powołania Europejskiego Zgromadzenia Kościelnego straci z perspektywy progresywnych celów swoją istotność, a przynajmniej znaczną jej część. Jeżeli jednak proces polityczny pójdzie w stronę faktycznej likwidacji państw narodowych, naturalnym krokiem będzie likwidacja niezależności narodowych episkopatów na rzecz europejskiego kolektywu.

Wtedy zobaczymy, że „jedność w różnorodności” polega na tym, że w różnym tempie, ale wszyscy, jeden po drugim, wdrażamy w życie te same pomysły doktrynalne i moralne, od błogosławienia związków LGBT począwszy.

Jak przypuszczam, nie chcemy znaleźć się w tej sytuacji. Stąd pilna konieczność zdecydowanych działań, zarówno na polu kościelnym, jak i politycznym. Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi stara się je podejmować od lat – ujawniając cele i metody procesu synodalnego w Europie i na świecie, walcząc poprzez media i akcje społeczne z liberalną rewolucją polityczną. Zachęcam do tego, by włączać się w te działania w możliwie najszerszym zakresie. 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(30)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie