Dzisiaj

To ludzie wybrali go na kapelana. Niezwykła historia bł. Księdza Jerzego Popiełuszki

(Oprac. PCh24.pl)

Będąc przed bramą zakładu ogarnęło go wielkie zdumienie. Został przywitany przez szpaler ludzi witających go ze łzami w oczach. W pewnym momencie strajkujący zaczęli klaskać. Ksiądz Jerzy pomyślał, że widocznie idzie za nim ktoś ważny. Obejrzał się, a tam nie było nikogo. Wówczas zrozumiał, że te oklaski są dla niego – kapłana, który przybył odprawić niedzielną Eucharystię. Można więc powiedzieć, że to ludzie wybrali go na kapelana „Solidarności”. Jedną z najpiękniejszych historii z wizyt Księdza Jerzego w Hucie Warszawa są świadectwa nawróconych. Podchodzili do niego ludzie, którzy 10, a czasami i 20 lat nie byli u spowiedzi. Padali na kolana w tych swoich zrudziałych kombinezonach i prosili o sakrament pokuty i pojednania – mówi Jolanta Sosnowska, autor książki „Męczennik za wiarę i Solidarność. Biografia ilustrowana bł. ks. Jerzego Popiełuszki” i wiceprezes wydawnictwa Biały Kruk.

 

Szanowna Pani Jolanto, niewielu polskich katolików wie, że błogosławiony Ksiądz Jerzy Popiełuszko na chrzcie otrzymał od rodziców imię Alfons. Dlaczego Alfons Popiełuszko zdecydował, żeby nazywać się Jerzy Popiełuszko?

Wesprzyj nas już teraz!

To prawda, że niewielu zna pierwotne imię chrzcielne Księdza Jerzego Popiełuszki. Rzeczywiście został ochrzczony jako Alfons na cześć świętego Alfonsa Marii Liguoriego – postaci, która w rodzinie Popiełuszków była czczona. Ponadto jeden z wujków Księdza Jerzego ze strony mamy, znany ze swojego wielkiego patriotyzmu, nosił to imię; był porucznikiem AK, został zabity przez sowieckich sołdatów w 1945 r.

W dzieciństwie i wieku nastoletnim Alek – bo tak mówiono wówczas na bohatera naszej rozmowy – mieszkał w Okopach na Podlasiu i najdalej udawał się do Suchowoli. W tamtym środowisku imię Alfons nie miało złych konotacji. Było ono raczej otaczane szacunkiem. Kiedy jednak Alek Popiełuszko pojechał do Warszawy, bardzo szybko zetknął się z tym, że jego imię – Alfons ma odniesienia do półświatka, do człowieka trudniącego się nierządem. Zdał sobie wówczas sprawę, że jeśli to imię kojarzy się w ten sposób, to dla kapłana nie jest ono stosowne. W związku z tym w 1971 roku – przed otrzymaniem pierwszego stopnia święceń – zmienił urzędowo swoje imię i stał się Jerzym Popiełuszką.

Zacząłem naszą rozmowę od tego pytania, ponieważ tego typu historii z życia Księdza Jerzego, które nie są bliżej znane polskim katolikom, jest więcej. Opisuje je Pani w swojej najnowszej książce pt. „Męczennik za wiarę i solidarność”. Powiem wprost: po lekturze tej publikacji doszedłem do wniosku, że Jerzy Popiełuszko był, jakkolwiek to nie zabrzmi, „skazany na kapłaństwo”…

Słowo „skazany” nie do końca jest tu odpowiednie, bo kojarzy się z wyrokiem, od którego nie ma odwołania, bo oznacza, że coś działo się poniekąd poza wolą Alka Popiełuszki. Moim zdaniem był on powołany i prowadzony do kapłaństwa przez Pana Boga od samego dzieciństwa i dobrowolnie przystał na to, by Panu Bogu służyć.

Kiedy był jeszcze w łonie swojej mamy – pani Marianny – ta nie wiedząc, czy urodzi się dziewczynka, czy chłopiec, poświęciła swoje dziecko Matce Bożej. Poprosiła też o to, że jeżeli będzie to syn, to żeby został księdzem, a jeśli będzie to córeczka, to niech zostanie zakonnicą.

Dziecko Marianny i Władysława Popiełuszków urodziło się 14 września 1947 roku w święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Po porodzie pani Marianna straciła wzrok. Dwa dni później chłopiec został ochrzczony, a następnego dnia pani Marianna odzyskała wzrok.

Dom Popiełuszków był bardzo mocno nacechowany religijnością. Pani Marianna nadawała ton obyczajom w nim panującym i stylowi życia rodzinnego. Pan Władysław oczywiście bardzo ją w tym wspomagał, ale to ona była tą osobą, która grała w domu „pierwsze skrzypce”.

I rzeczywiście ten chłopak uczył się modlitwy i różnych form pobożności od najmłodszych lat. Jednocześnie uczył się pracy w myśl benedyktyńskiej zasady „Ora et labora”, czyli „Módl się i pracuj”. Nie było to nic nadzwyczajnego. W tamtym czasie dzieci od małego na tyle, na ile mogły, i na ile miały siły, pomagały w gospodarstwie. Alek nie był więc tutaj wyjątkiem. Nauczył się wówczas, że pracę trzeba szanować; że praca jest czymś, co kształtuje charakter człowieka i jednocześnie daje źródło utrzymania.

Pani Marianna uczyła Alka i jego rodzeństwo bardzo prostych zasad wiary, na przykład: „Do nieba prościuteńka droga, kochać ludzi, kochać Boga. Kochaj sercem i czynami, będziesz razem z aniołkami”. Były to bardzo proste, dziecinne dewizy, ale o ogromnej głębi teologicznej, które pozwalały się orientować w świecie.

„Jeśli Pan Bóg jest w domu na pierwszym miejscu”, mówiła ponadto pani Marianna, „to nie ma głupot w głowie i nie ma problemów z wychowywaniem dzieci”.

Do „prostych zasad wiary” głoszonych przez Księdza Jerzego jeszcze wrócimy. Powiedziała Pani, że pani Marianna zawierzyła Matce Najświętszej dziecko w swym łonie. W tym miejscu pomyślałem o różańcach Księdza Jerzego, których miał on dziesiątki, jeśli nie setki…

Różaniec to drabina do nieba. Był on nieodłącznym elementem życia duchowego Księdza Jerzego, w czym naśladował Ojca Świętego Jana Pawła II, który miał różaniec w każdej kieszeni. Papież Polak wręczał różańce wszystkim ludziom, którzy go odwiedzali i nie robił tego po to, aby go powiesić na ścianie i chwalić się, że ma się od niego prezent, tylko chwytać w dłonie i modlić się. Ksiądz Jerzy Popiełuszko otwarcie przyznawał, że w swoich kazaniach wzoruje się na nauczaniu Papieża oraz Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego. Obu z nich Ksiądz Jerzy podziwiał i darzył synowską miłością. Ksiądz Jerzy również rozdawał różańce, zakładał kółka różańcowe. Ukochał tę modlitwę od dziecka, w szkole miał nawet z tego tytułu nieprzyjemności.

Warto tu przypomnieć, że zanim został Księdzem Jerzym i kapelanem „Solidarności”, to jeszcze jako alumn Alek w karnej wojskowej jednostce specjalnej w Bartoszycach, gdzie komuniści osadzali na dwa lata kleryków, żeby zabić w nich powołanie, zgnębić i upokorzyć, dał odważne świadectwo przywiązania do różańca . Za odmowę zdjęcia go z palca spotkały 21-letniego Alka szykany, które w liście opisał bez cienia nienawiści: „O 17.45 w pełnym umundurowaniu jak do zoku [zakaz opuszczania koszar – przyp. JS] stawiłem się na podoficerce. Tam sprawdzian trwał do 20.00 z przerwą na kolację. O 20.00 zaprowadzono do dowódcy plutonu. Tam się zaczęło. Najpierw spisał moje dane. Potem kazał mi się rozbuć, wyciągnąć sznurówki z butów i rozwinąć onuce. Stałem więc przed nim boso. Oczywiście cały czas na baczność. Stałem jak skazaniec. Zaczął się wyżywać. Stosował różne metody. Starał się mnie ośmieszyć. Poniżyć przed kolegami, to znów zaskoczyć możliwością urlopów i przepustek. Na boso stałem przez godzinę (60 minut).Nogi zmarzły, zsiniały, więc o 21.20 kazał mi buty założyć. Na chwilę wyszedł z sali i poszedł do chłopaków (moich kolegów z plutonu). Przyszedł do mnie z pocieszającą wiadomością: ‘Tam w sali w twojej intencji się modlą’. Rzeczywiście, chłopaki wspólnie odmawiali różaniec. Ja zbywałem go raczej milczeniem, odmawiając modlitwy w myśli i ofiarując cierpienia, powodowane przygniatającym ciężarem plecaka, maski, broni i hełmu, Bogu jako przebłaganie za grzechy. Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa”.

Alek będąc w jednostce wojskowej w Bartoszycach animował kolegów do modlitwy. Przy nim zbierali się wieczorem ci, którzy wspólnie chcieli odmówić modlitwę na koniec dnia, Różaniec, Godzinki, Drogę krzyżową, Gorzkie żale. Ci, którzy w niedzielę nie dostali przepustki, recytowali z nim Mszę św.

Ksiądz Jerzy niejednokrotnie nie wygłaszał homilii podczas Mszy Świętej, ponieważ głosił piękne nauki podczas rozważania kolejnych tajemnic Różańca Świętego…

To prawda, gdyż wiedział, że w tajemnicach różańca zawarta jest niczym w pigułce cała teologia, cała Tajemnica Odkupienia.

Ksiądz Jerzy wiedział ponadto, że bez różańca nie wespniemy się wysoko w drodze do nieba. My również musimy dzisiaj o tym pamiętać. Różaniec musi być naszą pomocą i naszym orężem.

W objawieniach maryjnych, jakie były w ostatnich wiekach, Matka Boża wzywa nas do modlitwy różańcowej. Musimy błagać Maryję o wstawiennictwo przed Panem Bogiem o wszelkie potrzebne łaski, o pokój, o to, żeby Rosja się nawróciła etc.

Alek Popiełuszko, jak wcześniej Pani mówiła, słuchał rodziców i był im wierny przez całe życie. Zdarzały się jednak momenty, kiedy potrafił się im postawić. Mam tu na myśli opisywaną prze Panią w książce „Męczennik za wiarę i solidarność” sprawę wyboru seminarium duchownego…

Moim zdaniem nie była to decyzja przypadkowa. Księdza Jerzego już wówczas prowadził Duch Święty.

On nie chciał iść do seminarium w Białymstoku mimo, że bardzo naciskał na to miejscowy proboszcz, ks. Zarzycki, oraz ojciec Alka – pan Władysław Popiełuszko. Alek postanowił jednak pójść do seminarium w Warszawie przez co naraził się na nieprzyjemności ze strony proboszcza, który nie napisał mu opinii o moralności, a taki dokument był wymogiem, żeby dostać się do seminarium. Ostatecznie takie zaświadczenie wystawiło mu dwóch poprzednich katechetów Alka.

Jak to się stało, że Ksiądz Jerzy został kapelanem „Solidarności”? Dlaczego właśnie on – niepozorny młody człowiek dostąpił tego zaszczytu, a nie ktoś wykazujący się większą codzienną charyzmą?

O księdzu Jerzym mówiono wprost, że jest niepozorny. Wielu osobom wydawał się wręcz zamknięty w sobie, wycofany, a mimo to, gdy przyszedł czas próby, okazał się prawdziwym tytanem ducha i wiary. Nikomu nie narzucał swojej osobowości, ani nawet nie był człowiekiem, który na pierwszy rzut oka „zachwycał” swoją posturą czy elokwencją. Był niepozornym księdzem, który początkowo nawet wzbraniał się przed głoszeniem kazań – tak było na parafiach w Ząbkach i Aninie, gdzie po święceniach kapłańskich był kolejno wikariuszem. Potem jednak okazało się, że Ksiądz Jerzy potrafi głosić piękne, zwięzłe i niezwykle proste, a zarazem głęboko zapadające w serca i umysły homilie.

Pyta Pan, jak Ksiądz Jerzy został kapelanem „Solidarności”. Kiedy 31 sierpnia 1980 roku hutnicy ogłosili strajk okupacyjny w Hucie Warszawa, to wtedy decyzją Księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Polski, Ksiądz Jerzy Popiełuszko został oddelegowany, żeby odprawić tam dla strajkujących niedzielną Mszę świętą. Sam Ksiądz Jerzy wspominał potem, że to było dla niego ogromne przeżycie. Nie wiedział bowiem, jaką sytuację tam zastanie, jak zostanie przyjęty, czy w ogóle będzie gdzie odprawić Eucharystię.

Będąc przed bramą zakładu ogarnęło go wielkie zdumienie. Został przywitany przez szpaler ludzi witających go ze łzami w oczach. W pewnym momencie strajkujący zaczęli klaskać. Ksiądz Jerzy pomyślał, że widocznie idzie za nim ktoś ważny. Obejrzał się, a tam nie było nikogo. Wówczas zrozumiał, że te oklaski są dla niego – kapłana, który przybył odprawić niedzielną Eucharystię. Można więc powiedzieć, że to ludzie wybrali go na kapelana „Solidarności”.

Jedną z najpiękniejszych historii z wizyt Księdza Jerzego w Hucie Warszawa są świadectwa nawróconych. Podchodzili do niego ludzie, którzy 10, a czasami i 20 lat nie byli u spowiedzi. Padali na kolana w tych swoich zrudziałych kombinezonach i prosili o sakrament pokuty i pojednania.

No właśnie… Ksiądz Jerzy jest dzisiaj kojarzony przede wszystkim z mocnymi, antykomunistycznymi kazaniami, ale rzadko wspomina się, że potrafił on nawracać grzeszników, którzy po 30 latach „wracali do Kościoła”…

Jeśli mówimy o nawróceniach, to przypomnę, że Ksiądz Jerzy pomógł nawrócić się aktorce Danucie Szaflarskiej, której świadectwo przytaczam w tej książce. Ta odmiana dokonała się w niej po 40 latach! Co więcej: nie stało się to dlatego, że Ksiądz Jerzy ją namawiał, strofował, pouczał, mówił jej, jak ma żyć etc.

Szaflarska poznała Księdza Jerzego na sali sądowej, kiedy odbywały się procesy opozycjonistów. Ksiądz Jerzy towarzyszył im w czasie tych procesów ofiarując swoje duchowe wsparcie. Aktorka zaczęła mu się wtedy przyglądać. Ksiądz Jerzy w pewnym momencie zaproponował, żeby przyszła na Mszę świętą za Ojczyznę, którą on odprawia w kościele świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu. Szaflarska przyszła, brała udział w recytacjach poezji, ale nadal obserwowała Księdza Jerzego, jak się zachowuje, co mówi etc. W pewnym momencie poprosiła go o spowiedź. W swoim późniejszym świadectwie przyznała, iż była zagorzałą antyklerykałką, że nie ochrzciła swojej córki, że 40 lat nie chodziła do kościoła, a pod wpływem księdza Jerzego uwierzyła i nawróciła się.

Inny przykład. W grudniu 1983 roku, w nocy z 12 na 13 grudnia, po przesłuchaniu przez esbeków i słynnej ich prowokacji, której dokonali w mieszkaniu kapelana „Solidarności” na ul. Chłodnej, Ksiądz Jerzy przebywał jedną noc w więzieniu z pięcioma kryminalistami. Na skutek interwencji księdza sekretarza Episkopatu Polski, arcybiskupa Dąbrowskiego, został z więzienia bardzo szybko zwolniony. Przyjaciele, do których się udał prosto z więzienia, zapytali go zatroskani, jak udało mu się przetrwać. Wiedzieli bowiem, że Ksiądz Jerzy jest słabego zdrowia. A on na to rozpromienił się i powiedział, że wyspowiadał czterech morderców.

Ksiądz Jerzy, podobnie jak jego mama, miał ten dar od Ducha Świętego, że w prostych słowach potrafił wyłożyć największe tajemnice i całą głębie wiary katolickiej. On nie głosił jakiś dysput teologicznych, które rozumieją, co najwyżej ich autorzy, tylko na każdym kroku przypominał: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci”…

W krajach, w których toczone są obecnie wielkie dysputy teologiczne, kościoły zazwyczaj są puste. Żeby tego było mało, wielu teologów, którzy w nich uczestniczą, często nie wierzy w Pana Boga. Tacy traktują wtedy teologię jako jedną z wielu dziedzin nauki, w której można zrobić karierę, odnieść sukces, zyskać cytowania i popularność. Praca teologa, który nie jest przed Bogiem na klęczkach, nie służy zbliżaniu ludzi do Stwórcy, tylko zamazywaniu Jego obrazu.

I to jest ta różnica! Proszę posłuchać dostępnych w sieci kazań Księdza Jerzego. Każdy dostrzeże w nich Prawdę wypływającą z Ewangelii. Każdy zrozumie, że trzeba dawać świadectwo swojej wiary w Chrystusa Zmartwychwstałego i że tylko przed Nim trzeba padać na kolana. No i najważniejsze: słuchając Księdza Jerzego przypominamy sobie, że jesteśmy dziećmi Bożymi i jesteśmy powołani do zbawienia.

Na koniec chciałbym przytoczyć cytat z Księdza Jerzego: „Służyć Bogu, to mówić o złu jak o chorobie, którą trzeba ujawnić, aby ją móc leczyć. Służyć Bogu, to piętnować zło i wszystkie jego przejawy”. Odnoszę wrażenie, że dzisiaj wielu kapłanów o tym zapomniało. Dzisiaj bowiem najważniejszy jest „święty spokój”…

Życie księdza Jerzego pokazuje, że dla niego „święty spokój” nie był żadną wartością. Bardzo szybko się tego nauczył. Jak wspomniałam, mając niespełna 19 lat został wcielony karnie, bo inaczej nie można tego nazwać, do wojskowej jednostki w Bartoszycach na dwa lata służby, żeby odwieść go od powołania. To był rodzaj represji komunistycznego państwa wobec Kościoła katolickiego. Próbowano w ten sposób niszczyć alumnów, żeby po dwóch latach prania im mózgów, upokarzania i fizycznego wyniszczania, nie wrócili już do seminariów duchownych. Niestety, częściowo im się to udawało.

Alumna Alka, jak już wspomniałam, nie dało im się złamać mimo przeróżnych szykan, kar, upokorzeń, znęcania się nad nim fizycznie i psychicznie. Ten młody człowiek – dużo bardziej dojrzały od swoich rówieśników i w powołaniu, i w pobożności, nie znał określenia „święty spokój”. Nawet, kiedy konsekwentnie odmawiano mu przepustek i zagrożono, że nie dostanie jej nawet wtedy, gdyby zmarła jego mama, a gdyby chciał uciec, dopadną go i zamkną w areszcie. W liście do rodziców z 26 czerwca 1967 r. niespełna dwudziestoletni Alek pisał: „Trzeba pamiętać, że kogo Bóg bardziej doświadcza w cierpieniach, tego bardziej też kocha. W każdym utrapieniu trzeba szukać woli Bożej, dlatego w Bogu trzeba szukać spokoju. Najlepiej w cichej modlitwie, w poleceniu wszystkiego, co się czyni, Bogu. W świecie, na tym padole łez, jest już tak, że każdy cierpi”.

Choć więc szykanowano go na różne sposoby, to ten młody, chorowity mężczyzna tak wspaniale w wierze i miłości do Pana Boga uformowany, nie dał się. To niezwykłe, jak wielka była w nim siła. Jakim był gigantem ducha i wiary…

I cóż mogę dodać, Pani Jolanto? Chyba tylko tyle, że gdyby moje pokolenie miało chociaż 10% tej odwagi, tej determinacji, tej wiary, którą miał ksiądz Jerzy, to Polska i świat wyglądałyby zupełnie inaczej…

Ma Pan rację i właśnie dlatego musimy przypominać, jak wielkim człowiekiem był błogosławiony Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Trzeba to robić, nawet jeśli innym to przeszkadza, czy wręcz ich uwiera. Każdy z nas oddzielnie odpowie przed Panem Bogiem za swoje czyny i swoje zaniechania. Po to piszę książki poświęcone wielkim Polakom, jak błogosławiony Ksiądz Jerzy Popiełuszko, błogosławiony kardynał Stefan Wyszyński, czy święty Jan Paweł II, żeby Polacy nie czuli się osamotnieni, żeby wiedzieli, że mamy na kim się wzorować, że mamy sprawdzone nauki, po które możemy sięgać w tym świecie pełnym zamętu. Piszę także po to, by przypominać, że oni są naszymi potężnymi orędownikami w niebie, do których powinniśmy się uciekać prosząc o wsparcie dla nas i dla naszej Ojczyzny.

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie