„To nic takiego” – dokumentalny film powstały dzięki Centrum Życia i Rodziny oraz jego darczyńcom, jest pod względem treści i formy chwilami wręcz szokujący, lecz stanowi pozycję obowiązkową dla tych, którzy życzliwie myślą o rodzinie, dzieciach i przyszłych pokoleniach. W środę w warszawskiej Kinotece miała miejsce premiera obrazu autorstwa Agnieszki Marianowicz-Szczygieł i Kazimierza Przeszowskiego.
Ponoć reklama powstała po to, by – za pomocą rozmaitych wybiegów – skłonić nas do kupowania rzeczy, których tak naprawdę wcale nie potrzebujemy. Gdyby ogół społeczeństwa wiedział, co kryje się pod opakowaniem, w które wcisnęli seksedukację jej promotorzy (slogany o tolerancji, akceptacji odmienności, walce z „mową nienawiści”, świadomym współżyciu, zapobieganiu niechcianym ciążom, zdrowiu reprodukcyjnym, ograniczaniu liczby aborcji, itd.), odrzuciłby tę ofertę ze wstrętem. Dzisiaj jednak ma się ona świetnie. Funkcjonuje na prawach rzetelnej wiedzy, podawanej przez specjalistów i wspieranej autorytetem renomowanych organizacji (WHO) oraz władz publicznych, krajowych i międzynarodowych (Unia Europejska).
Wesprzyj nas już teraz!
Wbrew tytułowi, człowiekowi, który zachował chociaż elementarne poczucie dobrze rozumianego wstydu, na film długimi chwilami aż trudno patrzeć. Opracowane często pod dyktando lobby LGBT instruktaże dla dzieci i młodzieży są bowiem niejednokrotnie wręcz ohydne. Czy jednak my – rodzice, wychowawcy, nauczyciele – nie mamy obowiązku wiedzieć, czym karmione są nasze dzieci? „To nic takiego…” odsłania i porządkuje rzeczywistość odrażającego oblicza seksedukacji, ukazującej płciowość człowieka w kategoriach wulgarnej rozrywki bądź sportowej dyscypliny. Na domiar złego – jakby obowiązkowej, której podporządkować trzeba wszystkie wyższe wartości i tradycyjną obyczajowość.
Seksualna tresura, której celem i skutkiem jest odzieranie najmłodszych z naturalnej niewinności, w krajach zachodnich prowadzona jest już od wielu lat. Z jednej strony stanowi jedną z najistotniejszych przyczyn panującego tam totalnego kryzysu podstawowej społecznej struktury – a zatem niechęci młodych ludzi do zakładania rodzin, nietrwałości małżeństw, pozbawiania dzieci opieki obojga rodziców, i, co za tym idzie – braku właściwych wzorców wychowawczych. Z drugiej strony, w tak rozbijanym środowisku perwersyjne propozycje serwowane przez edukatorów trafiają na coraz bardziej podatny grunt. Błędne koło się zamyka…
– Próbuje nam się wmówić powrót do braku norm – zwróciła uwagę podczas spotkania z publicznością Agnieszka Marianowicz-Szczygieł, psycholog, współreżyser obrazu. – W tych programach gdy pojawiają się pytania o rodzinę, prosi się o opis – „opiszmy, jakie są typy rodzin”. I padają różne sformułowania, że rodzina to związek kobiety i mężczyzny, dwie kobiety, samotna matka, samotny ojciec, dwóch gejów, dwie lesbijki, rodzina poszerzona – ruch LGBT promuje teraz wersję, że małżeństwo to dowolna liczba osób, w dowolnej konfiguracji. I prosi się o opis. Kiedy pada pytanie o rodzicielstwo, też prosi się o opis – w jaki sposób można zdobyć dziecko. I tam są wymienione wszystkie możliwości, na przykład surogacja. Moja zasadnicza wątpliwość jest taka: jak młody człowiek, który ma tylko poznać, opisać pewne zastane sytuacje, w jaki sposób on ma wybrać to, co jest dla dobre, to co mu przyniesie korzyść? – zastanawiała się psycholog.
Jedną z kluczowych postaci w genealogii tego po diabelsku przewrotnego przedsięwzięcia jest Alfred Kinsey. To w dużej mierze dzięki niemu heroldowie pornoedukacji natarczywie i skutecznie dobijają się dzisiaj do drzwi szkół i przedszkoli. Zmanipulowane „badania” tego guru seksuologów zrewolucjonizowały postrzeganie ludzkiej płciowości. Przyczyniły się m.in. do „normalizacji” intymnych relacji jednopłciowych, pozamałżeńskiej aktywności seksualnej, totalnej swobody obyczajowej, promocji perwersji i zboczeń. Kinsey, de facto praktykujący „laboratoryjne” gwałty na dzieciach, jest patronem dokonującej się dzisiaj systemowej demoralizacji młodych i najmłodszych pokoleń. To między innymi jego uczniowie, zasiadający w gronach wpływowych stowarzyszeń i organizacji medycznych lobbowali za podejmowaniem kolejnych kroków na drodze rewolucji seksualnej. Zawarte w filmie relacje o praktykach dokonywanych w instytucie Kinseya są jednym z najbardziej, wręcz drastycznie dosadnych wątków dokumentu.
„Edukację seksualną opartą na wyizolowanej wizji ludzkiej płciowości przedstawia się jako nowoczesną i naukową, jednak warto zastanowić się nad faktycznym powodem jej usilnego propagowania. Otóż edukacja typu CSE [czytaj: kompleksowa i permisywna – red.] prezentuje model, w którym człowiek, podejmując aktywność seksualną jeszcze w okresie dorastania i wchodzi w ciągu całego życia w wiele związków, w których zresztą nie jest zobligowany do wierności drugiej osobie,. Od nastoletniości człowiek jest zatem zainteresowany stosowaniem antykoncepcji różnego typu, jak prezerwatywy, środki hormonalne, itp.” – wskazuje Kazimierz Przeszowski, wiceprezes Centrum Życia i Rodziny, współreżyser filmu.
„W przypadku niepowodzenia tych środków można skorzystać z tzw. antykoncepcji awaryjnej, tj. środków uniemożliwiających zagnieżdżenie się poczętego nowego życia w macicy. Gdy i to zawiedzie, można sięgnąć po tzw. aborcję farmakologiczną. W kolejnym kroku pozostaje wizyta w klinice aborcyjnej a w skali całego życia – niejeden raz. Trudno nie zgodzić się, że taki wzorzec zachowań przekazywany w edukacji seksualnej typu CSE przysparza klientów producentom środków antykoncepcyjnych i klinikom aborcyjnym” – zwraca uwagę Kazimierz Przeszowski. Tu właśnie tkwi jedna z głównych przyczyn faktu, że zaraza permisywnych instruktaży rozlewa się po całym świecie.
Z obficie cytowanych w filmie danych wynika, że w porównaniu z innymi krajami Polska i tak nie wygląda najgorzej pod względem różnych negatywnych konsekwencji rewolucji obyczajowej (przedwczesne ciąże, tak zwane aborcje, choroby przenoszone drogą płciową, przemoc wobec kobiet – w tym także na tle seksualnym – czy agresja wobec wciąż marginalnych, lecz jednak coraz liczniejszych osób wykazujących zaburzenia identyfikacji płciowej). Tym bardziej nie ma zdroworozsądkowych przesłanek uzasadniających forsowanie, promowanie bądź choćby przyzwalanie na szkolne, podręcznikowe czy internetowe instruktaże negujące tożsamość małżeństwa, wartość czystości i wierności bądź lekceważące elementarne, powszechne prawo do życia i przyjścia na świat.
– Treść tego dokumentu jest porażająca. Nie tylko otwiera oczy, ale wręcz wyrywa powieki. Niekiedy trudno dać wiarę, że to dzieje się naprawdę i wokół nas – podkreśla prof. Aleksander Nalaskowski, pedagog. – Film bezlitośnie chłoszcze naszą komfortową nieświadomość i naiwność w odniesieniu do realnego , a wręcz namacalnego zagrożenia, z którym spotykają się lub spotkać się mogą nasze dzieci, wnuki. Powinien być materiałem obowiązkowym na wszelkich kursach, katechezach przygotowujących do zawarcia związku małżeńskiego – dodaje.
Dokument – kiedy już pozwolą na to okoliczności – będzie prezentowany na pokazach publicznych. Powinien też trafić do jak najszerszego grona rodziców, wychowawców, nauczycieli, a także ludzi mniej czy bardziej świadomie angażujących się w promowanie edukacji seksualnej: samorządowców, polityków, dziennikarzy, pracowników branży reklamowej.
Choć wolelibyśmy oglądać filmy wzniosłe, budujące i piękne, to nie pożałujemy czasu poświęconego na obejrzenie tego wstrząsającego obrazu. Cóż, niekiedy antidotum na poważną chorobę, czy wręcz zarazę, musi mieć gorzki smak.
Roman Motoła
Więcej informacji na temat filmu
{galeria}
Fot. CZiR