Radość płynąca z Bożego Narodzenia wypełnia nasze serca. Ale jest to czas, w którym trzeba przedstawiać sprawy wyraźnie, we właściwej perspektywie. Bo przyjęcie przez Boga postaci ludzkiej, to nie „milutkie święta”. To początek ostatecznej wojny wydanej siłom zła. O tym często zapominanym wymiarze Bożego Narodzenia przypomina Michael Voris z Church Militant.
Jak podkreśla, w historia zbawienia to nade wszystko walka ze złem, grzechem, z własnymi słabościami. I o tym zmaganiu nieustannie nam przypomina sam Jezus Chrystus. Kiedy dziś leżące w żłobie Dzieciątko dorasta, głosi: „Królestwo niebieskie doznaje gwałtu” – duchowej przemocy.
Wesprzyj nas już teraz!
Jezus mówi tutaj o rozdarciu w nas samych i wycięciu mieczem wszelkiego zła, jakie się w nas znajduje. To samo Dzieciątko również powie w wieku dorosłym: „Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (Mt 10, 34). Pójście za Nim oznacza przemoc, podział i nienawiść – a także śmierć. Nie ma od tego ucieczki. Jak tłumaczy Voris, kiedy dla przykładu do pokoju wpada światło, ciemność zostaje zmaltretowana, jest wypędzana gwałtownym wtargnięciem jasności. Ciemność nie tylko staje się bezdomna, ale zostaje unicestwiona, uśmiercona.
Voris wskazuje, że gdy ten Chrystus ze żłóbka ma zaledwie 40 dni, Symeon prorokuje, że będzie on odpowiedzialny za upadek wielu w Izraelu. I gdziekolwiek jest Dzieciątko Jezus, tam jest też i przemoc, podąża za Nim jak cień. Kilka dni po swoich narodzinach Chrystus zostaje przyniesiony do Świątyni, a starzec Symeon ukazuje Królowej Niebios miecz: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35). Niedługo później państwo sięga po miecz na rozkaz Heroda Antypasa – pojawiają się pierwsi męczennicy Chrystusa – Święci Młodziankowie.
Przemoc, nienawiść, miecz, zadawanie śmierci – to rzeczy, które wielokrotnie odnajdziemy na kartach Ewangelii. Książę Pokoju niesie pokój poprzez przemoc i nienawiść – nienawiść do grzechu, zła i Księcia ciemności. Nawet na ostatnich stronach Pisma Świętego, gdy przychodzi, by doprowadzić do ostatecznej klęski nieprzyjaciela, przychodzi z mieczem, chcąc zadać śmierć niesprawiedliwości i złu.
Jak ocenia Voris, takie obrazy nigdy nie spotykały się z dobrym przyjęciem ze strony wiernych „milutkiego kościółka”; są zbyt obraźliwe, zbyt niepokojące, niezbyt miłe. Straszą dzieci. Ale przecież kiedy Dzieciątko dorośnie, powie Piłatowi: „Ja (…) na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18, 37). „Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” – a ci, którzy nie usłuchali Jego głosu, ukrzyżowali Go.
Zatem – jak wskazuje – chrześcijaństwo ostatecznie sprowadza się do wojny na śmierć i życie – do wewnętrznej wojny na śmierć i życie oraz do zewnętrznej wojny na śmierć i życie. – Nasz Generał przyszedł na świat, by przynieść śmierć Dawnemu Porządkowi Świata i wprowadzić jedyny prawdziwy Nowy Porządek Świata – mówi Voris.
Powodem, dla którego tak wielu członków „milutkiego kościółka” – „ekskluzywnego klubu” katolików, zniewieściałych duchownych – rozczula się w tym czasie, rozpływa i entuzjazmuje nad żłóbkiem i jasełkami, jest to, że taki jest właśnie ich styl. Chcą Boga słabego, gaworzącego dzieciątka Bożego, leżącego i milutkiego, nie domagającego się od nas absolutnie niczego, poza robieniem dla niego zabawnych min…
Oni okłamują samych siebie. Ten nowonarodzony Król domaga się naszej krwi, naszej ofiary, złożenia przed żłóbkiem naszego miecza. Domaga się wojny i zadania śmierci nieprzyjacielowi. Nie można Go kochać nie nienawidząc świata, zła i grzechu. Nie można zbliżyć się do żłóbka bez wyciągniętego miecza i gotowości oddania się na Jego służbę. Bo nie jest to jedynie Dzieciątko: On jest Bogiem pośród nas, zaczynającym swoją misję, by ogłosić podbój, zdeptanie i zniszczenie piekła. Każdy kto Go kocha, musi chwycić za miecz i dołączyć do tej bitwy – aż po dzień swej śmierci. Kochać Boga oznacza nienawidzić grzechu.
Pokój, jaki wprowadza Dzieciątko, nie jest odprężeniem, porozumieniem, w którym to dobro i zło zawierają jakiś tymczasowy pakt o nieagresji. Jego pokój oznacza totalną wojnę: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3, 15).
Aniołowie nie śpiewali tamtej nocy pasterzom ponieważ narodziło się Dzieciątko. Śpiewali, ponieważ Jego narodziny obwieszczały ostateczną bitwę, która miała zmiażdżyć ich dawnych towarzyszy, których to wyrzucili ze sfer niebieskich. Gdy zagrzmiały trąby aniołów, a ich głosy napełniły niebiosa wołaniem „Gloria!”, szatan i jego potomstwo zostali uprzedzeni: nadchodzi ostateczna bitwa, a ty i twoi zwolennicy zostaniecie wrzuceni w jezioro wiecznego ognia – i dopiero wówczas nastanie pokój. Dopiero wówczas ludzie przekują miecze na lemiesze – zauważa Michael Voris.
msf