Najsłynniejsze węgierskie wino od wieków gości na stołach wybitnych twórców i najznamienitszych dostojników. Żaden inny trunek nie stał się bohaterem tylu maksym, sentencji i literackich cytatów.
„Wino królów, król win” – tak władca Francji Ludwik XV zachwalał tokaj w rozmowie ze swoją faworytą, Madame Pompadour. To słodkie węgierskie wino trafiło na francuski dwór za czasów jego pradziadka – Ludwika XIV (ten bowiem rządził aż 72 lata, blokując tron swoim dzieciom i wnukom). Jak tokaj znalazł drogę do Wersalu?
Wesprzyj nas już teraz!
W 1703 r. Franciszek II Rakoczy, magnat węgierski (który rok później został księciem Siedmiogrodu), przekazał w darze francuskiemu królowi kilka beczek tego wina. Ludwik XIV zachwycił się prezentem i od tego czasu Wersal regularnie zamawiał dostawy tokaju. Jeszcze ostatni francuski monarcha Napoleon III kupował z Węgier 30-40 beczek tego trunku rocznie.
Od Piusa IV do Benedykta XVI
Sława tokaju sięga jednak jeszcze bardziej zamierzchłych czasów, a dokładniej: soboru trydenckiego. To podczas obrad tego zgromadzenia papież Pius IV wygłosił swoje słynne słowa: „To wino powinno znaleźć się na papieskim stole”. Chwilę wcześniej skosztował właśnie tokaju, przywiezionego na sobór przez biskupa Zagrzebia – Jerzego Draškovicia. Chorwacki hierarcha doskonale znał smak tego wina, bo wcześniej przez 6 lat zarządzał diecezją w Peczu, mieście w południowo-zachodnich Węgrzech (wówczas pod panowaniem tureckim).
Życzenie Piusa IV zostało spełnione: tokaj pozostał na papieskim dworze do dziś, a do jego szczególnych miłośników należał Benedykt XIV, którego tym trunkiem hojnie obdarowywała Maria Teresa – władczyni Austrii oraz królowa Czech i Węgier. „Błogosławiony niech będzie kraj, w którym cię stworzono, błogosławiona niech będzie kobieta, która cię przysłała, błogosławiony jestem ja, który cię piję” – dziękował papież monarchini. Tokajem Essencia, najsłodszym gatunkiem tego wina, raczył się m.in. Benedykt XVI.
Tokaj podziwiali także inni dostojnicy. Król Szwecji Gustaw III po jego spróbowaniu nie chciał już pić żadnego innego wina… Prezydent USA Tomasz Jefferson nazywał tokaj „wyśmienitym”. Cesarz Franciszek Józef co roku wysyłał brytyjskiej królowej Wiktorii dwanaście butelek tego wina (po jednej na każdy miesiąc). A ponieważ królowa żyła i rządziła bardzo długo, zebrało się ich łącznie… 972. Fryderyk II Wielki, sławny pruski król, podejmował tokajem cenionego przez siebie filozofa Woltera. Za słodkim węgierskim winem przepadali też rosyjscy władcy: Piotr Wielki, Anna Iwanowna, Elżbieta Romanowa i Katarzyna Wielka. Ta ostatnia obstawiła nawet niektóre tokajskie winnice (wynajmowane przez Rosję od Węgrów) swoimi żołnierzami, by nic nie przerwało ciągłości dostaw trunku do Petersburga. Z kolei za czasów Elżbiety wydatki na tokaj stanowiły aż 10 proc. (!) kosztów utrzymania dworu.
Wino, kobiety i śpiew
Ale nie tylko nasi zaborcy zaopatrywali swe piwnice w tokaj. Beczki z tym winem sprowadzano także na polski dwór – i to w takich ilościach, że po rozbiorach Polski produkcja tokaju na Węgrzech gwałtownie się załamała (drugim ważnym powodem był wzrost protekcjonizmu w Europie, a więc podwyżki i zwiększenie liczby opłat celnych). Smakoszem napoju był m.in. August II Mocny, który wykorzystywał to wino do swoich podbojów miłosnych (dwie beczułki trafiły do Anny Konstancji Cosel, która wkrótce została faworytą króla). Zamiłowanie polskich elit do węgierskiego wina przetrwało do czasów II Rzeczpospolitej: prezydent Ignacy Mościcki na swoim ślubie w 1933 r. wznosił toast właśnie 250-letnim tokajem.
Żadne inne wino nie było przedmiotem uwielbienia tylu genialnych kompozytorów. Koneserami tokaju byli m.in. Ludwik van Beethoven, Franciszek Liszt, Wolfgang Amadeusz Mozart, Joachim Rossini, Franciszek Schubert, Jan Strauss (syn) oraz Józef Haydn, który w pewnym okresie swojego życia – na własne życzenie – dostawał część pensji właśnie w butelkach z tym winem.
Tokaj ceniony był również przez wielkich pisarzy m.in. Aleksandra Dumas, Henryka Heine, Fryderyka von Schillera, Abrahama Stokera (autora „Drakuli”) czy wreszcie Jana Wolfganga Goethe, który wspomniał o nim w swoim „Fauście” (zainteresowanych odsyłam do rozdziału „Piwnica Auerbacha w Lipsku” w części pierwszej).
Różne odcienie słodyczy
Na czym polega wyjątkowość tokaju? Są to białe słodkie wina wytwarzane z winogron, które tak długo pozostają niezebrane, że wytwarza się na nich szara pleśń, nazywana w tym przypadku „szlachetną”. Sprzyjają temu szczególne warunki klimatyczne i wilgotnościowe w tokajskim regionie winiarskim (północno-wschodnie Węgry).
Długi okres nasłonecznienia (zbiory przeprowadza się dopiero późną jesienią lub nawet zimą) powoduje wysoką koncentracją naturalnego cukru w owocach; w połączeniu z unikalną glebą, na której dojrzewają winogrona, daje to efekt w postaci krągłego wina barwy topazu lub bursztynu, pachnącego ciemnym miodem i pieczonymi jabłkami.
Na półkach większości supermarketów spotykamy tokaje oznaczane jako Furmint lub Hárslevelű – nie są to, niestety, szlachetne wina, lecz przeciętne trunki pochodzące z regionu Tokaj (od nazwy malowniczego miasteczka będącego jego stolicą), przeważnie wytrawne, półwytrawne lub półsłodkie.
Znacznie lepsze są tokaje „Szamorodni” (nazwę tę, w pierwotnej formie „samorodny”, nadali polscy kupcy w XIX w.) – to półszlachetne wina wytwarzane z winogron, których część uległa działaniu „szlachetnej pleśni”. W zależności od proporcji użytych winogron i techniki produkcji mogą być słodkie („Édes”) lub wytrawne (Száraz).
Prawdziwe, czyli szlachetne tokaje oznaczane są jako „Aszú”. Winogrona do tych likierowych win dobierane są wyjątkowo starannie, a jakość danej butelki określa liczba tzw. puttonyos, umieszczana na etykiecie. Może być ich od 3 do 6 – czym więcej, tym wino słodsze i szlachetniejsze. Tokaje mające więcej niż 6 puttonyos nazywane są po prostu „Eszencia”; przypominają gęsty nektar, a ich wyjątkowo słodki i bogaty w niuanse smak nie ma sobie równych. Rzecz jasna, „Eszencia” to najdroższy i najrzadszy z tokajów – trzeba za nią zapłacić kilkaset złotych.
Grzegorz Wierzchołowski