28 stycznia 2023

Tomasz A. Żak: Antykultura od gilotyny do transhumanizmu

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Mój kolega zarzuca mi, że nie opisuję na bieżąco kolejnych antykulturowych ekscesów. Sugeruje, że „ludzie przecież muszą wiedzieć”. Ja twierdzę, że jeżeli ludzie wciąż nie widzą, z czym moją do czynienia, to musimy ich uznać za stracone pokolenie, a ich doczesna przyszłość rokuje jak najgorzej. Uważam, że odwiedzanie lupanarów nie jest konieczne do wiedzy o tym, czym one są. Niemniej, raz na jakiś czas smród z rynsztoka bywa tak dotkliwy, że jednak trzeba popatrzeć, co tam płynie. I właśnie dlatego powstał ten tekst, co pewnie usatysfakcjonuje mego kolegę.

 

Oczywistością jest, że to, co się wyprawia w teatrach i innych lewackich jaczejkach związanych z działalnością artystyczną, to prosta funkcja współczesnej rewolucji marksistowskiej, która po opanowaniu instytucji konsekwentnie pracuje nad przejęciem całkowitej kontroli nad naszymi mózgami. Jednym ze sposobów ogłupiania jest deprecjonowanie prawdziwych autorytetów (tzw. dekonstrukcja) i kreowanie fałszywych. Oni, jak biblijni faryzeusze, inaczej nie potrafią, bo przecież tak jak nie da się „zrobić z buku kauczuku”, tak nie jest możliwe zastąpienie np. Zofii Kossak-Szczuckiej jakąś Tokarczuk, czy np. Adama Hanuszkiewicza jakimś Skrzywankiem. Gdybyśmy do tej sytuacji chcieli zastosować sportową futbolową metaforę, to powiedzielibyśmy, że mamy do czynienia z drużyną, który nie ma kogo wpuścić na boisko i w związku z tym mecz chce „wygrać” w szatni (czytaj: układy i znajomości) albo „kupić” (czytaj: media i „kultura wykluczania”).

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Paszport” zamiast portfolio

Postkomunistyczny, a gdy chodzi o realizowaną linię programową jak najbardziej lewacki  tygodnik „Polityka”, sfinalizował po raz kolejny swój firmowy projekt promujący łże elity. Artystyczne „Paszporty” tego periodyku są przyznawane niemal tyle lat, ile liczy sobie historia III RP (podobnie jest z „Nike”, nagrodą osławionej gazety Adama Michnika). Warto to skonstatować. Warto też uświadomić sobie skalę tej manipulacji, która więcej niż skutecznie promuje kolejne, coraz bardziej postmodernistycznie „pokrzywione” zastępy czekistów kultury. W tym salonowym poklepywaniu się po… niech będzie, że po ramionach, swój za pomocą swego promuje swego. To nagradzanie nie jest bowiem dla tych, którzy – jak za komuny – nie należą do wiadomej partii.

Tegorocznym laureatem „Paszportu” w kategorii „teatr” został Jakub Skrzywanek, twórca antynarodowych i antykatyolickich przedstawień realizowanych na salonowych scenach, które to sceny od lat w ten właśnie sposób lansują jedynie słuszny nowy wspaniały świat. W propagitkach Skrzywanka mamy więc oskarżanie Polski o antysemityzm, faszyzm i homofobię, mamy naturalistyczne sceny gwałtu, mamy zezwierzęcenie ludzkiego cierpienia i umierania, mamy też obrazoburcze inscenizacje ślubów par homoseksualnych. Autor tych obrzydliwości, ubranych w tzw. ekspresję artystyczną, niewątpliwie za nie został przez towarzyszy nominowany i wybrany. Gala „Paszportów” tygodnika „Polityka” odbyła się w warszawskim Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, a więc w instytucji podległej bezpośrednio Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tak, drogi Czytelniku, to jest ministerstwo rządu Prawa i Sprawiedliwości, partii, która od lat oflagowuje się patriotyzmem oraz wiarą katolicką swych liderów.

Laureat, a więc już oficjalnie namaszczony nowy autorytet, wprost z narodowej sceny – a jakże – nagrodę zadedykował „śmiertelnym ofiarom homofobii”: Bardzo chciałbym dedykować tę nagrodę Wiktorowi i Martynie, których nie ma już z nami. Im i setkom osób, które nie dały rady żyć we współczesnej Polsce. Wierzę, że polska kultura będzie schronieniem dla wszystkich tych, którzy muszą się mierzyć codziennie z wykluczeniem, homofobią, każdą formą przemocy, która płynie ze strony posiadających dzisiaj w Polsce władzę.

 

Antyludzka osobliwość

To wszystko jest jednak ledwie „grą wstępną” czy może raczej swoistym „znieczulaniem”; znieczuleniem koniecznym, bo bez tego ogłupiania antykulturą „pacjent” mógłby sobie przypomnieć, że jest człowiekiem, że ma wolną wolę, duszę, no a wtedy mógłby się zbuntować i projekt nowego wspaniałego świata ległby w gruzach niczym biblijna wieża Babel. Innymi słowy, każdy musi zostać odpowiednio światopoglądowo „zaszczepiony”, aby już nigdy nie przyszło mu do głowy coś mądrego. Tymczasem wieża rośnie – globalna i bezalternatywna, czym emocjonują się  uczestnicy Światowego Forum Ekonomicznego (World Economic Forum – WEF) w szwajcarskim Davos. Niektórzy z nich zdają się już nawet wierzyć, że reprezentują jakiś „rząd światowy”, który poprowadzi ludzkość ku świetlanej szczęśliwości. Andrzej Duda, Prezydent RP stwierdził nawet, że „to było dla nas, dla Polski dobre forum”.

W całkiem licznych, trzeźwych ocenach tych szwajcarskich spotkań globalistów, zwraca się uwagę – i słusznie – na koncepcję „czwartej rewolucji przemysłowej”. Samo określenie „przemysł 4.0” datuje się na rok 2011 i pochodzi z projektu strategii niemieckiego rządu w zakresie tzw. technik wysokich. W Davos pojawiło się jako konkret w roku 2017, równolegle z wydaniem firmującej to książki Klausa Schwaba, nomen omen „ojca chrzestnego” WEF. A o co konkretnie chodzi? O takie wykorzystanie technologii cyfrowych i wszelkich baz danych, aby zapewnić komunikację w sieci pomiędzy maszynami i ludźmi. Istotą tego projektu, jeżeli ktoś jeszcze nie rozumie, jest zrównanie maszyny z człowiekiem oraz zewnętrzne zdalne sterowanie tymi „urządzeniami”.

Technologie, według Schwaba, są „powiązane z naszą tożsamością, światopoglądem i potencjalną przyszłością”. 4.0 otwiera „nieograniczone możliwości posiadania miliardów ludzi połączonych urządzeniami mobilnymi”. Kluczowym dla tego projektu jest „zbudowanie zaufania do danych i algorytmów wykorzystywanych do podejmowania decyzji”. Innymi słowy, jak twierdzi Klaus Schwab: „Obawy obywateli o prywatność i ustanowienie odpowiedzialności w strukturach biznesowych i prawnych będą wymagały korekty myślenia”. Ta „korekta” to prosty eufemizm procesu dehumanizacji człowieka. I do tej właśnie roboty potrzebne są łże autorytety ze świata kultury.

W Davos oczywiście o tej stronie „wielkiego resetu” nie zapomniano. Kolejne odsłony WEF mają w programie swoje Światowe Forum Sztuki (World Arts Forum – WAF), którego immanentną częścią jest gala Crystal Awards, gdzie kreuje się nowe globalne autorytety, wyróżniając je za (jakże by inaczej) „ważne dokonania w obszarze kultury i życia społecznego”. Tym, co niejako nominuje do nagrody, a na co zwraca uwagę gremium decyzyjne pod przewodnictwem Hilde Schwab (prywatnie żona Klausa), są działania kandydatów „na rzecz ochrony środowiska, bezpieczeństwa żywnościowego, zmian klimatu, zdrowia psychicznego i edukacji”. Jak widzimy, nie ma tutaj większego znaczenia konkretna działalność artystyczna, co zresztą bez specjalnego skrępowania obwieszcza pani Hilde, postrzegając atrybuty sztuki, takie jak „kreatywność, determinacja, komunikacja i wyobraźnia”, jedynie jako te, które „mogą dostarczyć nam w życiu nowego punktu odniesienia”.

„Kryształowe autorytety” wpisują się dokładnie w takie właśnie ideologiczne „zadaniowanie”. Ich życiorysy i aktywność, to nic innego, jak klasyczny celebrytyzm. Jeszcze wśród nich nie znajdujemy jakiegoś polskojęzycznego Skrzywanka, ale kto wie, czy i taki „autorytet” nie będzie tam na kolejnym etapie przydatny.

Perspektywą tego transhumanistycznego projektu, co już widać nawet nieuzbrojonym okiem, jest  nieodwracalne zerwanie więzi z naturą, ze światem realnym, a w efekcie „narodziny” postczłowieka. Tak ma być osiągnięty „moment osobliwości”, definiowany już dawno jako „koniec świata” przez futurologów i penetrowany przez twórców z obszaru science fiction.

 

Ecce homo

Wszystkie rewolucje – z gilotynującą przeciwnika Rewolucją Francuską – miały jeden nierozwiązywalny problem. Wszystkie nie mogły sobie poradzić z człowiekiem. Ilu by ludzi nie wymordowano, ilu by nie zamknięto w obozach czy skazano na banicję, ilu by nie przekonano do służby za srebrniki, nie można było tego problemu rozwiązać. I dla jakobinów, i dla bolszewików celem zawsze był człowiek. Taki sam cel mają globaliści. Wszyscy oni mają jednak wciąż ten sam problem: nie mogą trafić, bo cel, do którego mierzą, jest ruchomy. Ten, nieco żartobliwy wywód należy rozumieć jako odniesienie do transcendencji, do faktu, że człowiek to nie tylko ciało, materia, a przede wszystkim dusza i to dusza nieśmiertelna. Duszy zabić się nie da, a tym samym nie da się człowieka odczłowieczyć.

 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij