17 kwietnia 2024

Tomasz A. Żak: Rok Krzysztofa Karonia

Dopiero wczoraj ujawniono, że Sejm RP, na specjalnym nocnym posiedzeniu w dniu 1 kwietnia br., podjął uchwałę o dołączeniu do grona patronów roku 2024 osoby Krzysztofa Karonia. Postać zmarłego przed rokiem, wybitnego polskiego badacza historii kultury współczesnej, a szczególnie wpływu na nią marksizmu, przedstawił poseł Włodzimierz Czarzasty, co dla wielu było zaskoczeniem: – Dzięki bezcennej pracy pana Karonia – powiedział poseł – zrozumiałem w końcu swoje wybory światopoglądowe, całe swoje życie.

1.

Jeżeli czytający powyższe słowa dopatrują się w tym żartu, to mają rację, ale tylko częściowo. Częściowo, bo jak najbardziej uważam, że Krzysztof Karoń zasługuje na to, aby być w Polsce patronem roku ogłoszonym przez Sejm i Senat pospołu. Nie widzę też żadnych przeciwskazań, aby wyróżnić kogoś, kogo ledwie rok temu pochowaliśmy. To bardzo zła tradycja, aby wyróżniać tylko zmarłych i to dopiero po latach, dekadach czy nawet stuleciach. Tak samo zła, jak docenianie „za całokształt” takim czy innym medalem, orderem ludzi stojących już nad grobem. Tak, wiem, że w świecie totalitarnej poprawności władza nie może ani ganić, ani tym bardziej chwalić kogokolwiek, nim nie zostanie to dopasowane do „mądrości etapu” i  – co niemniej ważne – nie podważy monopolu rządzących. Czasami coś jednak umyka „policji myśli”, jak choćby postać najwybitniejszego polskiego pisarza XX wieku, Józefa Mackiewicza, skądinąd „zoologicznego antykomunisty”, patrona roku 2022.

Wesprzyj nas już teraz!

Myślę, że współprzewodniczący Nowej Lewicy jeszcze więcej dowiedziałby się o sobie, gdyby oprócz Karoniowej „Historii antykultury”, ze zrozumieniem przeczytał Mackiewiczową „Drogę do nikąd”. Niemniej, benedyktyńska wieloletnia praca pana Krzysztofa nad marksizmem i jego wysiłek włożony w upowszechnianie tej wiedzy, zdają się być swoistą kontynuacją tego, co w swych dziełach opisał „ptasznik z Wilna”. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z przedstawianiem potwora, któremu na imię – marksizm. I tak naprawdę niczym (oprócz dekorum) nie różni się niegdysiejszy bolszewizm od dzisiejszej czwartej rewolucji przemysłowej. W obu przypadkach chodzi o odebranie człowiekowi jego tożsamości. Jak dla mnie, chyba najważniejszym memento, które pozostawił po sobie Karoń, jest uświadomienie wszem i wobec, że antykultura jest po prostu synonimem marksizmu.       

2.

Marksizm („pierwsza komuna”) został w praktyce zweryfikowany, stąd wiemy z czym mamy do czynienia. Trwało to kilkadziesiąt lat, a weryfikacja była bolesna. Neomarksizm („druga komuna”), czyli – jak to definiuje Karoń – marksizmu ciąg dalszy, weryfikuje się na naszych oczach. Wygląda na to, że będzie to trwało o wiele krócej niż za pierwszym razem.

W obu przypadkach największą trudnością w zrozumieniu tych procesów jest język, czyli „nowomowa”, którą upowszechnia system promujący marksizm. Pojęcie tego, z czym mamy do czynienia (owa weryfikacja), jest możliwe tylko wtedy, gdy „odczarujemy” ukradzione ludziom słowa i hierarchie wartości. Za pierwszej komuny (używam tego określenia, bo jest treściwie celne) – a więc, za pierwszej komuny pomógł w tym tzw. drugi obieg. Nie chodzi tutaj o „szarą strefę” w gospodarce, bo ona, będąc ewidentną patologią wyrastająca z systemu, niby pomagała ludziom żyć, ale jednocześnie zarażała ich systemem (załatwianie, dogadywanie się, lewizna itd.) Chodzi o kulturę. Tutaj właśnie jest klucz do weryfikacji marksizmu  – najpierw tej akademickiej, edukacyjnej, czy nawet publicystycznej. Ale to byłoby o wiele za mało, gdyż wiedza o tym, jak jest z nami źle, jak nas okłamują, jak zniewalają, prowadzi z reguły do zniechęcenia, utraty sensu życia, do nihilizmu, a skrajnie nawet do zdrady samego siebie i urządzania się w tej nowej „anus mundi”.

Tak się dzieje, jeżeli równolegle nie powstanie (w tym „drugim obiegu”) kreatywna, twórcza kontra kulturowa. Czasami używa się na tę okazję określenia – kontrkultura. Nie jest to najszczęśliwsze, gdy chodzi o etymologię historyczno-społeczną, bo kojarzy się dość jednoznacznie z drugą połową lat 60-tych na Zachodzie (głównie w USA) i tzw. hipisowską rewolucją, która tak naprawdę była początkiem drugiej komuny w kulturze (pierwsza to socrealizm), a jednocześnie emocjonalno-energetycznym zaczynem tejże drugiej komuny w ogóle. Tak jak zaplombowany wagon z Leninem i towarzyszami był zaczynem rewolucji komunistycznej w Rosji, tak  koniem trojańskim współczesnego marksizmu jest właśnie sztuka (pop-art, postmodernizm, New-Age itp.) Bardzo dokładnie rozumiał to Krzysztof Karoń.

3.

Z każdą komuną, nawet tą trzecią, jeżeli przyjdzie, nawet i z tą –nastą, jeżeli taką próbą mamy być doświadczenie przez Opatrzność, człowiek może wygrać, a to dzięki uczuciom, dzięki odczuwaniu, dzięki temu co w nas delikatne, duchowe (co nie znaczy słabe i dające się bezkarnie tłamsić). To trochę tak jak w tym dystopijnym filmie z 2002 roku – „Equilibrium”. Sednem pokazanego tam totalitaryzmu jest chemiczna „dezynfekcja” mózgu, uniemożliwienie jego kontaktu z pięknem i dobrem. Codziennie każdy z obywateli pokazanego tam państwa przyszłości musi zażywać przypisaną przez rząd dawkę leku zabijającego uczucia – „prozium”. Każdy, kto uchyla się od tego obowiązku, każdy, kto czuje, zostaje z miejsca eksterminowany jako jednostka niepożądana, niebezpieczna dla innych. Dzisiaj jesteśmy jakby w podobnej sytuacji. Może jeszcze za słuchanie Beethovena nie strzelają w tył głowy, nie wrzucają do pieca, ale już zupełnie realnie wprowadzana jest penalizacja za „mowę nienawiści”. Tak to się zaczyna.

Film „Equilibrium” powstał w USA, a więc w kraju postępowej dystopii. Zrealizowano go w skutecznej marketingowo konwencji filmu-akcji, ale jest w tym obrazie jedna charakterystyczna rzecz, która często umyka widzom – nie ma tam miejsca na Pana Boga. Nawet pół słówka, nawet jeden maleńki rekwizyt, choćby jeden paciorek różańca… nic. Przy eksponowanej tęsknocie za tradycją, za pięknem, nawet za łzami – dla Boga miejsca nie znaleziono. To nie przypadek, to efekt wieloletniej indoktrynacji (niekoniecznie tej związanej z tabletkami, zastrzykami). Przy takim podejściu do tematu, przy takiej wersji walki z totalitarnym reżimem, nie jest możliwe zwycięstwo, które skądinąd w filmie ma miejsce. Nie jest możliwe, bo bez Boga w Trójcy Jedynego, dobro i piękno stają się ledwie atrapami, a wtedy nie ma szans na drogę do prawdy. Bunt bez duchowości będzie pusty, nie przyniesie wyzwolenia. Ten film dokładnie to pokazuje. I dokładnie to samo pokazuje nasza rzeczywistość, w której politycy chcący dysponować niekontrolowaną władzą każą nam oddzielić Kościół (czyli wyznawaną przez nas wiarę) od życia publicznego. Tutaj zacytujmy Krzysztofa Karonia:

„Celem dechrystianizacji był i pozostaje ten nurt chrześcijaństwa, który po schizmach i Reformacji stworzył łaciński katolicyzm, ponieważ jest to jedyna religia, która dysponowała i dysponuje – oprócz uniwersalistycznej antropologii – sprawną, hierarchiczną organizacją, własnym systemem szkolnictwa, siecią niezależnych środków komunikacji społecznej (media), siecią ośrodków spotkań i propagandy bezpośredniej (świątynie, sale katechetyczne), organizacjami społecznymi i młodzieżowymi, a także największym kapitałem – liczącą dwa tysiące lat tradycją i dorobkiem umożliwiającym wywieranie wpływu na społeczeństwo, na jego wyobrażenia, nastroje i postawy”.

4.

Marksizm przez te około sto lat bardzo skutecznie zmaterializował człowieka; sprowadził jego potrzeby do – pisząc obrazowo – brzucha i podbrzusza. Suflerem decydującym o takich wyborach stał się współcześnie przemysł rozrywkowy, który do swojego panopticum wprzągł również sztukę wyższą. Z  człowieka uczyniono bydlę, które ma już w brzuchu dużo, ale wciąż chce więcej. Dużo lepiej od amerykańskich filmowców rozumiał to nasz Stanisław Ignacy Witkiewicz i to ponad 70 lat wcześniej, co możemy wyczytać w jego powieści „Nienasycenie”. Tam również pojawia się chemiczny stymulator „ustawiający” człowieka do życia – „pigułki Murti-Binga”. Według Witkacego połknięcie takiej pigułki powodowało, że człowiek czuł się szczęśliwy oraz spełniony. Pigułka była lekarstwem dla wszystkich „nienasyconych”; dla wszystkich, którzy chcą być „szczęśliwi” tu i teraz, natychmiast. Twórca słynnej „Firmy Portretowej” wiedział jednak dobrze, że „nasycenie” jest możliwe tylko wtedy, kiedy odrzucimy Boga. Konsekwencje takiej decyzji pokazują losy Genezypa Kapena, bohatera powieści: aby się „nasycać” musi brać narkotyki, aż do zupełnego wyniszczenia siebie.

Prawdziwa kontrrewolucja, jedyna skuteczna walka z antykulturą (czytaj: marksizmem, czytaj: postępem), to religia chrześcijańska. Krzysztof Karoń tłumaczy to poprzez proste pytania:

„Dlaczego spośród wszystkich kultur, jakie pojawiły się w historii ludzkości, tylko jedna kultura – europejska kultura chrześcijańska – stworzyła cywilizację wolności i powszechnego dobrobytu?

Dlaczego cywilizacji wyżej rozwiniętych nie stworzyły kultury, w których nie było hamującego postęp chrześcijaństwa?”

5.

20 kwietnia w Warszawie, w pierwszą rocznicę śmierci Krzysztofa Karonia (zmarł dokładnie 22 dnia tego miesiąca), w Hotelu Gromada Centrum odbędzie się konferencja poświęcona jego twórczości, a zatytułowana: „Jaki jest ostateczny cel antykultury?” Na to pytanie, jak sądzę, starałem się właśnie odpowiedzieć. Aczkolwiek chciałem również zasugerować coś więcej, niż „doktoryzowanie się ze zła”. Konkretnie to, że sztuka chrześcijańska, a dokładniej mówiąc – sztuka tworzona przez chrześcijan, to najskuteczniejsza broń w kulturowej wojnie, dla której arsenał zabezpieczył nam ten, którego jak najszybciej winniśmy uczynić nie tyle Patronem Roku, co patronem zwycięstwa.

Tomasz A. Żak 

 

Warszawa: Pamięci Krzysztofa Karonia. Rocznicowa konferencja o celu antykultury

W sobotę 20 kwietnia, w sali konferencyjnej stołecznego Hotelu Gromada Centrum odbędzie się konferencja pt. „Jaki jest ostateczny cel antykultury?”. To całodzienne wydarzenie organizowane jest z okazji przypadającej dwa dni później, pierwszej rocznicy śmierci śp. Krzysztofa Karonia.

REJSTRACJA TRWA! OSTATNIE MIEJSCA

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij