3 kwietnia 2024

Tomasz A. Żak: Urodziłem się

(Fot. stock.adobe.com/dziewul)

To już dzisiaj pewne: miejsce urodzenia nie ma definiować Twojego stosunku do ojcowizny, ani tym bardziej Twojej narodowości. Liberalizm do spółki z globalizmem, jak ich poprzednik – komunizm –  skutecznie podkopują każdą tożsamość, a więc naturalne dla człowieka fundamenty indywidualności. Ale to wciąż nie jest ten ich wieszczony koniec historii. Ludzie, wbrew „sukcesom” kolejnej marksistowskiej rewolucji, nadal chcą być dumni z tego kim są i skąd pochodzą, a te swoje – można by rzec – atawistyczne pragnienia eksponują na wiele sposobów. Na przykład śpiewając.

 

W Ameryce

Wesprzyj nas już teraz!

Mijają dekady, a za największy muzyczny przebój legendarnego Bruce’a Springsteena uważa się jego nagranie z odległego 1984 roku, czyli „Born in the U.S.A.” („Urodziłem się w U.S.A.”). Porywający rockowy beat, męska ekspresja długowłosego wykonawcy w wytartych dżinsach, no i tekst. Bardzo mylą się ci, którzy z perspektywy czasu sugerują, że autor niekoniecznie chwali się w tej pieśni swym amerykańskim rodowodem. Wykorzystanie tego utworu  w trakcie drugiej kampanii prezydenckiej Ronalda Reagan nie było więc błędem wizerunkowym, a świadomym wyborem patriotycznego przesłania, które wcale nie musi być „słodkie” i „grzeczne”, bo miłość do swojego kraju raczej nigdy taką nie jest. Springsteen krytykujący Amerykę za to, jak rząd i ogłupiane społeczeństwo potraktowały weteranów wracających z wojny, to było dokładnie to, co mieli w swych sercach ludzie kochający miejsce, w którym żyli i będący z tego miejsca dumnymi.

Tekst piosenki a właściwie songu pokolenia – wyraża uczucia tzw. szarego człowieka, robotnika, w ogóle człowieka pracy, ale nie tej korporacyjnej. Bohater pieśni jest w psychicznym dołku, bo zapomniała o nim władza, a społeczeństwo odrzuciło. Tymczasem jeszcze niedawno wysłano go na wojnę, „dano mu w ręce karabin” i kazano „zabijać żółtków”. Na tej wojnie stracił „brata” (w znaczeniu kogoś takiego jak on), a kiedy wrócił żywy, to od dziesięciu lat nie ma dla niego normalnej pracy, nie ma celu, nie ma „dokąd uciec ani dokąd pójść”. Słuchając Bruce’a Springsteena widzę obrazy z jakże adekwatnego, co do czasu oraz nastroju i skądinąd równie jak ta pieśń doskonałego filmu „Rambo. Pierwsza krew”. Nic dziwnego, że wtedy od oceanu do oceanu Amerykanie śpiewali, że „urodzili się w USA”, a Reagan bez problemu wygrał wybory.

 

W Rosji

Kiedy w Rosji po rządach prezydenta Borysa Jelcyna wydawało się, że wszystko jest już „pozamiatane”, a tzw. Zachód po zwycięstwie w zimnej wojnie właśnie wygrywa wojnę o panowanie nad rosyjską gospodarką i kulturą, znany rosyjski piosenkarz i rockmen, Oleg Gazmanow, nagrał utwór „Sdiełan w SSSR” („Zrobiony w ZSRR”).  Był rok 2005 i Władimir Putin był na początku swojej drugiej kadencji prezydenckiej i wszyscy myśleli, że „za chwilę” Rosja będzie nawet w NATO.  

Piosenka/pieśń Gazmanowa w swej poetyce jak najbardziej świadomie odwoływała się do przeboju Springsteena sprzed dwudziestu lat. Wykonawca nawet podobnie wyglądał. Treść również jest podobna. Oleg, jak jego amerykański odpowiednik – Bruce, tęskni za „dobrymi czasami”, które im zabrano. Jak Amerykanin czuje się oszukany i widzi swoje państwo, jako miejsce niesprawiedliwe oraz wrogie wobec tzw. prostego człowieka. Podobnie również definiuje swój patriotyzm, odwołując się do miłości ojczyzny, za którą kiedyś przelewano krew. Znamy to i z naszego podwórka, gdzie resentymenty do Polski Ludowej nie ograniczają się li tylko do byłych członków PZPR.  Swoją drogą, prezydent Putin w jednym ze swoich ówczesnych wystąpień nazwał rozpad ZSRR w 1991 roku „największą katastrofę geopolityczną” XX wieku. To tak, jakby cytował Gazmanowa.

„Urodziłem się w Związku Radzieckim, zostałem zrobiony w ZSRR” – śpiewa Gazmanow i przywołuje to, co kiedyś pozwalało ludziom być dumnymi ze swego państwa (podobnie artykułuje to w swojej pieśni Springsteen). Nie ma w tym żadnej rehabilitacji komunizmu, jak chciałaby to widzieć rusofobiczna propaganda, ale jest wielki żal człowieka oszukanego przez transformację i westernizację (amerykanizację). W ostatniej zwrotce autor przywołuje fakt, że „nawet Europa zamieniła się w Unię” (w rozumieniu w Sowiety), i przypomina tejże Europie: „Razem nasi przodkowie walczyli w bitwach. Razem wygrali drugą wojnę światową”. Na końcu zadaje niezwykle ważne pytanie: „Zamknięte granice – bez wizy nie wolno, Jak Wam bez nas, odpowiedzcie przyjaciele!”

W Polsce

Kalendarz odhaczył rok 2012, kiedy Andrzej Nowak, polska rockowa legenda tworzy zaskakującą dla fanów piosenkę pt. „Urodziłem się w Polsce”. Zaskoczenie polega na tym, że były gitarzysta i współzałożyciel słynnej w latach 80-tych heavymetalowej kapeli TSA, objawia się w tym utworze jako solenny patriota, co trudno jest kojarzyć z rockmanami hipisowskiej proweniencji i to niezależnie od szerokości geograficznej. Jedno jest pewne: musiał wiedzieć, że pisząc ten utwór nawiązuje do sławnego przeboju Bruce’a Springsteena, który – jakby nie było – był przecież idolem dla pokolenia czasów TSA, a szczególnie w Polsce za „żelazną kurtyną”.

Cóż takiego się wydarzyło w życiu Nowaka, czy w ogóle w świecie, w którym żył (dwa lata po Smoleńsku i w czasie niemal oficjalnego poniewierania polskości), że wraz ze swoim nowym zespołem z Opola, „Złe Psy”, zdecydował się na otwarte deklarowanie miłości do swego kraju i dumy z tego, gdzie się urodził i kim jest w sensie narodowym? Artysta tak na to odpowiedział w jednym z wywiadów: Musiałem dojrzeć do tej decyzji (…) Składa się na to wiele rzeczy: Polska, patriotyzm oraz moje odczucia dotyczące tego, gdzie byłem wychowywany z dziada pradziada (…) Polska dla mnie jest jedyna i ukochana. Jaka była, taka była, ale to nasza ojczyzna (…) Bóg, honor, ojczyzna to idea, którą ja kontynuuję.

Piosenka Andrzeja Nowaka nie stała się w Polsce wielkim przebojem, jak w swoich krajach utwory Gazmanowa czy Springsteena. Nowak, parafrazując nasz hymn narodowy, odwoływał się swoim tekstem do tych, którzy żyją i którzy są w stanie wszystkim pokazać „jak wojować i wygrywać, sprawiedliwie i gorliwie”. Oczywiście, chodzi o to by wojować o Polskę i to „jak rycerze, jak żołnierze”. A wszystko puentowało się w dobitnym stwierdzeniu: „Tylko tylko w Polskę wierzę!!!” Energia była w tym wszystkim nie mniejsza niż u gościa z obwodu kaliningradzkiego i u faceta z New Jersey – i to razem wziętych. Wystarczy odnaleźć w internecie nagranie z któregoś koncertu „Złych Psów”, aby to dowodnie zweryfikować.

A dlaczego ta pieśń jest w sumie tak mało znana? Władze publicznego Radia Opole, gdzie utwór nagrano, prawie natychmiast zablokowały jego emisję, tłumacząc, że „jest niemedialny i szowinistyczny”. W ten sposób zakneblowano odrębnemu od mainstreamu artyście możliwość powiedzenia ważnych w tamtym czasie słów, dotarcia szerzej z jakże potrzebną muzą. Nie pozwolono mu więc „iść do ludzi”, szczególnie do młodych ludzi, którzy zawsze są najbardziej chłonnym odbiorcą takiej muzyki; nie pozwolono na rockową patriotyczną edukację po prostu. Tutaj, w III RP nad Wisłą i Odrą, nie ma zgody na to, aby jakiś „szarpidrut” mógł swymi songami i „wedle swego widzimisię” wpływać na ustaloną politykę państwa, a nawet – o zgrozo! – doprowadzić do zmiany myślenia w społeczeństwie. To nie Ameryka. To nawet nie Rosja…  

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij