28 października 2022

Tomasz A. Żak: Wojna na obrazy pędzlem malowane

To na pewno nie był przypadek. W odstępie nie większym jak dwa tygodnie miałem okazję na praktyczne zdefiniowanie dwóch stron wojny cywilizacji, w której bierzemy udział. Oczywiście, ta lekcja, którą – swoją drogą – powinien odrobić każdy Polak, ma wymiar artystycznej metafory odwołującej się do świata sztuk pięknych. I właśnie dlatego jest do bólu prawdziwa.

 

Camera obscura

Wesprzyj nas już teraz!

Zaczęło się od wykładu o linearnej perspektywie w malarstwie, co oznacza sposób przedstawiania trójwymiarowych obiektów na płaszczyźnie obrazu poprzez zastosowanie tzw. punktów zbiegu wyznaczających prawidłowy kształt i wielkość malowanych budynków. Do tego celu artyści malarze używali urządzenia o nazwie „camera obscura”. Był to prosty przyrząd optyczny pozwalający uzyskać rzeczywisty obraz. Taki swoisty pierwowzór aparatu fotograficznego. Przez soczewkę w drewnianej skrzynce wybrany widok odbijał się w zamontowanym wewnątrz lustrze, a jego odbicie na matowej szybie dawało możliwość przyłożenia kalki i zrobienia szkicu. Niezwykłym jest to, choć pewnie niekoniecznie zaskakującym, że początków tego urządzenia można się doszukiwać w starożytnej Grecji. Później „camera obscura” była wykorzystywana przez wielu artystów malarzy, między innymi przez Leonardo da Vinci i przez Bernardo Bellotto zwanego Canalettem.

Staliśmy z Ryszardem w całkiem sporej grupie ludzi i słuchali jak tłumaczy nam to wszystko młody elegancko ubrany chłopiec, może 12-latek. Mój przyjaciel nie mógł wyjść z podziwu, że takie w sumie dziecko tak dużo wie o malarstwie, tak swobodnie i z erudycją wykłada o co chodzi z tą perspektywą, z symbolami, którymi posługuje się autor obrazu oraz z tłem historycznym i kulturowym epoki. Taki „dziecięcy” wolontariat to wyśmienity pomysł, który działa i na „wykładowcę” i na publiczność, ale również buduje wizerunek Zamku Królewskiego w Warszawie, gdzie to się działo.

Od końca września do początku stycznia przyszłego roku, w związku z jubileuszem 300. rocznicy urodzin Bernarda Bellotta, dwa muzea – Staatliche Kunstsammlungen w Dreźnie oraz Zamek Królewski prezentują wystawę przedstawiającą drogę twórczą i dorobek artysty, który w Polsce pracował dla króla Stanisława Augusta. Na wystawie zaprezentowano obrazy, grafiki i rysunki charakterystyczne dla poszczególnych okresów twórczości malarza. Wędrujemy po Europie z Bellottem i wędrujemy po kolejnych salach muzeum w podróży momentami piękniejszej niż ta realna. Piękniejszej, bo świat, który oglądamy jest uporządkowany i estetycznie i symbolicznie. Zupełnie inaczej niż to, co oglądamy we współczesnej Europie. Jesteśmy więc w Wenecji, a potem w kolejnych włoskich miastach: Florencji, Mediolanie, Rzymie, Weronie. A potem, zanim zobaczymy XVIII-wieczną Warszawę, będziemy „zwiedzać” Drezno, gdzie artysta pracował dla dworu Wettinów ponad dwadzieścia lat. To właśnie tutaj, przy płótnie z widokiem tego miasta znad brzegów Łaby, spotkaliśmy tego chłopca…

Bałagan emocji

W Jasielskim Domu Kultury byłem w związku z wystawianiem naszego spektaklu „Pokonać piekło”. Po montażu na scenie miałem chwilę czasu na tzw. oddech i zaszedłem do tamtejszej Galerii. To jednak nie był czas odpoczynku. Galeria prezentowała podyplomową wystawę malarstwa Olgi Wardęgi, absolwentki Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Byłem sam. Na ścianach wokoło wyeksponowane obrazy olejne. Powiedzieć, że abstrakcyjne, to nie tyle nic nie powiedzieć, co raczej skłamać. Takie słowa: niedopowiedziane, emocjonalne, poszukujące, efemeryczne itp., to wyświechtana nowomowa współczesnych kuratorów wystaw. Za tym nie kryje się sztuka, a raczej dezintegracja osobowości takiego czy innego artysty i bełkot semantyczny tzw. krytyka.

Tutaj jest podobnie. Kolorowe „maziaki”, jakieś brudne plamy, niezidentyfikowane bryły. Pani Olga, lat 24, samo to określa mianem stylistyki „odrapanej ściany”. Katalogowy opis wystawy mógłby dotyczyć kogokolwiek i czegokolwiek z tego, co dzisiaj pokazywane jest w galeriach sztuki. Oto próbka: „Obrazy są próbą uchwycenia podróży, refleksją nad tym, co zostaje ze wspomnień, wymywanych codziennie nową warstwą wrażeń i doświadczeń. Obrazy są abstrakcyjne, choć czasem można dostrzec pareidoliczne, figuratywne przedstawienia. Sugerują krajobrazy widzianych miejsc, próbując oddać klimat zachowanych w pamięci, przetartych przez upływ czasu wspomnień”. Tak właśnie wygląda wzorcowa antyedukacja estetyczna. Nie ma w niej dobra, nie ma harmonii. 

Wychodząc z Galerii zobaczyłem plakacik z tytułem wystawy: „Dryfowanie po bałaganie”. Wszystko jasne. Nie dość, że bałagan, to jeszcze poruszanie się w nim jest efektem przypadkowych mód, prądów i „natchnień”. Indywidualność przestała istnieć. Przestał istnieć również warsztat artysty. Nie ma ducha, pozostała tylko zmysłowość.

Puenta?

Czy Państwo oczekują jakiegoś podsumowania? Odsyłam do myśli, od której zacząłem – tej o wojnie cywilizacji. My wciąż możemy wybrać. Wciąż jeszcze nas nie zaprogramowano globalnie i nieodwracalnie. Wybierajmy więc.

 

Tomasz A. Żak

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij