Jeszcze w ubiegłym roku, po kompromitującym dziennikarski warsztat paszkwilu na Antoniego Macierewicza, szefa MON, Tomasz Piątek publicysta „Gazety Wyborczej” i zadeklarowany narkoman, twierdził, że od dwóch lat jest „czysty”. Jego najnowsze pseudo-śledztwo i wściekły atak na Ordo Iuris, TFP oraz Instytut ks. Piotra Skargi każą zapytać o prawdziwość tej deklaracji. No chyba, że to proces detoksykacji daje się we znaki, a zespół odstawienia zaciemnia publicyście jasność myślenia.
Jedno trzeba przyznać. Teksty Tomasza Piątka budzą emocje. Szkoda tylko, że jego publicystyczne wyczyny tak lekko odnoszą się do faktów, a lansowane przezeń tezy mają jedno zadanie: wytworzyć atmosferę skandalu, zagrożenia, spisku. O ile w beletrystyce taki zabieg jest oczekiwany, to stosowanie go w „dziennikarskim śledztwie” całkowicie kompromituje autora. Tak. Tomasz Piątek „znów TO zrobił”.
Wesprzyj nas już teraz!
Dlaczego? Być może odpowiedź znajduje się w jego własnych publikacjach. Publicysta nie krył w nich, że jest uzależniony m.in. od heroiny. „Alkohol, seks, inne dragi, jedzenie, szachy… Jestem uzależniony od jedzenia, chodzę po restauracjach jak oszalały, kocham wyrafinowane smaki i gotów jestem zapłacić za nie każdą kasę. Kiedy w knajpie nie dostaję tego, czego chcę, bywam strasznie niemiły” – pisał o sobie Tomasz Piątek.
Dziennikarz poszedł dalej. „Jednak muszę przyznać, że wszystko to jest niczym wobec rozkoszy, które daje heroina” – dodał. Jak dalej wyznał, „groziło mi wywalenie z domu, jak się naćpam, nędza, bruk. Problemu narkomanii nie rozwiązuje się filozoficznie, tylko wstrząsem. Zacząłem niebezpiecznie trzeźwieć. Przez pół roku siedziałem w pokoju u rodziców i myślałem o tym, że rozwaliłem sobie życie”.
Te niechlubne fakty z życia publicysty zostały mu przypomniane w ubiegłym roku, gdy Piątek postanowił napisać typowy paszkwil, opisując swoje wyobrażenia na temat działalności Antoniego Macierewicza, ministra obrony narodowej. Autor pisał wówczas o związkach szefa MON z Robertem Luśnią, TW ps. „Nonparel”. Liczne manipulacje owego „śledztwa” obnażył m.in. Sławomir Cenckiewicz, któremu też dostało się od Piątka za rzekomą nierzetelność badań. Rzecz jasna wykreowaną na potrzeby „demaskującej” publikacji w „Wyborczej”.
Piątek odpowiedział wówczas na Facebooku: „Tak się składa, że od ponad dwóch lat jestem czysty od wszystkich narkotyków włącznie z alkoholem”. To był czerwiec 2016 roku. Obecnie publicysta popełnił kolejny paszkwil dotyczący działalności Ordo Iuris, TFP oraz Instytutu ks. Piotra Skargi, pełen kłamstw i fałszywych oskarżeń. Wyniki przeprowadzonego psudo-śledztwa każą ponowić pytanie o aktualność deklaracji Piątka. Jeśli to nie był efekt delirium, a dziennikarz jest „czysty”, to być może proces detoksykacji jeszcze daje się we znaki, albo zespół odstawienia zaciemnia publicyście jasność myślenia.
Jest też inne wyjaśnienie. Piątek nie kryje się ze swymi lewackimi i antyklerykalnymi poglądami (deklaruje przynależność do kościoła ewangelicko-reformowanego). Nic więc dziwnego, że coraz mocniej zaznaczające swoje miejsce w debacie publicznej organizacje odwołujące się do wartości chrześcijańskich, budzą zaniepokojenie liberalnej lewicy. Jako, że z prawdą trudno walczyć, lewackie media chętnie sięgają po takie środki jak manipulacja, półprawda, wytworzenie atmosfery skandalu. Cel jest jasny. Zdyskredytowanie, oczernienie przeciwnika. Po raz przyszytej łatce, ślad pozostanie.
A Piątek? Do takiej „czarnej” roboty pasował jak ulał. Publicysta nie ma skrupułów. Poprzedni pracodawcy zapewne zapamiętali go dobrze z partyzanckiej akcji wymierzonej przeciwko tygodnikowi „Do Rzeczy”. Piątek wówczas (był to rok 2013) w imieniu „Krytyki Politycznej” wysyłał listy do reklamodawców tygodnika, w których pytał ich, czy mają świadomość, że „wspierają swoimi pieniędzmi tygodnik popierający prześladowanie homoseksualistów przez Putina?”. Współpraca z autorem została zakończona przez „KP”.
Publicysta jednak znów ma swoje „pięć minut”. W ostatnim czasie, podczas Rozmowy z Renatą Kim („Newsweek”) na temat sejmowej uchwały dotyczącej uczczenia setnej rocznicy objawień fatimskich, uznał inicjatywę za… satanistyczną.
„Oficjalnie wprowadzając rok objawień fatimskich katolicy łamią pakt ze wszystkimi innymi obywatelami, narzucając w sferze publicznej swój światopogląd. Jestem ewangelikiem, tak jak Ty, wiem że dla chrześcijanina jedynym objawieniem jest Pismo Święte. Wszelkie inne pojawiające się duszki, dziwne istoty itd. muszą być efektem halucynacji albo jeszcze gorszym diabelstwem. Dlatego uważam, taką inicjatywę za satanistyczną, nie tylko niedemokratyczną” – powiedział.
Duszki, dziwne istoty, diabelstwo? Czyżby dziennikarz sięgał tu po swe deliryczne doświadczenia? Cóż. Tomasz Piątek – jak się zdaje – jest w stanie przekroczyć każdą granicę. Zresztą ku uciesze lewackich mediów, których staje się „bohaterem”. Jemu samemu najwyraźniej rola „usłużnego głupca” wcale nie przeszkadza. Nawet jeśli przy okazji trzeba kłamać i bluźnić. I jeśli dziś jest „czysty”, to zdaje się niedojada. Bo taki „niemiły”.
MA