Unijna walka o duszę nowych pokoleń wchodzi w nowy etap. W Belgii do tej pory rodzice mogli uczyć swoje dzieci w domu. Od nowego roku szkolnego mają takie prawo tylko, jeśli wymaga tego zdrowie dzieci. Nie można zrezygnować z obowiązku szkolnego z innych względów – w tym religijnych.
Minister edukacji i kultury w rządzie belgijskiego Regionu Walońskiego postanowiła, że edukowanie swych pociech w domu nie może być już uzasadniane inaczej, niż tylko poprzez kłopoty zdrowotne dzieci. W ciągu ostatnich pięciu lat liczba osób decydujących się na tak zwaną „edukację domową” wzrosła o 40 proc. – 538 dzieci uczyło się w domu w roku szkolnym 2009/2010, a w poprzednim roku 878. To pokazuje rosnącą determinację rodziców, którzy nie chcą wysyłać dzieci do szkół opanowanych przez ideologów genderyzmu.
Wesprzyj nas już teraz!
Joëlle Milquet stwierdziła, że zjawisko to jest niepokojące i zarządziła nowe zasady – zwolnienie dzieci z obowiązku szkolnego i wydanie zgody na ich uczenie się w domu, będzie teraz możliwe tylko i wyłącznie po okazaniu orzeczenia lekarskiego zaświadczającego o niemożności podjęcia nauki w normalnym, „ławkowym” trybie.
Czym tak mocno zatroszczyła się pani minister? Wyjaśniła to w jasnych słowach: – Opuszczenia szkoły nie można w żadnym wypadku motywować religijnie. A to się do tej pory zdarzało. W grę wchodzą tylko kwestie zdrowotne – stwierdziła. Jak widać do ministerstwa dotarły informacje, że coraz więcej rodziców rezygnowało z posyłania dzieci do szkół, w których obligatoryjnie musiały uczyć się ideologii gender, zapoznawać się z propagandą homoseksualną, i uczestniczyć w z roku na rok coraz bardziej wulgarnych lekcjach wychowania seksualnego.
Co ciekawe, minister Milquet wywodzi się z belgijskich chrześcijańskich demokratów. W 1999 stanęła na czele Partii Chrześcijańsko-Społecznej. W 2002 doprowadziła jednak do reorganizacji ugrupowania i zmienienia jego nazwy, co charakterystyczne, na Centrum Demokratyczno-Humanistyczne.
malk