8 października 2021

Tracimy suwerenność energetyczną. Zamiast Moskwy będzie protektorat niemiecko-francusko-rosyjski?

W kontekście dążenia eurokratów do urzeczywistnienia francusko-niemieckiej wizji „autonomii strategicznej” i „suwerenności europejskiej” kluczowe staje się określenie, czy jest to zgodne z wolą i oczekiwaniami narodu polskiego. Jeśli tak, czy jesteśmy gotowi ponosić ogromne ciężary polityki klimatycznej, obarczonej dużą dozą niepewności? Jeśli nie, należy zadać pytanie, co z tym zrobić?

Prawdę powiedziawszy, rządzący nie pozostawili nam dużego pola manewru, ponieważ w kluczowych negocjacjach unijnych i międzynarodowych prowadzonych w latach 2007-2008 oraz 2015-2021 podjęli brzemienne w skutkach decyzje. Warszawa nie wykorzystała opcji atomowej i nie zablokowała planów unijnych dotyczących przyspieszenia procesu dekarbonizacji poprzez przyjęcie ambitniejszych celów klimatycznych na 2030 r. Zaakceptowaliśmy tzw. dyktat Brukseli, a jak pokazuje życie, pole ingerencji niewybieralnych decydentów poszerza się wraz z pogłębianiem integracji. Docelowo – w zamyśle eurokratów – cała Europa „musi mówić jednym głosem”, o ile chce się liczyć na arenie światowej, zasiadać przy jednym stole z Chinami, USA i jeszcze kilkoma wschodzącymi potęgami.

Ceny węgla, gazu i ropy na rynkach światowych gwałtownie rosną. Analitycy sugerują, że dzieje się tak z powodu spekulacji na europejskim rynku handlu emisjami dwutlenku węgla, w związku z realizacją agendy klimatycznej, ale także z powodu ożywienia po pandemii i rozbuchania wydatków socjalnych (plany odbudowy, pobudzenia gospodarki przez konsumpcję). Dodatkowo do Europy popłynęło o 20 proc. mniej gazu z Rosji, a w wyniku surowszej niż się spodziewano zimy, drastycznie spadły zapasy tego surowca. Duży popyt na paliwa kopalne w Azji powoduje, że Europa traci możliwość uzupełnienia niedoborów energetycznych po rozsądnej cenie. Niektórzy mniejsi europejscy dostawcy energii zbankrutowali, a fabryki zawiesiły na pewien czas pracę. Dłuższe przestoje zaliczyły również korporacje w Chinach.

Wesprzyj nas już teraz!

Część polityków, np. w Austrii, Hiszpanii czy Niemczech, sugeruje, że z powodu rosnących cen tradycyjnych źródeł energii trzeba przyspieszyć odchodzenie od paliw kopalnych na rzecz OZE, by w przyszłości nie powtórzyła się podobna sytuacja. Inni, np. politycy i inwestorzy japońscy, wycofali się ze wspierania tzw. zielonych projektów, zagrażających bezpieczeństwu systemu emerytalnego. Według Japończyków, szybko starzejące się społeczeństwo i obciążenie systemu zabezpieczenia emerytalnego jest znacznie większym problemem aniżeli domniemane zmiany klimatyczne. Dlatego, jak donosił 20 lipca 2021 r. „The Wall Street Journal”, akcjonariusze nastawieni na klimat właśnie zakończyli katastrofalny (dla nich) sezon corocznych zgromadzeń, odrzucając rezolucje kodyfikujące agresywne korporacyjne cele węglowe w trzech kluczowych firmach, w których proponowali je aktywiści klimatyczni: Mitsubishi UFJ, Sumitomo i Kansai Electric Power”. Nastąpiło to po wycofaniu się w kwietniu br. rządowego funduszu emerytalnego GPIF – największego funduszu inwestycyjnego na świecie, zarządzającego aktywami o wartości 1,6 biliona dolarów – z „modnych inwestycji ESG”. Podkreślono, że strategia inwestowania w tzw. zielone projekty przyniosła straty i „nie można poświęcić zysków na rzecz kupowania ekologicznych certyfikatów”, jak tłumaczył w wywiadzie dla Bloomberga Kenji Shiomura, dyrektor departamentu strategii inwestycyjnej funduszu.

Cena gazu we wrześniu w holenderskim hubie TTF wzrosła od początku roku o ponad 250 proc. Pod koniec września oscylowała wokół 74 euro za megawatogodzinę. W Europie brakuje wszystkiego, od gazu przez węgiel po norweską energię wodną i nie zanosi się, by sytuacja uległa poprawie w najbliższym czasie. „Równowaga podaży i popytu w Europie pozostanie niezwykle napięta w okresie zimowym, zwiększając presję cenową na rynek, który już osiągnął rekordowe poziomy” – napisali analitycy BloombergNEF w raporcie opublikowanym we wrześniu. Wielu mniejszych dostawców energii w Wielkiej Brytanii upadło. Francuscy dystrybutorzy energii mają trudności z zaopatrywaniem klientów i również są zagrożeni bankructwem.

Nawet ropa po raz pierwszy od października 2018 r. przekroczyła kwotę 80 dol. za baryłkę. – To pierwsze etapy wieloletniego, potencjalnie dziesięcioletniego supercyklu towarowego – komentuje Jeff Currie z Goldman Sachs Group Inc. Tłumaczy, że „napędza go wojna ze zmianami klimatycznymi i nierównościami w dochodach”. Ta „dynamika” ma prowadzić do „strukturalnego wzrostu popytu”. Najbliższe 10 lat, ale także kolejne dekady, będą bardzo burzliwe.

Czy z powodu kryzysu energetycznego osłabnie wola do realizacji agresywnej polityki klimatycznej?

Propagatorzy polityki klimatycznej obawiają się, że w obliczu piętrzących się trudności może osłabnąć wola polityczna do realizacji agresywnej polityki klimatycznej. Hiszpania ostrzegła Brukselę, że w obliczu długotrwałego utrzymywania się wysokich cen energii trudno będzie zachować obecną politykę redukcji emisji. W liście z 20 września hiszpańscy politycy zaznaczyli, że z powodu zimy chłodniejszej i dłuższej niż się spodziewano, zapasy znajdują się na najniższym poziomie od ponad dekady. Z powodu słabego wiatru zawodzą także wiatraki.

Ograniczenie dostaw gazu o 20 proc. przez Rosjan wyśrubowało ceny węgla, który jest bardziej atrakcyjny dla wytwarzania energii niż gaz – komentuje Tom Lord, z Redshaw Advisors w Londynie. Oprócz Hiszpanów, Francuzi i Grecy zamierzają tymczasowo zapewnić dopłaty do rachunków za energię dla najbiedniejszych. Jednak to znowu komplikuje plany Brukseli, która obawia się, by więcej państw nie przedkładało taniej energii nad „zieloną transformację”. UE straci bowiem wiarygodność przed spotkaniem COP26 w Glasgow, gdzie państwa winny ostatecznie podjąć decyzję o wdrożeniu tzw. mapy drogowej dotyczącej egzekwowania przepisów Porozumienia Paryskiego przyjętego w 2015 r.

W jaki sposób UE chce przekonać biedne kraje, by zrezygnowały z możliwości rozwoju, odchodząc od taniej energii, jeżeli zamożne kraje UE będą musiały subsydiować energię dla gospodarstw domowych? Nad tym zastanawiają się analitycy i inwestorzy związani z „zieloną transformacją”. Unijny komisarz ds. klimatu Frans Timmermans broni polityki klimatycznej, twierdząc, że „tylko około jedną piątą wzrostu cen można przypisać wzrostowi cen emisji dwutlenku węgla”. Dodaje optymistycznie, że gdyby UE przyjęła „Zielony Ład” pięć lat temu, nie bylibyśmy w tej sytuacji, ponieważ bylibyśmy już mniej zależni od paliw kopalnych. Komisja, by złagodzić nieco skutki polityki klimatycznej – polegającej na internalizacji czyli przerzucaniu kosztów na obywateli za dotowanie inwestycji w OZE, samochody elektryczne itp. – ogłosiła na początku tego lata, że zostaną przeznaczone specjalne fundusze na wsparcie najbardziej narażonych grup ludności (Społeczny Fundusz Klimatyczny na rzecz walki z ubóstwem energetycznym). Bruksela szacuje, że pomoc powinna trafić do 34 mln Europejczyków. Jednak skutki transformacji energetycznej dotkną wszystkich i to w znacznym stopniu, odbijając się na cenach produktów i usług.

Polityczna decyzja o przejściu na tzw. zeroemisyjną gospodarkę w szybkim tempie oznaczać będzie poważne reperkusje społeczne w ciągu następnych trzech dekad. Szybkie wycofywanie węgla, gazu i ropy nie idzie w parze z zastępowaniem paliw kopalnych innymi stabilnymi źródłami energii.

Paliwo wodorowe, nawet przy rekordowych cenach ETS, długo nie będzie konkurencyjne

Bruksela dużą wagę przywiązuje do strategii wodorowej. Jednak – jak zauważają analitycy Guidehouse i Agora Energiewende w raporcie „Making renewable hydrogen cost-competitive (Study). Policy instruments for supporting green H₂” – nawet gdyby europejskie ceny węgla wzrosły ponad trzykrotnie do około 200 euro i rządy dalej znacznie dotowały wodór z energii odnawialnej, to nie stanie się on, wbrew nadziejom Brukseli, konkurencją dla paliw kopalnych. Wodór ma być kluczowym czynnikiem tzw. neutralności klimatycznej w różnych sektorach. Autorzy opracowania piszą, że „niestety, jak wyraźnie zaznaczono w Strategii wodorowej Komisji Europejskiej 2020, produkcja wodoru ze źródeł odnawialnych jest dziś ekonomicznie niekonkurencyjna – nawet przy rekordowych cenach certyfikatów węglowych – i oczekuje się, że pozostanie niekonkurencyjna do lat 30-tych XX wieku. Krótko mówiąc, obecnie »nie ma naturalnego popytu rynkowego na całkowicie zdekarbonizowany wodór, ani też nie przewiduje się, aby takie zapotrzebowanie zmaterializowało się przed końcem obecnej dekady«”.

KE zdając sobie z tego sprawę, wymusiła decyzję polityczną o zwiększeniu ambicji klimatycznych dotyczących ograniczenia do końca obecnej dekady emisji dwutlenku węgla o 55 proc. poziomu z 1990 r. Matthias Deutsch – jeden z autorów raportu dot. strategii wodorowej – stwierdził, że aby przeciętny projekt odnawialnego wodoru był konkurencyjny w stosunku do alternatywy opartej na paliwach kopalnych, będzie w tej dekadzie wymagał rocznych dotacji w wysokości 24 miliardów euro. Ponadto, jak stwierdził, „po 2030 r. zależność od dotacji powinna zniknąć, ale istnieje luka kosztowa i musimy ją wypełnić pieniędzmi podatników”.

Unijna polityka klimatyczna a gospodarka cyfrowa

Obecna transformacja energetyczno-technologiczna podporządkowana jest tzw. gospodarce cyfrowej i nowym modelom biznesowym opartym na sieci. Wraz z cyfryzacją stale rosnąć będzie zapotrzebowanie na energię (wiele centrów danych wymagających chłodzenia, informatyzacja każdej branży, IoT, inteligentne miasta, domy, samochody elektryczne itp.). To zapotrzebowanie będzie rosło także z powodu wzrostu liczy osób na świecie. W tej rzeczywistości zwiększonego popytu na energię zamożniejsze państwa proponują krajom biedniejszym ograniczenie rozwoju przez wdrożenie tzw. zielonej, zrównoważonej gospodarki, celów Agendy 2030, idei degrowth (zamiast wzrostu PKB, jego ograniczenie na rzecz tzw. jakości życia) itp. W zamian co roku miałyby one otrzymywać niewielkie dopłaty z Funduszu Klimatycznego i innych źródeł. Ale do tej pory nie udało się pozyskać 100 mld dol. Państwa rozwinięte miałyby wnosić co roku do Funduszu 100 mld dol. na rzecz państw rozwijających się.

UE w długoterminowych prognozach gospodarczych ma stale tracić na rzecz znacznie ludniejszych państw azjatyckich i afrykańskich. By przeciwdziałać temu niekorzystnemu trendowi, Bruksela lansuje zrównoważony rozwój i związaną z tym globalną politykę klimatyczną. Pierwszy Pakiet Klimatyczny KE wynegocjowała w marcu 2007 r., a w grudniu 2008 r. regulacje zatwierdził Parlament Europejski (plan „3×20”). Założenia dotyczące przeciwdziałania zmianom klimatycznym były bardziej ambitne niż te zawarte w Protokole z Kioto. Po roku przedstawiono nowe wytyczne dot. ograniczenia emisji, a także reformę europejskiego systemu handlu emisjami. Ta kwestia budziła i budzi liczne kontrowersje ze względu na to, że Bruksela chce rozszerzyć system na wszystkie „gazy cieplarniane” i objąć limitami emisji większą liczbę branż. Ostatecznie zaplanowano zakończyć bezpłatne przydziały pozwoleń na emisję do roku 2013 w sektorze energetycznym, a do roku 2020 i w innych sektorach.

W konkluzjach z czerwca 2019 r. Rada Europejska zaapelowała, by intensywniej przeciwdziałać domniemanym zmianom klimatu i zwróciła się do Komisji o przyspieszenie prac nad unijną strategią neutralności klimatycznej, zgodnie z międzynarodowymi zobowiązaniami wynikającymi z Porozumienia Paryskiego. Następnie kluczowe negocjacje miały miejsce w latach 2020-2021 r. dot. tzw. Zielonego Ładu. UE zwiększyła ambicje klimatyczne z 40 do 55 proc. redukcji emisji dwutlenku węgla do końca obecnej dekady. W ramach „Zielonego Ładu” polityka związana z neutralnością klimatyczną zostanie poddana przeglądowi i dostoswana do większych ambicji. Przyjęto też prawo klimatyczne, w którym zapisano unijny cel neutralności klimatycznej wyznaczony na 2050 r. W rezultacie, wyspecjalizowane kancelarie prawne – na wniosek aktywistów klimatycznych – pozywają rządy za zaniedbania w realizacji polityki klimatycznej.

Dlaczego KE jest zdeterminowana wdrażać – bez względu na koszty społeczne – politykę klimatyczną?

Pewne światło na to rzuca rozumowanie kluczowych państw UE: Niemiec i Francji. Niemiecki Instytut Spraw Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (Stiftung Wissenschaft ind Politik) w analizie „Strategic Souvereignty in Energy Affairs”, pod redakcją dr Kirsten Westphal ze stycznia 2021 r., koncentruje się na pojęciu suwerenności energetycznej. Autorka podkreśla, że w obliczu dzisiejszych fundamentalnych wstrząsów w polityce międzynarodowej, zwłaszcza w kontekście geostrategicznej rywalizacji USA-Chiny, coraz większego znaczenia nabiera zdolność państwa do formułowania swoich interesów strategicznych, priorytetyzacji działań i kształtowania polityki energetycznej. Od tego zależy zdolność do działania i utrzymania się przy globalnym stole negocjacyjnym. By ta siła przetargowa była większa, Niemcy potrzebują „Europy mówiącej jednym głosem”. Dlatego „wzmocnienie spójności UE pozostaje warunkiem wstępnym, jeśli nie warunkiem sine qua non”.

Z analizy dr Westphal dowiadujemy się, że aż do czasu Trumpa bezpieczeństwo dostaw energii – jako jeden z trzech filarów „suwerenności energetycznej Niemiec” – nie miało takiego znaczenia jak pozostałe dwa, to jest: „zrównoważenie środowiskowe” i „konkurencyjność”. W jej opinii, dla Berlina kluczowa miała być prorynkowość i efektywność. Liczyły się kryteria techniczne i handlowe, a nie jak we Francji, Polsce i innych krajach bałtyckich – suwerenność energetyczna. Autorka wskazuje, że w następstwie zmiany w 2017 r. dyrektywy gazowej z 2009 r. przesunięto więcej kompetencji w zagranicznej polityce energetycznej UE z państw członkowskich do Brukseli. Ta wprowadza coraz więcej regulacji, przekształcając kwestie wysoce polityczne w działania administracyjne.

Chociaż artykuł 194 ust 2 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE) stanowi, że każde państwo członkowskie ma prawo do określania warunków eksploatacji swoich zasobów energetycznych, wyboru między różnymi źródłami energii oraz ogólnej struktury zaopatrzenia w energię, KE próbuje forsować wspólną politykę energetyczną w oparciu o pewne zasady przewodnie. „Paradygmat rynku stracił wigor na rzecz prymatu polityki, a państwa członkowskie różnią się interpretacją suwerenności energetycznej, bezpieczeństwa dostaw i ochrony klimatu” – zauważa Westphal. Berlin ubolewa, że państwa Europy Wschodniej coraz bardziej skupiają się na własnej suwerenności energetycznej, obawiając się Rosji i wybierają integrację z globalnym, a nie jedynie unijnym rynkiem energetycznym.

Westphal przyznaje, że niemiecki rząd nie postrzega importu gazu z Rosji jako problematycznego, ale jako „element wzajemnej współzależności i podstawę tworzenia oraz wspierania wspólnych interesów”. I wraz z Austrią propaguje „kompartmentalizację”, czyli ograniczenie tematu importu gazu z Rosji do sfery czysto ekonomicznej, co jednak nie znalazło wystarczającego poparcia w UE. Niemcy, by zachować zdolność działania strategicznego, potrzebują wewnątrzunijnej spójności. I tu sprawa się komplikuje. Berlin przyznaje, że dziś geopolityka, geo-ekonomia i rywalizacja o władzę nabrały szczególnego znaczenia. I nie zamierzają zrezygnować z presji ekonomicznej, by osiągnąć cele polityczne.

Amerykanie nie są już „naturalnym partnerem Europejczyków”

Zarówno Niemcy, jak i Francuzi uważają, że Stany Zjednoczone „nie są już naturalnym partnerem Europejczyków”, bo zaczęły „instrumentalizować zarówno swoją węzłową rolę w globalnych przepływach finansowych, jak i rolę dolara jako dominującej waluty dla realizacji celów polityki zagranicznej oraz gospodarczej”, przykładowo – poprzez sankcje wobec Rosji, Iranu i Wenezueli. W wyniku tej polityki straciły europejskie koncerny naftowo-gazowe, których zakres działania jest ograniczany na rzecz państwowych korporacji z Azji i Bliskiego Wschodu.

„Szok dla Europejczyków będący wypadkową polityki USA jest głęboki i ukazuje nową sytuację: »energetyczno-gospodarczy Zachód już nie istnieje«” – pisze Westphal. Polityka Waszyngtonu ujawniła niezdolność Europy do działania. UE szuka nowych partnerów, a Chiny i USA postrzega jako poważnych konkurentów. Zdaje sobie sprawę, że będzie tracić znaczenie na arenie światowej i to znacznie bardziej niż Ameryka, obfitująca w surowce energetyczne. Transformacja energetyczna, zwłaszcza integracja systemów energetycznych krajów UE i cyfrowe zarządzanie zdecentralizowaną siecią w czasie rzeczywistym, ma wzmocnić pozycję Unii, a zwłaszcza globalne notowania przemysłu Niemiec i Francji. Jednak ten proces zmian niesie ze sobą długą listę niewiadomych i nie zapowiada się, by paliwa kopalne zostały całkowicie wycofane z rynku światowego do połowy wieku, jak przewiduje to Porozumienie Paryskie, czy polityka klimatyczna UE.

Berlin nie tylko chce ustabilizować swoje sieci, ale także odnieść strategiczną korzyść z bycia hubem energetycznym dla Europy dzięki rosyjskiemu gazowi. Kraj chce do 2022 r. zlikwidować elektrownie jądrowe i węglowe o łącznej mocy odpowiednio 8,5 GW i 12,5 GW. Kluczowe staje się więc wzmocnienie transgranicznych punktów połączeń międzysystemowych i transgranicznego handlu energią. Europejska dekarbonizacja wymaga dostępności metali i rzadkich minerałów, a także ich dalszego udoskonalania i przetwarzania, a ta dziedzina jest zdominowana przez Chiny.

Niemieccy analitycy uważają, że kluczowe staje się więc tworzenie „nowych przestrzeni infrastrukturalnych, które nie pokrywają się z jurysdykcjami państw”, a którymi zarządza się w sferach techniczno-politycznych niezwiązanych z terytorium. Tradycyjnie suwerenność państwa narodowego, związana z jego terytorium, jest osłabiana przez normy i standardy kształtujące politykę powiązanych ze sobą krajów. Obecnie kluczowa jest zdolność do działania, czyli autonomia strategiczna państwa, która zależy od dostępności i kontroli nowych technologii oraz cyfrowego nadzoru nad przepływami towarów, know how, kapitału i informacji. Dlatego Berlin, ale także główny partner Niemiec, czyli Francja (razem reprezentują jedną trzecią populacji UE i zawsze traktowały UE jako dźwignię dla wzmocnienia swojej siły przetargowej na arenie światowej) dążą do uzyskania „europejskiej suwerenności” i „autonomii energetycznej” w strategicznej rywalizacji między Chinami a USA, by być obecnym w „koncercie mocarstw”. Stąd dyscyplinowanie niepokornych krajów pod przykrywką realizacji polityki spójności.

„Zielony Ład”, który łączy politykę energetyczno-klimatyczną z technologiczną i przemysłową, jest zdaniem Niemców odpowiednią koncepcją przewodnią w promowaniu transformacji sektora energetycznego. Jednak sami zwolennicy „Zielonego Ładu” w Niemczech martwią się zbyt szybkim wychodzeniem z energetyki jądrowej i węglowej, a teraz także i domaganiem się przez niektórych szybkiego wycofania gazu ziemnego w sytuacji, gdy nie ma czym zastąpić tych surowców. To może jedynie podsycić negatywne nastroje wobec „zrównoważonego rozwoju” i polityki klimatycznej w biedniejszych państwach, gdzie obywatele będą musieli ponosić duże koszty transformacji, by „w Niemczech nadal mogła koncentrować się produkcja przemysłowa” i by „Niemcy pozostały liderem technologicznym”.

Unijna suwerenność cyfrowa i „zdolność do działania”

W strategicznym programie na lata 2019-2024 zapisano, że „Europa będzie suwerenna cyfrowo”. Oznacza to, że przynajmniej w tym obszarze Bruksela chce samodzielnie istnieć na arenie międzynarodowej. W tej koncepcji wzmacniania pozycji strategicznej w celu realizacji własnych idei politycznych i ekonomicznych również Francja – kluczowy partner Berlina – odgrywa ważną rolę, lansując od 2017 r. koncepcję „suwerenności europejskiej”. Temu też służy traktat z Aachen zawarty między Francją a Niemcami w 2019 r. Solidna francusko-niemiecka oś polityczna ma wzmocnić pozycję Paryża na arenie światowej. Francuzi mają ambicje, jak mawiał niegdyś gen. de Gaulle, by „Francja znów się stała tym, czym przestała być pod Waterloo: pierwszą na świecie”. Paryż promuje także ideę europejskiej autonomii strategicznej, która zakłada współzależność. Niemieckim odpowiednikiem jest termin „Handlungsfähigkeit”, „zdolność do działania”. Ma ona pomóc rozwijać się przemysłowi francusko-niemieckiemu, ale konieczne staje się zdyscyplinowanie sojuszników w UE i przeprojektowanie polityki gospodarczej na rywalizację tak z Chinami, jak i z USA. Konieczne staje się finansowanie wspólnych projektów wojskowych, sojusz w sprawie baterii (w celu zmniejszenia zależności od Chin), ustrukturyzowanie przemysłu wodorowego, tworzenie europejskiej chmury itp.

Berlin wprost mówi o silnym powiązaniu z Rosją, bagatelizując zagrożenie bezpieczeństwa dla innych krajów, w tym we wschodniej części Europy. Polska tym samym stanęła przed wyborem między dżumą a cholerą. Zresztą nie po raz pierwszy. Próbuje równoważyć wpływy niemiecko-rosyjskie poprzez współpracę z Amerykanami i Inicjatywę Trójmorza. Jednak bardziej zdecydowane zorientowanie się Amerykanów na Indo-Pacyfik i próba uregulowania relacji Bidena z Merkel sytuację tę komplikuje. Warszawa, o ile początkowo upatrywała szansy na dokonanie skoku cywilizacyjnego w dobie rewolucji cyfrowej, w związku z agendą klimatyczną zamiast się rozwijać, pogrąży się wskutek wysokich kosztów społecznych transformacji energetycznej i niepewności co do powodzenia globalnego planu dekarbonizacji. Wysoki próg zadłużenia i związanie regulacjami unijnymi pozbawia ją możliwości podmiotowego kierowania swoją polityką.

Sami propagatorzy polityki klimatycznej nie wiedzą, dokąd nas ona zaprowadzi. Według prognozy New Energy Outlook (NEO) BloombergNEF, dotyczącej przyszłości gospodarki energetycznej, poczynionej w oparciu o założenia Porozumienia Paryskiego, żaden z trzech scenariuszy nie przewiduje całkowitego odejścia od paliw kopalnych, raczej szersze zastosowanie technologii wychwytywania dwutlenku węgla i składowania go pod ziemią. Pomimo niepewności co do całkowitego kosztu każdego scenariusza, szacuje się, że w ciągu najbliższych trzydziestu lat potrzebne będą inwestycje w wysokości od 92 do 173 bln dolarów. Roczne inwestycje będą musiały się podwoić, wzrastając z około 1,7 bln dol. dzisiaj do średnio od 3,1 dol. do 5,8 bln dol. rocznie w ciągu najbliższych trzech dekad.

Z raportu Andrzeja Ceglarza dot. polskiej polityki energetycznej z grudnia 2020 r., który wydała Friedrich-Ebert-Stiftung, wynika, że „węgiel dominował w rodzimej produkcji prądu i jego udział w 2019 roku wyniósł 73,6%, ale był niższy o 4,8% niż w roku poprzedzającym. Wzrosło z kolei znaczenie gazu ziemnego, którego udział w produkcji energii elektrycznej wyniósł 8,8% i był wyższy o 1,6% w stosunku do 2018 roku. (…) Rok 2019 był czwartym rokiem z rzędu, kiedy Polska sprowadzała więcej energii elektrycznej zza granicy, niż wysyłała – rekordowy import wyniósł ponad 10 TWh, a prąd do Polski płynął głównie z  Niemiec, Szwecji i Litwy. Wykorzystywanie węgla do produkcji energii elektrycznej plasuje Polskę w czołówce europejskiej. w 2019 roku tylko dwa kraje w UE wydobywały węgiel kamienny, przy czym Polska była odpowiedzialna za 95% wydobycia tego surowca (61,6 mln ton), a za pozostałe 5% odpowiadały Czechy. Zużycie węgla kamiennego w 2019 roku wynosiło 69 mln ton i było największe spośród członków UE (39%). Drugie na tej liście Niemcy odpowiadały za zużycie 40,5 mln ton (23%). Z kolei, jeśli chodzi o produkcję i konsumpcję węgla brunatnego (ściśle ze sobą powiązane ze względu na brak możliwości transportu tego surowca na duże odległości), to kształtuje się ona na poziomie 50,3 mln ton (16%), co daje Polsce drugie miejsce pośród krajów członkowskich. Pierwsze na tej liście Niemcy produkują rocznie 131,3 mln ton tego surowca (43%). Jednakże konsumpcja i produkcja węgla w Polsce w ostatnich 10 latach systematycznie spada, co związane jest z ceną tego surowca na krajowym i zagranicznych rynkach węgla”. Jak wskazuje Ceglarz, „Polska znajduje się w czołówce europejskich krajów niezależnych energetycznie – unijna średnia importowanych zasobów energetycznych w 2018 roku wynosiła 58%, podczas gdy w Polsce było to 44%, choć w 2013 roku tzw.  wskaźnik zależności energetycznej był jeszcze niższy i wynosił 26%. Wzrost tego wskaźnika pokazuje, że utożsamianie bezpieczeństwa energetycznego z rodzimymi zasobami węgla się dezaktualizuje. co więcej, z upływem lat pojęcie to będzie poszerzało swój zakres o inne komponenty związane na przykład z efektownością ekonomiczną, wpływem sektora energetycznego na środowisko czy zagrożeniami zrównoważonego rozwoju społeczno- -gospodarczego”.

Polityka Energetyczna Polski do 2040 zakłada wycofanie węgla z użycia w ciepłownictwie indywidualnym w miastach do 2030 roku, na obszarach wiejskich do 2040. Będzie się to wiązało z nakładami około 130 mld zł. Gospodarstwa domowe mają być włączone do sieci ciepłowniczej. W 2033 r. miałby być uruchomiony pierwszy blok jądrowy o mocy 1–1,6 GW, kolejne bloki powstawałyby co 2–3 lata (łącznie 6 bloków, około 6–9 GW do 2040 roku). Do końca tej dekady transport publiczny w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców ma być zeroemisyjny. Do 2030 r. maksymalny udział węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej ma stanowić 56 proc., a do 2040 ma spaść do 28 proc. przy założeniu niskiego wzrostu cen do uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Przyjęcie wyższego celu redukcyjnego gazów cieplarnianych na poziomie unijnym będzie się wiązało ze znacznym wzrostem cen uprawnień do emisji, w konsekwencji PEP 2040 zakłada, że udział węgla w produkcji energii elektrycznej może spaść do 37 proc. w 2030 roku i zaledwie do 11 proc. w 2040 r. Jeśli Polska chciałaby wypełnić zobowiązania dotyczące redukcji emisji dwutlenku węgla zgodne z Porozumieniem Paryskim, węgiel musiałby być wyeliminowany do 2030 roku. Ministerstwo Klimatu pracuje nad „Polską Strategią Wodorową”.

Czy Polska jest w stanie osiągnąć cel neutralności klimatycznej do roku 2050?

Zgodnie z raportem Światowego Forum Ekonomicznego z 2020 roku, nie jest to możliwe. Z analiz wynika, że Polska mogłaby być neutralna klimatycznie dopiero w 2056 r. lub nawet w 2067 r. i to ponosząc ogromne koszty społeczne. Niektórzy politycy liczą – jak np. Parlamentarny Zespół ds. Suwerenności Energetycznej, utworzony przez posła Janusza Kowalskiego wiosną 2021 r. – że uda się oszczędzić kosztownej transformacji poprzez nacisk na reformę unijnego sytemu uprawnień do emisji dwutlenku węgla, na którym nasz kraj rocznie traci już miliardy złotych. Jak podaje zespół na swojej stronie suwerennoscenergetyczna.pl, w 2021 r. stracimy od 16 do 18 mld zł., a w ciągu najbliższych lat – jedną piątą dotacji w ramach budżetu unijnego, czyli ponad 120 mld zł.

Jeszcze w listopadzie 2017 r., podczas Warsaw Forum Security, wicepremier Morawiecki, który pełnił w tym czasie funkcję ministra finansów i rozwoju, snuł optymistyczną wizję, że Polska ma ambicje stania się dla całej Europy hubem energetycznym i wielkim partnerem Stanów Zjednoczonych. Sytuacja dramatycznie zmieniła się po 2020 r. w następstwie wyrażenia zgody – przez wszystkie kraje wspólnoty – na przyjęcie ambitniejszych celów klimatycznych.

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij