24 lutego 2024

Galopujące ceny mieszkań i wzrastające koszty życia skutecznie utrudniają podejmowanie życiowych decyzji. A wysoko nad głowami pochłoniętymi w pomysłach jak związać koniec z końcem, rekiny finansjery i biznesu dochodzą do zaskakujących wniosków: za całe twoje nieszczęście odpowiada chęć bogacenia się!

Polska od ponad trzydziestu lat boryka się z powracającym problemem mieszkalnictwa. Jego najnowszą, post-pandemiczną osłonę miały uratować rządowe programy. Dla niektórych korzystne, dla innych wręcz przeciwnie, ich niekwestionowanym skutkiem okazał się astronomiczny wzrost cen.

Już w 2021 roku alarmowano o „rekordowych” 10 tysiącach złotych, jakie przyjdzie zapłacić za metr kwadratowy mieszkania w miastach wojewódzkich. Jednak przy obecnych stawkach liczby te jawią się niczym promocja. Ceny w Warszawie, Krakowie i Gdańsku sięgają dzisiaj 17 tys. zł/mkw., zaś Olsztyn, Białystok, Lublin, a nawet uznawana za symbol oszczędności Łódź, szybko gonią czołówkę.

Wesprzyj nas już teraz!

W stolicy Małopolski za trzypokojowe mieszkanie o powierzchni 50 mkw. nie zapłacimy mniej niż blisko pół miliona złotych. Tragikomicznym symbolem tego szaleństwa została słynna oferta sprzedaży „kawalerki” na całe… 10 m2  za 210 tysięcy. Ale Polacy, mając świadomość rosnących cen i lecącej na łeb na szyję dostępności, płaczą i… płacą. Deweloperzy zamykają 2023 rok z 45-procentowym wzrostem sprzedaży w porównaniu z rokiem poprzednim.

Ale problemem stają się nie tylko pieniądze. Mimo szumnych zapowiedzi poszczególnych ekip rządzących, wciąż nie radzimy sobie z zapotrzebowaniem. Dzisiaj na jednego Polaka przypada statystycznie nieco ponad 29 mkw. Gorzej w Europie mają tylko Rumuni. Tymczasem w następnych 12 miesiącach liczba mieszkań oddawanych przez deweloperów nadal będzie się kurczyła. W tym roku pojawi się na rynku najmniej nowych lokali od 2018 r.

Jednocześnie beneficjenci obecnej sytuacji przekonują, że drzewiej wcale nie było lepiej. Gigantyczne różnice w cenach sprzed ćwierć wieku tłumaczą spadkiem siły nabywczej pieniądza; przypominają, że na przydzielone w PRL mieszkanie czekało się latami, a państwowe spółdzielnie nie mogły sprostać potrzebom rynku. Ponadto, jak wyliczają, za ówczesną średnią wypłatę można było kupić co najwyżej 0,5 m2 mieszkania. Dlatego zamiast krytykować, powinniśmy wręcz dziękować za możliwość realizacji marzenia o własnych czterech kątach.

Ale – parafrazując słynne słowa śp. Kazimierza Górskiego – skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Czy tylko subiektywną nostalgią należy tłumaczyć tęsknotę za latami 90. XX wieku, pełnymi szans na „oszukanie systemu”, kiedy zawsze można było wyjechać za granicę i w kilkanaście miesięcy zarobić na nowe mieszkanie? Dzisiejsza statystyczna żonglerka nie przysłoni faktu, że na przełomie lat 80. i 90. dziadek autora był w stanie wybudować dwa trzypiętrowe domy, robiąc… pantofle. Jego wykształceni wnukowie mogą jedynie pomarzyć o takim osiągnięciu. A przecież z pewnością podobne historie dotyczą również wielu innych polskich rodzin.

 

The one percent

Dzisiaj dla wielu marzeniem staje się sama możliwość zadłużenia hipotecznego, klatki schodowe zasypywane są „odręcznymi” ofertami kupna „ZA GOTÓWKĘ OD ZARAZ”, a tak zwani „flipperzy” chwalą się swoimi osiągnięciami nawet w telewizji publicznej. To tylko niewielki przykład rozwarstwienia, jakie pogłębiło się wraz z nastaniem pandemii.

„Biedni i średniacy biednieją, a najbogatsi równie szybko się bogacą – od lat nie było w Polsce tak radykalnego wzrostu nierówności dochodowych” – alarmuje Forsal.pl. Jak czytamy, „realne płace i emerytury większości Polek i Polaków maleją w stopniu i tempie niespotykanym w XXI wieku. Równocześnie dochody kilkuprocentowej elity finansowej zwiększają się prędzej niż kiedykolwiek”.

Reszcie społeczeństwa ucieka nie tylko korporacyjna kadra menadżerska i bankierska elita, ale i nowa „arystokracja cyfrowa”. A my, przejadający resztki prosperity z lat 2015 – 2021, nie dostrzegamy, że wskaźniki realnej płacy zaczynają przypominać „trajektorię samolotu, który utracił silniki i coraz gwałtowniej spada”. Mimo to, na tle Europy, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych, i tak jawimy się jako całkiem „równościowy” kraj. Pod tym względem jednak szybko doszusowujemy do zachodnich standardów.

Pracujemy coraz więcej za coraz mniej, spłacając z nawiązką zobowiązania zaciągnięte w imię marzenia o własnych czterech ścianach. Ekonomiczna matematyka wypycha kobiety z domu, matki od dzieci, a promowana wszędzie moda na „niezależność finansową”, okazuje się wtórna wobec faktu, że często po prostu kobieta nie ma innej możliwości.

Ratunkiem może okazać się powrót rodziny wielopokoleniowej, jednak nie w każdej sytuacji jest to możliwe; problemy nieodciętej pępowiny potrafią trwale podkopać niejedną relację, a sami rodzice coraz częściej nie mają czego pozostawić swoim dzieciom.

W takiej atmosferze, spotęgowanej dodatkowo niepokojącymi doniesieniami o przedłużającym się kryzysie, pojawiają się pokusy i zgoła odmiennym, wręcz diabolicznym charakterze.

 

Zabiorą ci wszystko

Czy zakup musi być jedyną formą zaspokajania potrzeb? – pyta ekspertka Otodom Analytics. Jak bowiem wynika z raportu The Global Live-Work-Shop Report 2022, aż 33 procent respondentów na świecie planuje zmienić miejsce zamieszkania w ciągu najbliższych dwóch lat.

Taką decyzję zamierza podjąć niemal połowa „pokolenia Z”. Ta grupa demograficzna będzie odgrywała znaczącą rolę w napędzaniu popytu na nowe mieszkania. Choć dzisiaj preferowaną formą wciąż pozostaje zakup, wiele wskazuje na to, że „zetkom” nie będzie dane dostąpić tego luksusu.

„Ograniczenia finansowe, teraz wzmagane przez rosnące stopy procentowe i wciąż wyższe ceny nieruchomości, pozostają kluczowym wyzwaniem. Dlatego wynajem nieruchomości lub współdzielenie mieszkania będą najbardziej opłacalnym formatem dla młodszych osób” – tłumaczą autorzy badania. Trudno im nie wierzyć, patrząc na szybujące koszty wynajmu. Przykład z Krakowa; studentka w 2019 r. wynajmowała kawalerkę (18 m2) za 1800 zł miesięcznie, by pod koniec 2023 r. płacić już…3000 zł.

Ersatz posiadania

W 2020 r. Światowe Forum Ekonomiczne opisało nowy rodzaj społeczeństwa, podzielonego na dwie warstwy: grupę świetnie wyszkolonych specjalistów i bardzo szeroki prekariat, osób zatrudnionych w nisko płatnych zawodach; funkcjonujący na zasadach ekonomii współdzielenia, uzależniony od kaprysów właścicieli i dystrybutorów niezbędnych towarów i usług. Natomiast wraz z rozwojem technologii informacyjnych, coraz bardziej wypychany z rynku pracy przez boty-AI, w coraz większym stopniu żyjący na łasce cyfrowej jałmużny z datą ważności.

Jakimś dziwnym trafem, problemy z własnością, których zaledwie niewielką część stanowi kryzys mieszkalnictwa, zaczęły się pogłębiać wraz z ogłaszaniem kolejnych elitarnych propozycji urządzania świata na nowo. Wielki Reset COVID-19, Agenda 2030, Europejski Zielony Ład, Cyfrowe Waluty Banku Centralnego…niemal wszystkie, ponadnarodowe plany, w mniejszym lub większym stopniu upatrują źródeł nieszczęścia we własności lub wzroście gospodarczym. Tym samym realizując wygłoszoną w 2016 r. na forum z Davos mantrę duńskiej socjalistki Idy Auken „Nie będziesz miał niczego i będziesz szczęśliwy”.

Ale to tylko korelacja, która – jak nas przekonują – wcale nie oznacza przyczynowości.

 

Piotr Relich

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij