Jednym z największych wydarzeń pontyfikatu Benedykta XVI było „uwolnienie” tradycyjnej Mszy świętej. Aż do wydania „Summorum Pontificum” wierni chcący uczestniczyć w starej liturgii byli lekceważeni i marginalizowani – pisze Michael Brendan Dougherty. Niestety, motu proprio wyszło zbyt późno, by uratować niektóre spośród amerykańskich parafii.
„Dwanaście lat temu wszedłem do małego kościoła w polskiej dzielnicy w Poughkeepsie (stan Nowy Jork) – Polacy opuścili go już lata temu. Świątynia znajduje się w odległości 45 minut drogi od mojego domu. Stary, drewniany ołtarz, tak jak i prezbiterium, nie był remontowany – władze stanowe stwierdziły, że są zbyt wartościowe, by miały znosić zmiany kościelnej mody lat 60-, 70-, i 80-tych” – pisze Michael Dougherty zauważając, że wierni uczestniczący w ciągu ostatnich dekad w tradycyjnej liturgii doświadczyli wiele niezrozumienia i wrogości. Dla niektórych stało się to historią uświęcenia, dla innych rozczarowania. „Obserwowałem jak kobiety, młodsze i starsze, poprawiały mantylki i oddawały się cichej modlitwie. Podziwiałem pobożnie skupione dzieci. Kilku amatorów zaintonowało chorał, kapłan sprawnie sprawował starą, łacińską Mszę” – czytamy.
Wesprzyj nas już teraz!
Dla Michaela Dougherty’ego decyzja Benedykta XVI, określająca miejsce tradycyjnej liturgii w życiu Kościoła, była jedną z najważniejszych. Przyniosła mu ulgę. „Summorum Pontificum” potwierdziło, że „to, w co byliśmy wówczas zaangażowani, jest legalne. Potwierdziło też to, co sami sobie mówiliśmy, kiedy byliśmy wyrzucani z parafii: ta forma kultu nigdy nie została zniesiona ani nie powinna być zniesiona w przyszłości”.
Decyzja o „uwolnieniu” Mszału Jana XXIII posiadała olbrzymie znaczenie, Benedykt XVI przeszedł dzięki niej do historii jako papież odwagi, „wyświadczając przy tym olbrzymią przysługę kulturze i sztuce całego świata”. „Dlaczego miałoby to mieć znaczenie dla osób niewierzących? Piękno – czytamy na stronach serwisu TheWeek.com – dotyka wszystkich. W 1971 roku nie-katoliczka Agatha Christie była tak bardzo przerażona perspektywą zniknięcia tradycyjnej Mszy, i skutków jakie miałoby to dla angielskiej kultury, że podpisała petycję adresowaną do papieża Pawła VI. Jak można było w niej przeczytać: ryt, o którym mowa, to wspaniały łaciński tekst, który zainspirował wiele bezcennych osiągnięć w dziedzinie sztuki. Nie chodzi tylko i wyłącznie o dzieła z zakresu mistyki, ale i o dzieła poetów, filozofów, muzyków, architektów, malarzy i rzeźbiarzy we wszystkich krajach wszystkich epok. Dlatego też [stara Msza] należy tak do ludzi Kościoła i chrześcijan, jak i do kultury uniwersalnej”.
„Dzięki interwencji Benedykta XVI w mojej rodzinnej parafii w Norwalk (Connecticut) zagościł chorał gregoriański, renesansowe motety, Msze Moralesa i Monteverdiego” – podkreśla Dougherty. Równocześnie, w wielu amerykańskich kościołach duszpasterze dalej narzucają wiernym jałowe teologicznie pieśni w rodzaju „Here I am, Lord”, które w wymiarze artystycznym są prawdziwą zbrodnią. „Summorum Pontificum nadeszło zbyt późno, by uratować wspólnotę w Poughkeepsie. W archidiecezji nowojorskiej, rządzonej wówczas przez kard. Edwarda Egana, sprawowanie starej Mszy i publikowanie broniących ją artykułów traktowane było jako przestępstwo o wiele poważniejsze niż pedofilia duchownych. Kardynał Egan suspendował mojego księdza z Poughkeepsie, później udało mu się wydalić go ze stanu duchownego. Duchowni, którzy wiedzieli o całej sprawie, woleli trzymać się z daleka; tak jak gdyby ten ksiądz nie sprawował starej Mszy tylko molestował dzieci. W ramach ówczesnego modus operandi ludzie chodzący na Mszę łacińską byli nazywani w kurii wariatami, którzy powinni zostać odseparowani w kościele pw. św. Agnieszki na Manhattanie lub w którymś z zapomnianych kościołów wzdłuż rzeki Hudson. Kardynał Egan z radością przyjął zamknięcie parafii w Poughkeepsie i sprzedaż jej budynków”.
„Benedykt XVI w swojej interwencji nalegał na biskupów, by wspólnotom – takim jak nasza – udzielali wszelkiego wsparcia. Apel ten oparł na samych podstawach naszej wiary, pisząc: To, co było święte dla wcześniejszych pokoleń, pozostaje wielkie i święte dla nas, i nie może nagle okazać się całkowicie zakazane, lub wręcz uznane za niegodziwe” – dodaje Dougherty. Mimo przeszkód i nieprzychylności wielu kapłanów i biskupów, ludzie nie odstępowali od Najświętszej Ofiary. Od 2007 roku krajobraz liturgiczny Kościoła ulega powolnym przeobrażeniom. „W roku 1998 w Stanach Zjednoczonych z aprobatą władz diecezjalnych sprawowano regularnie jedynie 20 Mszy łacińskich. Po Summorum Pontificum mamy ich teraz ponad 500. Ruch mający na celu przywrócenie piękna i dostojności katolickiemu kultowi rośnie w siłę, staje się też bardziej powszechny i zróżnicowany” – podkreśla publicysta.
Dougherty ocenia próby „pogodzenia” zwyczajnej i nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego jako „szlachetną pomyłkę”. Soborowe dokumenty umożliwiły „rewizję” katolickiej liturgii we wszystkich jej aspektach, po Vaticanum II doszło ataku ikonoklazmu: regularnie niszczono katolickie ołtarze, obrazy i figury. Zmiana w centralnym akcie kultu, dotykająca jego podstaw i treści, nie jest jedynie „uwspółcześnieniem”. Dziś apologeci „reformy” liturgicznej podnoszą argumenty sięgające jeszcze lat 30-tych XX wieku. Twierdzą, że ta liturgia nie przemawia do „współczesnego człowieka”, nie przekonuje ich rosnąca liczba młodzieży i młodych małżeństw przywiązanych właśnie do „starej” Mszy – podkreśla Michael Brendan Dougherty, dodając, że to już jednak temat innego, smutniejszego eseju.
Źródło: theweek.com
mat