21 lipca 2022

Tradycyjna żona. Przykład, świadectwo czy zwykły lans?

(Fot. ViDI Studio/shutterstock.com)

Zerwanie przekazu tradycji jest czymś smutnym i niepokojącym. Ale łatanie tak powstałych dziur za pomocą środków i sposobów, które banalizują tradycję, powinno całkiem poważnie zatrważać.

 

Kultura ma moc uczłowieczającą. Im bardziej rozwiniętą „kulturę” i rytualność obserwujemy u zwierząt, tym bardziej ludzkie się nam wydają. Społeczne życie pszczół czy mrówek, życie człekokształtnych, godowe zwyczaje ptaków… Lubimy dostrzegać harmonię i ład płynące z utrwalonych zwyczajów, nawet jeśli przejawiają się one w świecie fauny. Z kolei człowiek oderwany od kultury nabywa zwierzęcych rysów.

Wesprzyj nas już teraz!

Kultura, choć tak cenna, jest czymś sztucznym – nie dziedziczymy jej w genach ani nie wysysamy z mlekiem matki. Musimy ją otrzymać od poprzednich pokoleń, w długim i żmudnym procesie przyswajania.

To żywy pakiet informacji, wciąż reinterpretowany horyzontalnie – każda rasa, nacja, stan czy ród mają „swoją” wersję kultury. Do tego wertykalnie odbywa się reinterpretacja w czasie, pomiędzy pokoleniami. To sprawia, że żadna kultura – wbrew wyobrażeniom wielu konserwatystów – nie jest niezmienna i sztywna.

Można zapytać, co w takim razie przekazujemy, skoro niezmienny przekaz jest sztuczny, a to, co istotne, podlega ciągłej zmianie i przeformułowaniu? Przekazujemy to, dzięki czemu istota człekokształtna staje się człowiekiem, to znaczy zdolność do nadawania sensu zagadkom – pisze Chantal Delsol w książce Czym jest człowiek? Kurs antropologii dla niewtajemniczonych. Ten poetycki nieco sens wypowiedzi francuskiej antropolog można wyrazić bardziej prozaicznie: przekazujemy umiejętność namysłu i sądu, który ocala niezmienne wartości w zmiennych sytuacjach i rolach.

Trad-żona medialna ikona

W tym kontekście interesującym i zarazem budzącym zastrzeżenia zjawiskiem jest ruch społeczny znany w anglosaskim kręgu kulturowym jako TradWife, którego twarzą jest Alena Kate Pettitt. Popularyzowany jest on również w Polsce przez konserwatywne środowiska chrześcijańskie, choć niekoniecznie katolickie (influencerka Wiktoria Wilkosz czy Idź Pod Prąd TV).

Słysząc o modzie na tradycyjne żony, lewica napisze o powrocie patriarchatu z jego seksistowską wizją kobiety jako atrakcyjnej gosposi domowej w fartuchu i szpilkach. Słusznie zapyta, czy żona musi być hybrydą Marilyn Monroe i Amelii Bedelii. Prawica wspomni o prawdziwie feministycznej emancypacji od wizerunku niezależnej, wyzwolonej, samodzielnej i samotnej kobiety.

Współczesne TradWives dbają o dom, dzieci i męża, mówią o posłuszeństwie i uległości wobec męża, od którego oczekują opieki i bezpieczeństwa. Tym, co je wyróżnia z szeregu pokoleń „tradycyjnych” żon, jest fakt, że chętnie dzielą się swoim życiem na Instagramie i Facebooku. W kreowaniu siebie na medialną ikonę jest coś, co czyni wyrwę w obrazie żony i matki, czyli kogoś, kto dotąd trwał w relacji z mężem i dziećmi, a nie z followersami.

Czego promotorki ruchu TradWives zdają się unikać w życiu? Anonimowości, intymności, przeciętności, zaszufladkowania w roli opiekunki i gospodyni. Kreują się na profesjonalne, twórcze, mające prestiż i uznanie. To może się sprzedać, ale nie jest drogą spełniania w sobie człowieczeństwa.

Zasłona milczenia spowija w ruchu TradWives to, co wzniosłe i nieodłączne: anonimowy trud i wyrzeczenie, również w kwestii zadbanych paznokci, zrównoważonej diety, higieny snu i ładu w najbliższym otoczeniu. W dużym stopniu ułatwia ten dyktat atrakcyjności i autokreacji „w duchu tradycji” fakt, że w życiu TradWife niewidoczny jest wymiar macierzyństwa.

Życie to nie internet

Alena Kate Pettitt jest matką jedynaka, oprócz pracy dla domu i rodziny prowadzi blogi, jest obecna w licznych mediach społecznościowych, pojawia się w telewizji i radiu, jest zapraszana do wielu popularnych miejsc w internecie. Z całą pewnością stała się mocnym głosem kobiet, które korzystając z wolności, wybierają inaczej niż sugeruje to globalny feministyczny mainstream. Nie jest jednak typową reprezentantką samotnych w boju przez większą część dnia żon i matek kilkorga dzieci w wieku od przedszkola do liceum. Na pytanie, czy nie nudzi się w domu, odpowiada: Nie, napisałam już dwie książki. Myślę, że jest wiele „tradycyjnych żon”, które na taką ripostę uśmiechną się znacząco, myśląc o swojej wolności.

Moda na TradWives byłaby tragedią. Jej efektem mogą być tylko marionetki lansujące się na żony. Bycie żoną nie jest stylem życia, ale prawdziwą sztuką, do której dojść trzeba długą drogą dojrzewania do człowieczeństwa, a nie poprzez subskrypcję kanału na YouTube. Vlogi, blogi, webinary różnej maści influencerek, choćby nie wiadomo jak konserwatywnych i tradycyjnych, budzą wątpliwości. Sprowadzają tak ważną rolę – w celach iście marketingowych – do przypadkowych cech, które nie odsłaniają głębi i istoty, a zaledwie jeden ze stylów. Co więcej, próby usilnego dokumentowania, jak ekskluzywne, prestiżowe, satysfakcjonujące i motywujące do osobistego rozwoju jest życie żony, rodzą podejrzenia, że jest zgoła inaczej.

No cóż. Jest inaczej i wie to każda żona z krwi i kości. TradWife co najwyżej się bywa – jeśli kto lubi. Na co dzień jest się po prostu żoną, w swoim niepowtarzalnym wydaniu dyktowanym powołaniem, doświadczeniem, miejscem i czasem. Każda kobieta urzeczywistnia w indywidualny sposób swoje człowieczeństwo. Życie to nie projekt medialny.

Uczciwe świadectwo życia nie ukrywa roli przypadku i osobistego wysiłku w podążaniu drogą niepewności. Nie próbuje tworzyć zasady z czegoś, co jest indywidualne. Przypadek odsłania niedoskonałość – ten szeroki margines popełnionych błędów, które nie zniweczyły jednak całego dzieła dzięki… fundamentom cnót, bynajmniej nie tylko niewieścich: męstwa, roztropności, umiarkowania i sprawiedliwości. Poza nimi wszystko inne jest niepewne.

Dyskusja wokół „żon w domu” jest sporem nie tylko o styl (lata pięćdziesiąte XX wieku, surowy protestantyzm czy nowoczesność), ale przede wszystkim o to, czy podejmując decyzję o porzuceniu pracy zawodowej dla domu, męża i dzieci, kobieta rezygnuje z wolności, czy może właśnie z niej korzysta.

A panowie co na to?

Alena Kate Pettitt robiła karierę jako menadżer w dużej firmie kosmetycznej, ale od dziecka bardzo chciała być prawdziwą gospodynią domową (housewife). Uważa siebie za feministkę, przy czym feminizm rozumie jako ruch, który daje każdej kobiecie prawo do niezależnego decydowania, jak ma wyglądać jej życie. Wybór, by zostać menadżerem życia rodzinnego, jest równie dobry, jak zarządzanie zasobami jednej z najlepszych firm działu beauty. Dziś pokazuje, ile zdolności z zakresu zarządzania finansami i ludźmi, ekonomii, edukacji, umiejętności manualnych, kulinarnych i tym podobnych musi posiadać kobieta prowadząca rodzinny dom.

Trudno nie przyznać jej racji, że bycie tradycyjną żoną, obecną w domu i w pełni angażującą się w sprawy rodziny przy towarzyszącym temu szacunku męża i otoczenia, jest szczytem wyzwolenia w dzisiejszych czasach i, niestety, zbyt często niedostępnym luksusem. Większość kobiet pracujących zawodowo i tak wraca przecież do domów, gdzie muszą pomóc dzieciom w lekcjach, uprać, ugotować, zaplanować zakupy, ogarnąć budżet domowy. De facto robią to, co tradycyjna żona i jej mąż w jednym – po to, by nie narażać się na zarzut życia „na utrzymaniu” i zasłużyć na społeczny szacunek przez wzgląd, że pracują jak każdy „normalny” człowiek, czyli mężczyzna.

Ci ostatni jednak są równie mocno skonsternowani modelem TradWife, co liberalne singielki: Chciałeś panią, to rób na nią, Każda chciałaby tylko leżeć i pachnieć, Znajdę tradycyjną żonę, a sam będę robił na dwa etaty – to tylko niektóre z męskich komentarzy w internecie pokazujące, że „uległa i posłuszna” żona w dzisiejszych społeczno-ekonomicznych warunkach to jednak przeważnie taka, która pracuje zawodowo, bo wspiera męża…

Warto w tej grze na argumenty z tradycji i moralności obyczajów zwrócić uwagę, że istotą harmonii ról w małżeństwie i tradycyjności w rodzinie nie są atrybuty – ani religijne, ani kulturowe, ani dotyczące obyczajów. Chodzi o coś głęboko ludzkiego: bycie wsparciem dla męża w przymnażaniu dobra rodzinie; troska o dzieci i dom; dbałość o ognisko domowe – miłość, czułość, uważność. Każda z tych wartości w różnych sytuacjach może być realizowana zgoła odmiennie. Sprowadzanie tematu do stylu i jego atrybutów jest wielkim niezrozumieniem, czym jest w istocie tradycja i jej przekaz.

 

Kinga Wenklar

 

Tekst został opublikowany w 87. numerze magazynu „Polonia Christiana”

Chcesz otrzymywać dwumiesięcznik regularnie? Kliknij TUTAJ i dołącz do Klubu Przyjaciół PCh24.pl

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij