Wiele wskazuje na to, że po latach całkiem skutecznej promocji homoseksualizmu, przyszła pora na promocję transseksualizmu. Badanie przeprowadzone na jednym z amerykańskich uniwersytetów pokazuje wyraźnie, że jest to trend skuteczny i przynoszący niezwykle dramatyczne owoce. Jednocześnie – jak można się spodziewać – autorka badania została gwałtownie zaatakowana przez przedstawicieli homopropagandowego półświatka!
Wesprzyj nas już teraz!
Lisa Littman, adiunkt w Szkole Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie Browna, opublikowała artykuł w czasopiśmie naukowym „PLOS ONE” zatytułowany: „Szybka dysforia płciowa u młodzieży i dorosłych: studium raportów rodzicielskich”. Littman przedstawiła wyniki swoich badań potwierdzając, że promocja transseksualnego stylu życia, kontakt i przebywanie dzieci oraz młodzieży w kręgu osób uważających się za transseksualistów sprawia, że kolejni młodzi niezwykle szybko zaczynają deklarować, iż są transseksualistami. Nic dziwnego, że badanie wywołało gwałtowną reakcję aktywistów z tzw. społeczności mniejszości seksualnych.
W artykule zwrócono uwagę na zjawisko „Rapid-Onset Gender Dysphoria” (nagłe zaburzenie tożsamości płciowej), które wzbudziło powszechne zaniepokojenie rodziców, a nie było jeszcze systematycznie analizowane w literaturze naukowej.
Po zeszłorocznej publikacji dr Littman została oskarżona przez aktywistów organizacji homoseksualnych o rozpowszechnianie błędnych przekonań na temat osób transseksualnych i stosowanie stronniczych metod badawczych. W odpowiedzi na tę krytykę czasopismo „PLOS ONE” zainicjowało ponowny przegląd badania. Po zakończeniu recenzji pismo opublikowało zmodyfikowaną wersję artykułu dr Littman. Zarówno adiunkt, jak i redaktorzy pisma wydali specjalne oświadczenia. Zgodnie z informacją o publikacji, poza dodaniem kilku brakujących wartości w jednej z tabel, w zaktualizowanej wersji artykułu wyniki nie uległy zmianie. Recenzenci nie znaleźli żadnych dowodów niewłaściwego postępowania czy błędów w badaniu dr Litman. Pismo informujące o ponownej publikacji, wskazało, że jest to „korekta”. Wyjaśniono przede wszystkim, że „ROGD – gwałtowna dysforia płciowa” nie jest klinicznym terminem medycznym. – Nie podano żadnych fałszywych informacji. Opowiadamy się za tym dokumentem, ale uważamy, że wymaga on dodatkowego kontekstu, ponieważ „gwałtowna dysforia płciowa” nie jest zatwierdzonym terminem klinicznym – wyjaśnił rzecznik pisma. Dodał, że poprosili dr Littman o rewizję artykułu i o to, by zachowała daleko posuniętą powściągliwość w stosunku do tego, co można wywnioskować z ankiet rodzicielskich.
Dr Littman od czasu pierwotnej publikacji analizy spotyka się z medialnym ostracyzmem. Jej badania wpłynęły na debatę publiczną, dotyczącą leczenia dzieci i nastolatków, twierdzących, że są transseksualistami.
Uzasadniając cel prowadzenia badań nad promocją transseksualizmu Littman napisała, że na forach internetowych rodzice donosili, że ich dzieci zdawały się doświadczać nagłej czy szybkiej dysforii płciowej (zaburzenia tożsamości płciowej np. dziewczynka, chce być chłopcem, a chłopiec chce być dziewczynką), pojawiające się po raz pierwszy w okresie dojrzewania lub nawet po jego zakończeniu. Rodzice twierdzili, że pojawienie się dysforii płciowej zdaje się występować w kontekście przynależności do grupy rówieśniczej, w której jedna lub więcej osób twierdziła, że chciałyby mieć inną płeć i uważała się za transseksualistę. Rodzice informowali również, że ich dzieci intensywniej korzystały z mediów społecznościowych / internetu przed ujawnieniem zaburzeń tożsamości płciowej.
Adiunkt wskazała również, że także lekarze pracujący w klinikach obserwują gwałtowny wzrost liczby dziewczynek po okresie dojrzewania, zgłaszających zaburzenia tożsamości płciowej. To zjawisko ich zaniepokoiło i zadają pytania dotyczące roli mediów społecznościowych w rozwoju zaburzeń tożsamości płciowej.
Littman przeprowadziła wywiady z rodzicami dzieci wykazujących oznaki widocznego nagłego lub szybkiego początku wystąpienia dysforii płciowej, która rozpoczęła się w trakcie lub po okresie dojrzewania, starając się dociec, jakie czynniki mogły mieć wpływ na to zjawisko w tej grupie demograficznej.
W tym celu przygotowała ankietę złożoną z 90 pytań wielokrotnego wyboru. Kryteria kwalifikacyjne badania obejmowały reakcję rodziców obserwujących nagły lub szybki początek dysforii płciowej i czy to zaburzenie wystąpiło w trakcie lub po okresie dojrzewania. Dane zbierano anonimowo. Ustalenia ilościowe przedstawiono jako częstotliwości, procenty, zakresy, średnie i/lub mediany.
Do jakich wniosków doszła dr Littman?
Na podstawie 256 ankiet wypełnionych przez rodziców spełniających kryteria badania wywnioskowała, że opisane dzieci z zaburzeniami tożsamości płciowej były dziewczynkami (82,8 proc.), średnio w wieku 16,4 lat w momencie ukończenia badania i średnim wieku 15,2 gdy ogłaszały, że są transseksualistami.
41 proc. badanych twierdziło, że ich dzieci zgłaszało nieheteroseksualną „orientację seksualną” przed zidentyfikowaniem się jako transseksualiści. U wielu z nich (62,5 proc.) zdiagnozowano przynajmniej jedno zaburzenie zdrowia psychicznego lub zaburzenia neurorozwojowe przed wystąpieniem dysforii płciowej. W 36,8 proc. opisanych grup rówieśniczych, z którymi identyfikowały się dzieci, większość członków uznawała się za transseksualistów. Rodzice zgłaszali także gwałtowne pogorszenie zdrowia psychicznego swoich dzieci (47,2 proc.) oraz pogorszenie relacji rodzic-dziecko (57,3 proc.) od czasu, gdy ich pociechy dokonały tzw. coming outu.
U dzieci tych rodzice zaobserwowali, że wyraźnie wzrósł poziom nieufności wobec osób niebędących transseksualistami (22,7 proc.). U jednej czwartej z nich obserwowano zjawisko zaprzestania spędzania czasu z nie-transseksualnymi przyjaciółmi. Blisko połowa (49,4 proc.) zaczęła się izolować od swoich rodzin. Prawie połowa (46,6 proc.) ufała informacjom na temat zaburzeń tożsamości płciowej jedynie ze źródeł środowiska transseksualnego.
Większość (86,7 proc.) rodziców zgłosiła, że nagłe lub szybkie pojawienie się dysforii płciowej obserwowali w związku z częstszym korzystaniem przez dzieci z mediów społecznościowych/ internetu, z powodu przynależności do grupy przyjaciół, w której jeden lub wielu stało się osobami transseksualnymi – uznali się za takich w podobnych ramach czasowych.
Autorka badań napisała więc: „To opisowe, eksploracyjne badanie raportów rodziców dostarcza cennych szczegółowych informacji, które pozwalają na generowanie hipotez dotyczących czynników, które mogą przyczyniać się do początku i/lub wyrażania dysforii płciowej wśród AYA [Adolscent and Young Adult – przyp. AS]. Pojawiające się hipotezy obejmują możliwość potencjalnej nowej podkategorii dysforii płciowej (nazwanej Rapid-Onset Gender Dysphoria – ROGD), która nie została jeszcze potwierdzona klinicznie oraz możliwości wpływów społecznych i nieprzystosowanych mechanizmów reagowania. Konflikt rodzic-dziecko może również wyjaśniać niektóre ustalenia. Potrzebne są dalsze badania, które obejmą gromadzenie danych od AYA, rodziców, klinicystów i informatorów zewnętrznych, by przeanalizować rolę wpływu społecznego, nieprzystosowawczych mechanizmów radzenia sobie, podejścia rodzicielskiego i dynamiki rodziny w rozwoju i czasie trwania dysforii płciowej u młodzieży i młodych dorosłych”.
„Zarażenie społeczne” dysforią płciową, czyli „socjalizacja transseksualna”?
Adiunkt Brown University pisze o „zarażeniu społecznym” dysforią płciową wśród nastolatków. Badanie natychmiast ściągnęło gniew „transaktywistów” – ponieważ sugerowało, że rosnące wskaźniki dysforii płciowej wśród nastolatków mogą być wynikiem socjalizacji, a nie czynników biologicznych.
Krytycy analizy twierdzą, że poleganie Littman na „ankietach rodzicielskich” unieważnia jej koncepcję „gwałtownej dysforii płciowej”, ponieważ to „przejście” na tranasseksualizm może wydawać się rodzicowi szybkie i nagle, tymczasem dziecko mogło być „transem” już od dłuższego czasu. „To, co jest „szybkie” w ROGD, to nagła świadomość rodziców i ocena dysforii płciowej ich dziecka” – pisała, uważająca się za transseksualistę biolog rozwojowy Julie Serano w eseju, krytykującym artykuł.
Littman twierdzi jednak, że metodologia, która pozostaje niezmieniona w jej opracowaniu, jest „standardem”. Wykorzystywana jest w artykułach, które są powszechnie akceptowane przez aktywistów transseksualnych i sympatyzujących z tym środowiskiem badaczy. – Nie kładę na to zbyt dużego nacisku, ale przesłanie tych krytyków jest takie, że badania z wykorzystaniem raportów rodzicielskich, ukierunkowanej rekrutacji i anonimowych ankiet online są niedopuszczalne dla mojej analizy, ale wcale nie są problematyczne, gdy są stosowane w badaniach, w których wyniki potwierdzają ich pożądaną narrację – komentowała, dodając, że „tak nie działa nauka: nie można ocenić siły metodologii na podstawie rezultatów, które generuje, trzeba ocenić wyniki, do których doprowadziła zastosowana metodologia”.
Nadzwyczajne środki recenzentów
W udzielonym niedawno kanadyjskiemu dziennikarzowi wywiadzie, adiunkt opowiadała o kulisach ponownej recenzji jej badania. Jak się okazuje, nad analizą pochyliło się trzech starszych członków redakcji „PLOS ONE”, recenzent statystyczny, dwóch redaktorów akademickich i zewnętrzny ekspert. Manuskrypt został skrupulatnie oceniony i w odpowiedzi na otrzymane opinie wprowadzono zmiany w kilku częściach analizy, chociaż metody i ustalenia pozostały nietknięte. – Ogólnie jestem bardzo zadowolona z finalnego produktu i [z tego powodu], że moja praca wytrzymała ten wszechstronny proces recenzji – komentowała.
Wyjaśniła, że ponieważ jej artykuł był interesujący zarówno dla naukowców, jak i nie-naukowców, dołożono wszelkich starań, aby pewne pojęcia nie zostały błędnie zinterpretowane przez osoby spoza społeczności naukowej. Niektórzy z jej kolegów akademickich uważali, że poziom nadzoru nad pracą wykraczał poza to, czym powinien być.
Młodzi transseksualizmem „zarażają się” od przyjaciół i z internetu
Littman zapytana o to, by krótko wyjaśniała, co tak naprawdę badała wskazała, że poprzez raporty rodziców analizowała zjawisko, zgodnie z którym nastolatkowie i młodzi dorośli, którzy nie przejawiali dziecięcych oznak zaburzeń płci, wydawali się nagle identyfikować jako osoby transseksualne. – Ta nowa identyfikacja zdawała się występować w kontekście przynależności do grupy przyjaciół – [w której] wielu lub nawet wszyscy członkowie identyfikowali się jako transseksualiści w tym samym czasie – lub w kontekście zanurzenia w mediach społecznościowych albo oba konteksty występowały jednocześnie. Wyniki badań potwierdzają hipotezy, że to, co opisałam, może reprezentować nowy rodzaj dysforii płciowej (określanej jako Rapid Onset Gender Dysphoria [lub ROGD]); że dla niektórych nastolatków i młodych dorosłych ich dysforia płciowa może być wyrazem niedostosowania; a wpływy rówieśnicze i społeczne mogą przyczynić się do rozwoju dysforii płciowej. Aby potwierdzić lub obalić te hipotezy, należy przeprowadzić więcej badań – zaznaczyła.
Dr Littman jest medykiem z wykształcenia, położnikiem i ginekologiem, a także specjalistą medycyny profilaktycznej i zdrowia publicznego. Pracowała jako ginekolog, a od dziesięciu lat prowadzi badania w zakresie „zdrowia publicznego i zdrowia reprodukcyjnego”. Obecnie jest adiunktem w Katedrze Nauk Behawioralnych i Społecznych w Szkole Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Brown w Rhode Island. Do niedawna pracowała też jako lekarz-konsultant w wielu projektach dotyczących zdrowia publicznego, głównie związanych ze zdrowiem kobiet w ciąży (szczepienia, zaprzestanie palenia, zdrowie jamy ustnej, przedwczesne porody) w Rhode Island Department of Health. Po publikacji wyników badania, straciła tę funkcję.
Littman zainteresowała się badaniem dysforii płciowej, kiedy zauważyła we własnej społeczności „niezwykły wzór, zgodnie z którym nastolatki z tej samej grupy przyjaciół zaczęły ogłaszać swoją transseksualną tożsamość w mediach społecznościowych, jedna po drugiej w skali znacznie przekraczającej to, czego można byłoby się spodziewać”.
Kobieta dodała, że przeszukała internet, rozmawiała z klinicystami, którzy słyszeli o takim zjawisku od rodziców tych dzieci. Informowali oni także, że po ogłoszeniu przez dzieci „tożsamości transseksualnej,” stawały się one coraz bardziej ponure, wycofane i wrogie wobec rodziny. Potem doszły do tego obserwacje wielu innych klinicystów zaniepokojonych wzrostem osób, ogłaszających się „transseksualistami”, które nie miały wcześniej najmniejszych zaburzeń płciowych.
Obserwując cierpienie dzieci i rodziców, Littman podkreśliła, że czuła, że musi coś zrobić, aby im pomóc, zwłaszcza, że takim osobom odmawia się leczenia. Uczona wyjaśnia, że biorąc pod uwagę, iż opisane przez nią zjawisko ma miejsce, należy pracować nad skutecznymi metodami leczenia tej grupy. Tymczasem, jak usłyszała od kilku klinicystów, przyjmuje się odwrotne podejście – racjonalizuje się zachodzące zmiany, bagatelizując ich wpływ na większą populację, uznając, że leczenie nie jest potrzebne.
Doktor ukuła pojęcie „zarażenia społecznego” transseksualizmem. Wyjaśnia, że stan, który uważany był za niezwykle rzadki, zaczyna się pojawiać w grupach ludzi, którzy się znają. Littman mówiła także, że analizując literaturę fachową zaobserwowała wiele potencjalnych podobieństw między identyfikowaniem się z transseksualizm a jadłowstrętem psychicznym. Także rodzice w ankietach zwracali uwagę na wyraźny poziom zainteresowania ich dzieci masą ciała i metodami odchudzania. – Specyficzna dynamika grupowa kpiących „outsiderów” i chwalących „wtajemniczonych,” obserwowanych w warunkach leczenia pacjentów z anoreksją, wydawała się zgodna z anegdotami, o których słyszałam, jak rodzice opisywali grupy przyjaciół swoich dzieci, jeśli chodzi o identyfikację transseksualną – mówiła.
Zapytana wprost, czy jest konserwatystką, czy może feministką, Litman odparła, że chociaż były spekulacje na temat jej afiliacji, „nie jest religijnym ani politycznym konserwatystą i nie jest radykalną feministką”. Żadne organizacje nie finansowały też jej badań. Dodała, że wielu specjalistów klinicznych podziękowało jej za wykonanie pracy, że zgadza się to z tym, co obserwują w swojej praktyce medycznej, ale nie mogą wyrazić tych obaw, bo zostaną napiętnowani jako „transfobowie”.
Zmiany w przewodniku WHO pomogą w szerzeniu się transseksualizmu?
W maju ub. roku Biuro Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) podjęło decyzję o wykreśleniu transseksualizmu – jak niegdyś homoseksualizmu – z wykazu chorób psychicznych. Nowy przewodnik ICD-11 ma być zaakceptowany podczas Zgromadzenia WHO w maju br. To delegacje poszczególnych państw ONZ – zazwyczaj ministrowie zdrowia i podsekretarze – zagłosują za przyjęciem tej zmiany, która będzie miała daleko idące konsekwencje tak dla lobby homoseksualnego, jak i osób orz rodzin dotkniętych problemem z zaburzeniami tożsamości płciowej swoich dzieci pod wpływem zewsząd szerzącej się homopropagandy.
Pomimo histerycznej akcji trans-aktywistów dyskredytujących Littman i jej badania, oraz wielu przykrości jakie ją spotkały, kobieta otrzymała wsparcie od niektórych uznanych klinicystów. Jej analiza zyskała rozgłos. Jednak najbardziej niesamowite było to – jak sama podkreśliła – że cztery młode kobiety, które doświadczyły dysforii płciowej w wieku kilkunastu lat, a następnie wycofały się ze swoich deklaracji, odnalazły się nawzajem i stworzyły „Pique Resilience Project”. Za pośrednictwem internetu dzielą się swoimi doświadczeniami. Wszystkie mówią teraz otwarcie o zjawisku ROGD – Rapid- Onset Gender Dysphoria – zdefiniowanym i opisanym przez dr Litman.
„International Bussiness Times” 6 marca br. opublikował artykuł, powołując się na badanie przeprowadzone przez Gallup Daily Tracking. Wykazało ono, że około 4,5 procent populacji USA identyfikowało się w 2017 r. jako lesbijki, geje, biseksualiści, osoby transseksualne lub queer (LGBTQ). To znaczący wzrost w porównaniu z 4,1 procent w 2016 roku. Największy odsetek ludności LGBT (9,8 proc.) zanotowano w stanie Waszyngton, najniższy – w Dakocie Północnej (2,7 proc.).
Instytut Williamsa szacuje, że populacja LGBT może liczyć około 11,3 mln osób. Gallup zauważa, że mogą oni stanowić 1,4 miliona, czyli 0,6 proc. ogółu ludności w USA. Obserwuje się jednak wzrost młodych, którzy identyfikują się ze stylem życia „społeczności LGBT”.
Agnieszka Stelmach