Podobnie jak inne grupy lobbingowe działające od dawna na zachodzie, jak choćby klimatyści czy grupy LGBT, ślązakowcy mają ruchomy horyzont żądań. Uznanie gwary śląskiej za język regionalny to pierwszy punkt. Później zostanie postawiony postulat uznania go za język mniejszości narodowej, a samych Ślązaków – za osobny śląski naród. Aktywiści ślązakowscy będą się przy tym powoływać na ustawodawstwo europejskie – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl Piotr Semka (tygodnik „Do Rzeczy”).
PCh24.pl: Sejm podjął decyzję o uznaniu gwary śląskiej za język regionalny. Dlaczego parlament w ogóle zajmował się tym tematem?
Wesprzyj nas już teraz!
Piotr Semka, tygodnik „Do Rzeczy”: To sukces bardzo nielicznego, ale zdeterminowanego środowiska ślązakowców – zwolenników autonomii śląskiej i uznania Ślązaków za naród osobny od narodu polskiego.
Głosowanie w Sejmie stanowi przykład na to, jak niewielkie lobby potrafi zdominować duże organizmy polityczne. Mówiąc krótko: ogon kręci psem. Ślązakowcy są na Śląsku bardzo wpływowi; mają swoich przedstawicieli w elitach, mediach i na uczelniach. Udało im się narzucić swoją narrację, którą ochoczo podchwyciła większość dużych liberalnych mediów.
Skąd taka popularność postulatów ślązakowskich?
Bo trendem cywilizacyjnym jest absolutny kult każdej inności. Mamy do czynienia z szantażem „prawa” do tego, by deklarować się, kim kto chce, niezależnie od okoliczności, czy faktów naukowych. Dlatego jeżeli ktoś ogłasza, że jest „narodowości śląskiej” – to każdy powinien jakoby natychmiast uznać takie jego prawo.
Co ciekawe, jeżeli ktoś mówi, że jest stuprocentowym Polakiem, to takie media jak „Gazeta Wyborcza” natychmiast ogłaszają, że w takim razie uważa on innych za gorszych. W przypadku Śląska to tak nie działa. Niewielka grupa ślązakowców twierdzi, że są osobnym narodem i nikt nie pyta, czy pozostała większość mieszkańców tego regionu może czuć z tego powodu gorsza, mniej „śląska” . Co więcej, w Warszawie nikt się na tym nie zna – i uchodzi to za egzotykę i jakąś ciekawostkę.
Tym grają ślązakowcy, mówiąc: wy nic nie wiecie o Śląsku, my przyjedziemy i wszystko wam opowiemy… Ślązakowcy mają też po swojej stronie między innymi wziętego pisarza Szczepana Twardocha, który w pełni utożsamia się z ich ruchem.
Nie jest też przypadkiem, że nagrodę Nike otrzymała ślązakowska książka „Kajś” Zbigniewa Rokity.
Mała, agresywna grupa zdobywa w ten sposób coraz większe poparcie.
Uznanie gwary śląskiej za język regionalny to niewątpliwie sukces ślązakowców, ale domniemywam, że bynajmniej nie cel właściwy. Do czego ten ruch właściwie dąży?
Podobnie jak inne grupy lobbingowe działające od dawna na zachodzie, jak choćby klimatyści czy grupy LGBT, mają ruchomy horyzont żądań. Uznanie gwary śląskiej za język regionalny to pierwszy punkt. Później zostanie postawiony postulat uznania go za język mniejszości narodowej, a samych Ślązaków – za osobny śląski naród. Aktywiści ślązakowscy będą się przy tym powoływać na ustawodawstwo europejskie.
Nie jest przypadkiem, że działacze Ruchu Autonomii Śląska, czyli najważniejszej organizacji ślązakowskiej, bardzo dokładnie studiują poczynania autonomistów katalońskich, baskijskich i tak dalej. Będą teraz dążyć do zdobycia finansowania, na przykład poprzez wprowadzanie nauki języka śląskiego i historii Śląska – historii, w której Śląsk nie będzie mieć nic wspólnego z Polską.
A na czym polega ślązakowska wizja historii?
Twierdzi się, że Polska nie ma ze Śląskiem nic wspólnego. Powstania śląskie są prezentowane jako niepotrzebny, bratobójczy bój, a odzyskanie Śląska przez Polskę – jako krwawy podział, który podzielił Ślązaków na stronę polską i niemiecką. Oczywiście sugeruje się, że gdyby Niemcy rządzili Śląskiem, to nie byłoby żadnych problemów, byłaby idylla.
Próbuje się też wytworzyć całą martyrologię, obejmującą również wydarzenia po II wojnie światowej, na przykład działania UB wobec Ślązaków. Twierdzi się, że byli prześladowani za samą śląskość. Oczywiście, były fałszywe oskarżenia, bo bezpieka po wojnie prześladowała wszystkich – i Polaków, i mieszkańców Śląska i cudzoziemców. Jeżeli oficer UB chciał przejąć atrakcyjne mieszkanie w centrum Katowic, to mógł całą rodzinę oskarżyć o wojenna kolaborację i wsadzić do obozu.
Ale obok tego wśród umieszczonych w obozie Zgoda w Świetochlowicach były też osoby mające na sumieniu niewątpliwie przypadki autentycznej kolaboracji z Niemcami. Dzisiaj trudno jest to odróżnić.
Nie przeszkadza to ogłaszać ślązakowcom, że mieliśmy do czynienia z próbą eksterminacji Ślązaków przez Polskę, że były to „polskie obozy koncentracyjne”… To podchwytuje oczywiście grupa młodych polskich historyków, którzy uprawiają pedagogikę wstydu i twierdzą, że trzeba się pożegnać z mitem Polski jako tej, która wyszła bezgrzesznie z II wojny światowej.
Ilu właściwie ludzi rzeczywiście uważa się za Ślązaków, a nie za Polaków? Mowa o dużej części mieszkańców Śląska?
Absolutnie nie. Te roszczenia wysuwają ugrupowania, które łącznie w ostatnich wyborach samorządowych na ogólną liczbę wszystkich uprawnionych do głosowania w województwie śląskim zgromadziły 2,6 proc. głosów. Było to dokładnie 87 091 wyborców, którzy i tak podzieli się na pół: część zagłosowała na Ruch Autonomii Śląska, część na ugrupowanie Ślonzoki Razem.
Ślązakowcy twierdzą jednak, że jest ich ponad pół miliona…
To jest wielka manipulacja, która opiera się na fałszywej interpretacji wyników spisu powszechnego. W spisie przyjęto możliwość zadeklarowania pierwszej i drugiej tożsamości narodowej. 236 588 osób podało tożsamość śląską jako pierwszą, a polską jako drugą; z kolei 359 636 wskazało śląskość jako drugą identyfikację. Działacze Ruchu Autonomii Śląska to połączyli i stwierdzili, że 600 tysięcy ludzi uznaje się za narodowość śląską. Problem w tym, że jeżeli ktoś podaje dwie tożsamości, to należy go uznawać za Polaka.
Przykładowo ktoś może mówić, że jest góralem, Wielkopolaninem, mieszkańcem Kurpiów albo Podbeskidzia, ale zarazem Polakiem – i za Polaka go uważamy. Tylko w wypadku Śląska miałoby to działać na odwrót. Ludność województwa śląskiego to koło 4 mln osób. Z tego jedynie niewielka część uważa się za osobną narodowość.
Z czego bierze się w ogóle taka tożsamość?
Na terenach etnicznie mieszanych , na przełomie XOX i XX wieku , w epoce konfliktu polsko-niemieckiego na terenach etnicznego pogranicza – a do takich rejonów należał Górny Śląsk – zawsze byli ludzie, którzy nie utożsamiali się z dwoma stronami sporu, w tym wypadku sporu polsko-niemieckiego. Uciekali w „tutejszość. Na Śląsku wiąże się to jeszcze z różnymi urazami, na przykład z faktem, że śląskość była często w niemądry sposób wyśmiewana, chociażby przez polskich nauczycieli spoza Śląska , którzy upokarzali dzieci, jeżeli te mówiły gadką śląską. To już minęło; gadka śląska miała i ma swoje miejsce w kulturze mieszkańców Górnego Śląska. Długo jednak nikomu nie wpadało do głowy, żeby uznać to za osobny język.
Wróćmy jeszcze do celów ślązakowców. Wydaje się, że dzięki swojemu ruchowi mogą liczyć na naprawdę niezłe pieniądze….
Mówimy o stworzeniu całego aparatu zapewniającego pieniądze od państwa. Lekcje wyimaginowanego języka śląskiego będą wymagać nauczycieli – a przede wszystkim unifikacji gwary śląskiej, bo ta, jako gwara, jest mocno zróżnicowana, ma lokalne mutacje. Żeby to skodyfikować, powstanie specjalny zespół…
Później będą potrzebne studia, wreszcie cała nauka o regionie… Można domagać się tych rzeczy powołując się na cały stos unijnych rezolucji, zaleceń i werdyktów – i stosować groźbę, że jeżeli pieniędzy nie będzie, to trzeba się odwołać do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka albo postawić sprawę na forum Rady Europejskiej.
Ślązakowcy liczą przy tym, że uda im się wpłynąć na świadomość: że iluś ludzi, którzy nie mają wcale śląskich korzeni, wejdzie w tę ideologię jako w rzekomo wyższą, tolerancyjną, bardziej świadomą…
Wizja bycia działaczem ślązakowskim, który uzyskuje różne dotacje państwowe i unijne, dla koniunkturalistów jest wcale niezła. Żyć nie umierać. Zobaczymy czy w tym kierunku pójdą propagatorzy wymyślonego języka śląskiego.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Paweł Chmielewski.