Co tak naprawdę jest odrażającą obłudą – człowiek dwukrotnie rozwiedziony, od lat znany jako playboy, stojący na czele rządu najpotężniejszego państwa na świecie i (przyjmijmy najgorszy scenariusz) powodowany chęcią zdobycia kolejnych punktów wyborczych występuje słowem i czynem (decyzje o cofnięciu finansowania, nominacje sędziowskie) jako prolifer, czy biskupi katoliccy, którzy in gremio nie widzą nic złego w tym, że do komunii świętej przystępują politycy amerykańscy, od lat deklarujący, że są za wyborem przez kobietę uśmiercenia własnego, nienarodzonego dziecka?
Z jednej strony cyniczny oportunizm, z drugiej tchórzliwe zaprzeczenie swojego powołania. Ale ten oportunizm powstrzymuje od uśmiercania, natomiast to tchórzostwo pasterzy amerykańskiego Kościoła rozzuchwala tylko uczestników „spisku przeciw życiu”. Czy godzi się zbierać punkty wyborcze ratując przy tym wiele istnień ludzkich? Czy godzi się pasterzom Kościoła, tak wiele mówiącym o ekologii i „opcji na rzecz ubogich”, nie pouczyć polityków, że ich opcja za „wyborem” jest opcją za śmiercią? Co jest godziwe – ratować ludzi z niskich pobudek, czy kierując się niskimi pobudkami przyczyniać się do ich uśmiercania?
Wesprzyj nas już teraz!
W przypadku tego pierwszego pytania jest ono rozstrzygane na niekorzyść obecnego amerykańskiego prezydenta przez tych samych ludzi, którzy w innych, fundamentalnie ważnych dla życia Kościoła kwestiach (Eucharystia i wiara w realną obecność Chrystusa w Sakramencie Ołtarza), jak diabeł święconej wody wystrzegają się „rygoryzmu” i „inkwizytorskich osądów”. W tej kwestii z wyżyn swojego moralnego oburzenia rzucają gromy na „instrumentalne traktowanie spraw wiary” przez Donalda Trumpa.
Taki mniej więcej zarzut pod adresem amerykańskiego prezydenta padł z ust arcybiskupa Waszyngtonu Wiltona Gregory’ego po tym, jak szef amerykańskiego rządu odwiedził wczoraj waszyngtońskie Narodowe Sanktuarium św. Jana Pawła administrowane przez Rycerzy Kolumba (oni też zostali skrytykowani przez wspomnianego hierarchę). Złożył tam kwiaty przed pomnikiem papieża, wszedł do środka i na chwilę przyklęknął do modlitwy (nieopodal była kopia Cudownego Obrazu z Jasnej Góry). Po powrocie do Białego Domu D. Trump podpisał rozporządzenie o wzmocnieniu gwarancji dla wolności religijnej w USA.
Faryzejskie gesty? A może należałoby zadać pytanie, dlaczego tylko Donald Trump, którego wizyta w tej świątyni już dawno była planowana, odwiedził to miejsce? Dlaczego nie było innych, ważnych amerykańskich polityków – w tym katolika (in name only) Joe Bidena, głównego konkurenta D. Trumpa w nadchodzących wyborach? Dlaczego trzeba było czekać aż postać Jana Pawła II upamiętni amerykański prezydent, przyznajmy – daleki od ascetycznego trybu życia, a nie zrobili tego amerykańscy biskupi? Może za bardzo zawadza tradycyjne nauczanie Kościoła przypominane przez polskiego papieża o związku między wiarą a rozumem oraz prawdą i wolnością?
Dlaczego ci, którzy tak dużo mówią o ekumenizmie, nie widzą jego pięknego przykładu w tym, że ważny protestancki polityk składa kwiaty przed pomnikiem papieża? Czy tzw. dialog ekumeniczny należy tylko wieść z ożenionymi w „małżeństwach” jednopłciowych szwedzkimi „biskupkami”, które szczerze, bez obłudy deklarują swoim życiem jak bardzo w głębokim poważaniu mają wszystkie przykazania i rady ewangeliczne?
Już dawno temu Chesterton zauważył, że „nie jest bigoterią, jeśli chrześcijanin uważa wyznawców konfucjanizmu za pogan. Bigoteria zaczyna się wtedy, gdy koniecznie chce ich uważać za odmienny rodzaj chrześcijan”. Te słowa jak ulał pasują do współczesnych bigotów selektywnego ekumenizmu.
Na jeszcze wyższy „level” obłudy wspiął się natomiast śmiercionośny koncern „Planned parenthood”, który wyraził „ubolewanie” i swój „wstrząs” z powodu śmierci George’a Floyda z rąk policjantów w Minneapolis. Fabryka śmierci, która co roku w nieludzki sposób uśmierca dziesiątki tysięcy najsłabszych i zupełnie niewinnych Afroamerykanów, nie mających szans na chwycenie choćby jednego oddechu i których organy są potem przedmiotem odrażającego handlu – ta sama fabryka, mówi o swoim „wstrząsie” z powodu tragicznego wydarzenia w Minneapolis. Dech zapiera.
Grzegorz Kucharczyk