Po konwencji Partii Republikańskiej, gdzie nominację prezydencką otrzymał oficjalnie Donald Trump, przyszedł czas na Demokratów. Ci we wtorek w Filadelfii przedstawili swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Jest nim, co nie zaskakuje, Hillary Clinton, żona byłego prezydenta. Decyzja oburzyła zwolenników socjalisty Berniego Sandersa, głównego konkurenta Clinton.
Już wcześniej było wiadomym, że to właśnie Clinton będzie reprezentowała Demokratów. Na konwencji, podczas gdy przedstawiciele poszczególnych stanów odczytywali wyniki prawyborów w swoim regionie, Berni Sanders wstał i zaproponował… przerwanie procesu. Zamiast wymieniania wyników w prawyborach zasugerował ogłoszenie Hilary Clinton kandydatką przez aklamację.
Wesprzyj nas już teraz!
Jego propozycja została przyjęcia i nagrodzona owacją. Działanie Sandersa było swego rodzaju manifestacją jedności Demokratów, w obliczu medialnych spekulacji o napięcia wewnętrzne w Partii Republikańskiej. Podobnie zachowała się w 2008 roku Clinton, dając w ten sposób wyraz poparcia dla Baracka Obamy – jej kontrkandydata.
Mimo manifestowanej jedności wśród Demokratów popierających Sandersa widać objawy irytacji. Swoje poparcie dla socjalisty demonstrują na ulicach. Niedługo po nominacji Clinton zwolennicy niedoszłego kandydata wywodzącego się z rodziny polskich Żydów, zakłócili relację z konwencji w specjalnym namiocie i urządzili pikietę przeciwko Clinton. Przekonywali, że Sanders może zniszczyć oligarchię rządzącą Ameryką, gdy tymczasem Clinton i jej podobni tego nie uczynią.
Nominacja dla nie mniej lewackiej od Sandersa, acz nie koniecznie tak socjalistycznej Clinton jest pierwszą nominacją dla kobiety w historii Stanów Zjednoczonych.
Źródło: TVP Info
MWł