Jeffrey Blehar, stały korespondent konserwatywnego pisma „National Review” mieszkający w Chicago skomentował niedawne doniesienia z Białego Domu o tym, że prezydent zamierza „posprzątać bałagan” w Chicago. Donald Trump w piątek zapowiedział wysłanie Gwardii Narodowej do „wietrznego miasta”, aby uporała się z przestępczością. Blehar krytykuje ten pomysł i ostrzega, że działania prezydenta byłyby nie tylko niezgodne z Konstytucją, ale także sprawiłyby iż, opór w mieście wobec jego rządów wzrośnie, w tym także przestępczość. Ostrzegł nawet, że prezydent Trump jest przykładem „radykała” działającego zgodnie z „Rules for radicals” Saula Alinsky’ego.
Współprowadzący podcast „Political Beats” w „National Review” zauważa, że Chicago jest drugim najważniejszym miastem Ameryki, o czym mają świadczyć liczne doniesienia medialne, jeśli chodzi o wiadomości z kraju.
Trump w piątek ogłosił, iż planuje poradzić sobie z przestępczością w Chicago i Nowym Jorku, wysyłając żołnierzy w czynnej służbie na ulice obu miast, by „posprzątać bałagan”. – Myślę, że Chicago będzie naszym następnym atakiem, a potem pomożemy Nowemu Jorkowi – komentował prezydent, wspominając o wysokim wskaźniku przestępczości w obu metropoliach.
Wesprzyj nas już teraz!
Dziennikarz „National Review” przypomniał, że Rick Blaine również ostrzegał burmistrza Strassera o tym, że są pewne części Nowego Jorku, których nie radziłby mu atakować. „Chicago jest zdecydowanie gorsze: istnieją całe ćwiartki geograficzne naszego miasta (południowa, zachodnia itd.), gdzie policja w dużej mierze woli nie zaglądać, chyba że niechętnie reaguje na trzecie wezwanie lub rejestruje zabójstwo. Powodzenia, gwardziści!” – pisze ironicznie Blehar. I dodaje, że „to wszystko może być tylko bredniami Trumpa z Gabinetu Owalnego”, chociaż „Bóg jeden wie, co ten człowiek wymyśli, zwłaszcza jeśli jakiś inny kryzys potoczy się nie po jego myśli, odciągając go, zanim zdąży powierzyć zadanie swojej ekipie”. Dziennikarz komentuje, że wykorzystanie – po raz trzeci w historii USA Gwardii Narodowej w Chicago – pierwszy raz podczas zamieszek na Demokratycznym Kongresie Narodowym w 1968 roku i z powodu śmierci George’a Floyda w 2020 roku – byłoby niezgodne z konstytucją.
„Polityka krajowa ma swoją wewnętrzną logikę, która obecnie jest jedynie powierzchownie związana z prawem lub materialną rzeczywistością. Dlatego Trump rozważa odejście od chwilowego (i całkowicie przewidywalnego) sukcesu medialnego, jakim była nacjonalizacja organów ścigania w Waszyngtonie, na rzecz pozornie podobnego pomysłu: zrobienia tego samego tutaj, w Chicago i (wkrótce) w Nowym Jorku Zohrana Mamdaniego. Z punktu widzenia polityki krajowej to genialna taktyka. Z punktu widzenia prawa konstytucyjnego – obiektywnie nie do przyjęcia. A z punktu widzenia mojego człowieczeństwa, jako mieszkańca Chicago, nie sposób nie poczuć się nieco nędznie wykorzystanym” – pisze Blehar.
Dalej dziennikarzowi nasuwa się wniosek, że po pierwszym półroczu II kadencji prezydenckiej Trumpa odnosi wrażenie, iż stał się on „pierwszym prawdziwie bezkompromisowo Alinsky’stowskim prezydentem, przynajmniej jeśli chodzi o taktykę”.
Chicagowski aktywista, autor „Rules for radicals” (Zasad dla radykałów) sformułował 12 zasad, które doskonale przyswoił sobie Donald Trump. Jedna z nich dotyczy ośmieszania jako najpotężniejszej broni człowieka, na którą „nie ma obrony”. Zdaniem Blehara, „w kontekście obecnego bałaganu to słynna zasada ostateczna ma tu największe zastosowanie: „Wybierz cel, zamroź go, spersonalizuj”.
Tym celem, według dziennikarza „nieoczekiwanie, za sprawą przypadkowego ataku gangu młodzieży na pracownika DOGE Edwarda „Big Balls” Coristine’a – jest przemoc miejska”. Dotyka ona w sposób szczególny ludzi głównie w stanach o poglądach demokratycznych, które już sprzeciwiają się Trumpowi na poziomie partii politycznych. Przemoc ta „została dewastująco spersonalizowana w postaci najbardziej lekkomyślnych i nieudolnych postępowych burmistrzów Ameryki: Karen Bass, Brandona Johnsona i Zohrana Mamdaniego”, który co prawda jeszcze nie wygrał wyborów, ale „jest już burmistrzem w sercu mediów, a obie strony kształtują swoje relacje w oczekiwaniu na nieunikniony wynik elekcji w listopadzie”.
Korespondent „National Review” utrzymuje, że ewentualne wykorzystanie Gwardii Narodowej w Chicago byłoby nielegalne i niezgodne z konstytucją. Trump już dwukrotnie wezwał Gwardię Narodową do miast w USA, za każdym razem z innych powodów. W Los Angeles uzasadniał wezwanie Gwardii Narodowej wbrew sprzeciwom Gavina Newsoma i Karen Bass, powołując się na stan wyjątkowy, to jest protesty przeciwko ICE, które uniemożliwiały rządowi federalnemu przeprowadzanie nalotów deportacyjnych. W Waszyngtonie prezydent powołał się na czyny przestępcze, ale miał jednak możliwość interwencji z takich „lokalnych” powodów tylko dlatego, że Dystrykt Kolumbii jest i zawsze był pod władzą rządu federalnego.
Z Chicago sprawa wygląda inaczej. Miasto „nie jest, na dobre i na złe, pod władzą rządu federalnego” i to władze stanu Illinois powinny zając się problemem przestępczości w mieście, a nie prezydent USA. Zgodnie z konstytucją uprawnienia policyjne mają stany, a nie rząd federalny.
„Fakt, że politycy z Illinois – tacy nic nie warci jak gubernator J.B. Pritzker i burmistrz Brandon Johnson – nie potrafią zaproponować rozwiązania problemu brutalnej przestępczości w Chicago, jest powszechny w polityce Środkowego Zachodu. Jesteśmy w poważnych tarapatach, które od dziesięcioleci dręczą nasze dusze (…). A jednak to nasz problem, z czym musimy sobie sami poradzić (…). Trump interweniując „może podważyć konstytucyjne ograniczenia władzy federalnej i stanowej dla czysto kosmetycznego pozycjonowania w okresie poprzedzającym wybory uzupełniające w 2026 roku. To niczego tu nie zmieni” – podkreśla Blehar.
Dziennikarz konserwatywnego „National Review” przyznaje, że ta sytuacja go irytuje „bardziej niż tymczasowe przejęcie władzy w Waszyngtonie przez Trumpa”. Zaznaczając, że „duże miasta Demokratów są naprawdę nieodwracalnie zniszczone, a wystawianie ich na światło dzienne jako przykładów dysfunkcji stanów demokratycznych w ramach „czego nie robić” to genialny manewr Alinsky’ego”. „Z drugiej strony, uważam to również za rażąco niekonstytucyjne. (Okazuje się, że drugie kryterium traktuję bardziej poważnie niż pierwsze). Ale przede wszystkim nie mogę oprzeć się poczuciu wykorzystania. Donald Trump raczej nie dotrze do prawdziwych źródeł przestępczości w Chicago” – pisze korespondent „National Review”.
Tłumaczy, że przestępczość w Chicago ma „niemal wyłącznie charakter sezonowy (i podejrzewam, że ma to miejsce również w Dystrykcie) – pojawia się w miesiącach letnich, gdy ulicami włóczą się tłumy znudzonych nastolatków z miasta. Wezwanie Gwardii Narodowej do miejsc w Loop lub innych turystycznych rejonach prawdopodobnie pomogłoby w niewielkim stopniu zapobiec takim sytuacjom, przynajmniej tymczasowo. Ale Waszyngton to nie Chicago”. To nie jest obszar kontrolowany przez rząd federalny. Jest to obszar w pełni niezależny od kongresu. Co więcej, „Waszyngton ma rozmiar podartego znaczka pocztowego. Chicago zdecydowanie nim nie jest: nasze „centrum” jest tylko nieznacznie mniejsze niż „całe wasze miasto”. A nasze brutalne przestępstwa zdarzają się głównie nie w sercu miasta – pomijając młodzieżowe zamieszki czy masowe niepokoje społeczne – ale raczej w południowej i zachodniej części metropolii”.
W przekonaniu Blehara, wezwanie Gwardii Narodowej, która nie ma uprawnień policyjnych i możliwości aresztowania, bez możliwości patrolowania miejsc, w których przestępczość w Chicago ma swoje źródło i się rozprzestrzenia, byłoby zaledwie „tymczasowym teatrem ulicznym, a do tego niekonstytucyjnym”. I Trumpowi ma właśnie o to chodzić. Chce, by komentatorzy internetowi i dziennikarze telewizyjni zaczęli o tym pisać. Prezydent chce obnażyć „nieustępliwą, postępową upartość demokratycznych polityków z niebieskich stanów”. To „środek do celu, który służy Donaldowi Trumpowi, a nie mojemu miastu, społeczności czy rodzinie w dłuższej perspektywie. Nic się tu nie poprawi – nastąpi jedynie redukcja. „Opór” będzie się tylko nasilał w stanach takich jak Illinois, Kalifornia i Nowy Jork (choćby z powodu narodowościowych pretensji ich polityków), a dobrzy ludzie znajdą się w politycznym ogniu krzyżowym” – podsumowuje dziennikarz.
Źródło: nationalreview.com
AS
USA: Trump chce, by ministerstwo obrony zmieniło nazwę na ministerstwo wojny