Znienawidzony przez demo-liberalny salon ekscentryczny miliarder został ogłoszony zwycięzcą w amerykańskich wyborach prezydenckich. Jednak aby został głową państwa, elektorzy muszą zagłosować zgodnie z wolą wyborców w swoich Stanach. Spotkanie Kolegium Elektorskiego zaplanowano na poniedziałek.
Zgodnie z prawem Stanów Zjednoczonych wybory prezydenckie są pośrednie. Obywatele wybierają w swoich stanach elektorów. Dopiero oni decydują, kto stanie na czele państwa. Chociaż zwykle głosują zgodnie z wolą stanów, to nie są do tego w żaden sposób zobowiązani. Media spekulowały o buncie niektórych elektorów niezadowolonych z konieczności głosowania na Donalda Trumpa. Ewentualne kary za zagłosowanie wbrew woli stanowej społeczności są symboliczne, gdyż wynikają z praw powstałych w… XVIII wieku.
Wesprzyj nas już teraz!
W listopadowych wyborach kandydat Partii Republikańskiej zdobył 306 głosów elektorów, a przedstawiciel Demokratów – Hillary Clinton – 232. Wynik taki odzwierciedla system polityczny USA. W przypadku głosowania bezpośredniego minimalnie zwyciężyłaby lewicowa polityk i żona byłego prezydenta.
Aby zostać prezydentem należy uzyskać 270 głosów elektorskich. Dziennikarze agencji AP rozmawiali z niemal 330 elektorami i planują oni zagłosować zgodnie z wolą stanowych społeczności.
Już w poniedziałek dowiemy się kto zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Źródło: rmf24.pl
Zobacz również. Stanisław Michalkiewicz: To CIA zdecyduje czy Trump będzie prezydentem?