Donald Trump, pomimo swoich szorstkich manier, burzliwej kariery i nieortodoksyjnych poglądów z przeszłości, jest według wielu jedynym kandydatem, który stoi poza dominującą dialektyką polityczną. Amerykanie gotowi są pominąć przeszłość Trumpa, jeśli tylko uda mu się radykalnie przewrócić obecny system – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Boyd D. Cathey, były asystent Russela Kirka.
Zareagował Pan w sposób bardzo zdecydowany na niedawne krytyczne słowa papieża Franciszka, które były w wyraźny sposób skierowane przeciwko Donaldowi Trumpowi. Dlaczego uważa Pan, iż papież popełnił błąd?
Wesprzyj nas już teraz!
Problem, o którym mowa, jest odbiciem pewnej amnezji natury historycznej i teologicznej wśród wielu katolickich autorytetów w okresie posoborowym. Historycznie, jak również z perspektywy teologicznej osadzonej zarówno w prawie naturalnym, jak i tradycyjnym katolickim nauczaniu, stanowisko, iż kraj lub naród ma prawo kontrolowania swoich granic i regulowania tego, kto przekracza jego granice, jest uzasadnione i logiczne. Zaiste, pod wieloma względami taki tradycyjny pogląd jest oparty na zasadzie państwa wzorowanego na mikrokosmosie rodziny. Rodzina jest podstawowym, danym przez Boga budulcem społeczeństwa. Państwo odzwierciedla tą organiczną i naturalną kompozycję na poziomie narodowym. Tak samo, jak rodzina ma prawo regulowania tego kto do niej należy i kto może stać się jej członkiem, podobnie rzecz się ma z państwem. Nie ma absolutnie nic antykatolickiego w tym stanowisku i liczni papieże oraz teolodzy potwierdzali to stanowisko.
Papież Franciszek ma zwyczaj formułowania kontrowersyjnych deklaracji w sposób lekkomyślny i nieformalny w obecności skwapliwych dziennikarzy. W zbyt wielu przypadkach te deklaracje, choć wyrażane w sposób nieformalny i bezceremonialny, nie odzwierciedlają tradycyjnego stanowiska Kościoła. W przypadku Donalda Trumpa i jego postawy wobec nielegalnej imigracji, czy też wobec emigracji muzułmanów do Stanów Zjednoczonych, jego poglądy w żaden sposób nie sprzeciwiają się doktrynie katolickiej głoszonej przez stulecia. Fakt, iż watykańskie biuro prasowe poczuło się w obowiązku wyjaśnić pierwotne słowa papieża, tylko potwierdza słuszność Trumpa w tym co mówił i to, że jego postawa zgodna z historycznym stanowiskiem Kościoła w tej kwestii.
Zarówno na establiszmentowej lewicy, jak i w ruchu konserwatywnym głównego nurtu, jest wielu krytyków Donalda Trumpa. Jak tradycyjny katolik i amerykański patriota uzasadnia swoje poparcie dla republikańskiego faworyta? Jakie poruszane przez niego kwestie przemawiają do Pana?
Głównymi kwestiami są dla mnie, po pierwsze, nielegalna imigracja, jej wpływ na mój kraj i co należy zrobić, aby rozwiązać ten problem. Po drugie, istnieje absolutna konieczność podważenia coraz bardziej menadżerskiego i autorytarnego duopolu, czyli kontroli sprawowanej przez elity nad amerykańskim narodem. Historycznie, Stany Zjednoczone zostały ustanowione jako arystokratyczna republika, zaiste, nieco podobna do dawnej Polski. Ojcowie założyciele i twórcy naszej konstytucji rozumieli, że czysta demokracja, z masą obywateli będących bezpośrednio na łasce potężnego establishmentu, z wszystkimi jego sposobami perswazji, najprawdopodobniej doprowadzi do tego rodzaju oligarchii, z jaką mamy do czynienia obecnie w Stanach Zjednoczonych. Stąd nasza pierwotna konstytucja inkorporowała ich spostrzeżenia, zostawiając poszczególnym stanom możliwość samodzielnego stanowienia swoich praw. Wiele osób nie jest świadomych, iż większość spośród trzynastu pierwotnych kolonii w amerykańskiej unii miała ustanowione kościoły stanowe, istniały wymagania własnościowe dla głosujących i ubiegających się o stanowiska publiczne. Mój macierzysty stan, Północna Karolina, aż do 1869 r. wymagał od urzędników publicznych, aby byli chrześcijanami. Przywilej był ograniczony do tych, którzy mieli realny interes w republice, ponieważ jak zauważył Alexis de Tocqueville w swojej Demokracji w Ameryce, istnieje historyczna tendencja przekształcania się demokracji w dyktatury. W ciągu ostatniego półwiecza, a tak naprawdę od czasu zakończenia wojny między stanami (1861-1865) (tzw. wojny secesyjnej – przyp. red.), naród amerykański znalazł się na ścieżce prowadzącej do coraz bardziej zcentralizowanej kontroli i do rozpadu oraz osłabienia tego, co my katolicy nazwalibyśmy pomocniczością. Politycznie rzecz ujmując, doprowadziło to do powstania tylko dwóch silnych partii politycznych, które między sobą kontrolują proces polityczny, jak również tworzą reguły gwarantujące ich trwanie przy władzy.
W tym roku, Donald Trump, pomimo swoich szorstkich manier, burzliwej kariery i nieortodoksyjnych poglądów z przeszłości, jest jedynym kandydatem, który stoi poza dominującą dialektyką polityczną. Cała reszta, mniej lub bardziej, jest jej częścią. Wielu Amerykanów jest gotowych pominąć przeszłość Trumpa, jeśli tylko uda mu się radykalnie przewrócić obecny system, który jest w tak dużym stopniu zależny od potężnych finansowych grup interesu i polega na dzieleniu obywateli w „bloki wyborcze”, które de facto są przekupywane przez klasę polityczną.
Jako tradycyjny katolik, mocno wierzę w tradycyjne nauczanie Kościoła w dziedzinie społecznej i politycznej nt. pomocniczości i sprawiedliwości dystrybutywnej. Najbardziej pilnym zadaniem w amerykańskiej polityce obecnie jest obalenie kulturowej i politycznej kontroli establishmentu, który chce diametralnie odwrócić nas od naszych korzeni w zachodniej i chrześcijańskiej tradycji. Poprzednio pisałem, że Donald Trump „nie jest żadnym chrześcijańskim rycerzem w lśniącej zbroi na koniu”, ale być może uosabia silne remedium, które mogłoby zmieść resztki establishmentu duszącego nas. Mógłby równie dobrze być niedoskonałym Samsonem niszczącym współczesną świątynię Filistynów, tak aby przyszłe pokolenia mogły mieć sposobność odbudowy prawdziwie chrześcijańskiej wspólnoty politycznej. Być może to tłumaczy dlaczego jego kandydatura przyciąga tak wielu tradycyjnych katolików.
„National Review”, niegdyś najsłynniejsze czasopismo konserwatywnego ruchu intelektualnego w Ameryce, na łamach którego swego czasu publikowali tacy tytani myśli, jak Russell Kirk i Richard Weaver, mocno wystąpiło przeciwko Trumpowi. Poświęcili nawet całe wydanie temu tematowi. Z czego wyrasta tak silna opozycja? Czy „NR” nadal jest prawdziwie prawicowym i konserwatywnym periodykiem?
„National Review”, założone w latach pięćdziesiątych XX wieku, było swego czasu niekwestionowanym wehikułem amerykańskiej myśli konserwatywnej (razem z kwartalnikiem „Modern Age”, założonym przez dra Kirka). Ale poczynając od końcowych lat siedemdziesiątych i wczesnych lat osiemdziesiątych, już nie tylko „National Review”, ale cała historia „ruchu konserwatywnego” w Stanach Zjednoczonych, radykalnie odeszła od swoich starszych stanowisk w wielu kwestiach. Kirk, którego znałem dobrze przez dwadzieścia siedem lat i którego asystentem byłem przez jakiś czas, w chwili śmierci w kwietniu 1994 r., nie poznawał magazynu, dla którego niegdyś pisał.
Pozwolę sobie przedstawić nieco historii ruchu konserwatywnego w USA. W 1953 r. Russell Kirk opublikował swoją pionierską pracę „The Conservative Mind”, dając tym samym wyraz przełomowemu pojmowaniu anglo-amerykańskiego konserwatyzmu i będącej świadectwem istnienia prawdziwej tradycji intelektualnego konserwatyzmu w Ameryce. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ów „starszy” konserwatyzm był najbardziej atrakcyjnym i pasjonującym zjawiskiem w amerykańskim życiu intelektualnym, gromadząc wokół swoich sztandarów najwybitniejszych pisarzy i dziennikarzy na łamach takich pism jak „Modern Age” i (starszy) „National Review”.
Przywoływanie przez Kirka konserwatyzmu obejmowało rozumienie najwyższej wagi, jaką powinny cieszyć się tradycja i obyczaje w życiu narodu. Ameryka, podkreślał Kirk, nie powstała w oparciu o demokratyczną, hegemoniczną ideologię, lecz jako wyraz i kontynuacja europejskich tradycji i silnych lokalistycznych, rodzinnych i religijnych przekonań. Rujnowanie tego dziedzictwa naszych przodków byłoby czymś śmiertelnym dla narodu. Również, konserwatyści powinni czcić lokalne tradycje, obyczaje i oddziedziczone spuścizny innych narodów zamiast dążyć do ich zniszczenia. Konserwatyzm, w ujęciu Kirka, obejmował wrodzoną nieufność wobec liberalnej demokracji, zagorzałą opozycję wobec egalitaryzmu i skrajną niechęć do angażowania Stanów Zjednoczonych w globalne „krucjaty” w celu narzucania amerykańskich „wartości” „nieoświeconym” krajom.
W interesie Stanów Zjednoczonych nie leżą próby impozycji swojego modelu ustrojowego lub swojej kultury innym krajom świata. Dodawał, że egalitaryzm i demokracja nie były konserwatywnymi zasadami. Zaiste, ojcowie założyciele amerykańskiej republiki rozumieli, że egalitaryzm i ekspansywna demokracja mogą przyczynić się do utraty wolności. Różnorodność pośredniczących instytucji społecznych, tj. rodziny, kościoła, stowarzyszeń zawodowych, szkół i koledzy, była niezbędnym buforem między jednostkami, a naturalną tendencją scentralizowanego państwa do powiększania swoich uprawnień. Religia, w szczególności chrześcijańska wiara, była niezbędnym spoiwem łączącym wszystkie pokolenia, żywych i umarłych, w jedną organiczną całość.
Poczynając od lat siedemdziesiątych i w początkowych latach prezydentury Reagana, nowe głosy samozwańczych neokonserwatystów („neocons” w skrócie) przyłączyły się do już istniejącego ruchu konserwatywnego. Wielu z tych nowych przybyszów dokonało migracji z trockistowskiej lewicy z powodu traumy spowodowanej wiedzą o sowieckiej brutalności. Reprezentowani przez takich luminarzy, jak Norman Podhoretz i Irving Kristol, pierwotnie byli przyjęci z zadowoleniem przez kustoszy „Starej Prawicy” [Old Right-tłum.] w walce przeciwko światowemu komunizmowi i kolektywizmowi. Mając mocne koneksje w świecie akademickim i dostęp do źródeł finansowania, neokonserwatyści z czasem przejęli kontrolę nad większością istniejących konserwatywnych fundacji, think-tanków i publikacji. Uczynili to żelazną ręką w sposób przypominający dawniejsze czasy, gdy ich marksizm był łatwo widoczny. I, co ważniejsze, przez sprawowanie kontroli nad większością „konserwatywnych” instytucji, szczególnie tych w Waszyngtonie, bardzo szybko zaczęli dostarczać ekspertów i doradców dla Partii Republikańskiej i jej kandydatów. Ich dominacja była widoczna w takich strukturach, jak Ethics and Public Policy Center, American Enterprise Institute i na łamach takich publikacji, jak „Commentary”, „The Public Interest” i „National Review” (które porzuciło swoje przywiązanie do „starszego” konserwatyzmu). Nadejście medialnego imperium Ruperta Murdocha wraz z telewizją Fox News i czasopism „The Wall Street Journal”, „The Weekly Standard” i „New York Post”, scementowało jeszcze bardziej ich wpływy, które wyraźnie rzucało się w oczy w programie politycznym postreaganowskiej Partii Republikańskiej.
Niemalże natychmiast ich podstawowe zasady, które de facto filozoficznie rzecz ujmując miały charakter lewicowy, zderzyły się z doktryną i pryncypiami „Starej Prawicy”. Zasady, które charakteryzowały „Starą Prawicę”, zastąpiono ideologiczną żarliwością na rzecz przeciwieństwa tych zasad. Takie konserwatywne autorytety, jak południowcy John Randolph i John C. Calhoun, uwzględnione przez Kirka w swoim panteonie wielkich konserwatystów, zostały z powodu swojej antyegalitarnej postawy usunięte z neokonserwatywnego leksykonu. Zostali zastąpieni Abrahamem Lincolnem i takimi późniejszymi postaciami, jak Ghandi i Martin Luther King Jr. Lincoln, który nie widniał w panteonie Kirka, stał się nowym i prawdziwym „założycielem” amerykańskiej republiki według słów obecnego redaktora „National Review”, Richa Lowry’ego. Rewolucja praw obywatelskich z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych z jej dalekosiężnymi i radykalnymi decyzjami sądowymi, została określona mianem „konserwatywnej”. Równocześnie, tacy południowi konserwatyści, jak znakomity profesor literatury Melvin Bradford i antyegalitaryści, jak dr Samuel Francis, zostali wydaleni z „ruchu”. Uczeni, tacy jak Bradford, Joseph Sobran i cieszący się międzynarodową renomą badacz myśli politycznej i historyk prof. Paul Gottfried, mieli problemy z rozwojem kariery i pozbawiano ich w pełni zasłużonych stanowisk profesorskich oraz usunięci zostali z łam niegdyś konserwatywnych periodyków, bez możliwości ubiegania się o finansowanie konserwatywnych fundacji. Neokonserwatywny szablon nosi w sobie niesamowite podobieństwo do swojej poprzedniej postępowo-marksistowskio i internacjonalistycznej narracji, która efektywnie nigdy nie została porzucona. Pozwolę sobie zacytować jeden z wielu przykładów autorstwa Stephena Schwartza z „National Review”. Proszę zwrócić szczególną uwagę na jego pochwałę marksistowskiego internacjonalizmu i Trockiego:
Do ostatniego tchu będę bronił Trockiego, który jako jedyny, ścigany od kraju do kraju i ostatecznie powalony we własnej krwi w potwornie gorącym domu w Mexico City, powiedział „nie” sowieckiemu rozpieszczaniu hitleryzmu, moskiewskim czystkom i zdradzie republiki hiszpańskiej i który był zdolny przyznać się błędu w stosunku do narzucenia jednopartyjnego państwa, jak również do prześladowania Żydów. Do ostatniego tchu i bez przeprosin. Niech sędziwi neofaszyści i stalinowcy zrobią z tym co chcą.
W egzekwowaniu swojej polityki, neokonserwatyści i ich republikańscy rzecznicy, zaprowadzili amerykańską republikę na z góry przegrane i wyjątkowo niemądre wojny w imię międzynarodowych krucjat dla demokracji. Wzgardzili starszą formą konserwatyzmu, który odrzuca egalitarne panacea, liberalną demokrację, feminizm i wszystkie aberracje wynikające z tych zdziczeń. Chcą gorliwie, niemalże z religijnym pragnieniem, przemienić ten naród poprzez amnestię i przyjęcie milionów nielegalnych imigrantów, którzy radykalnie zmienią oblicze naszej kultury (która już i tak poddawana jest ciężkim atakom). Uchwalili globalne umowy wolnego handlu, które zniszczyły rodowity amerykański przemysł i wyeliminowały miliony miejsc pracy, wysyłając je za granicę. Co więcej, ci sami neokonserwatyści (i ich stronnicy w Partii Republikańskiej) stali się przychylni, a nawet poparli „małżeństwa” homoseksualne, trans płciowość i „umiarkowany” feminizm (na łamach „National Review”, „The Wall Street Journal” i z ich ambon w Fox News), czyli poglądy, które są dla historycznego konserwatyzmu anatemą.
Donald Trump wygląda coraz silniej z każdym dniem. Jeśli uda mu się wygrać w większości stanów podczas prawyborów, najprawdopodobniej uzyska nominację. Czy spodziewa się jednak Pan, że republikański establishment będzie próbował manipulować procesem wyłaniania kandydata na prezydenta podczas konwencji, tak aby utrącić Trumpa?
Nie zdziwiłbym się, gdyby republikański establishment zgodził się na taki manewr, wierząc, że zasługują na pewien noblesse oblige i poważanie za strony nas wszystkich spoza Waszyngtonu. Jednak, jeśli Trump będzie nadal zmierzał prostą drogą do nominacji, spodziewam się, iż wielu z republikańskiej elity oraz politycznych baronów będzie próbowało się jemu podlizać, czyli starać się przynajmniej zminimalizować szkody, jakie może im wyrządzić. Ten proces zapowiada się bardzo ciekawie. Trump sam finansuje swoją kampanię i nic nie zawdzięcza establishmentowi, więc myślę, iż wabienie go pieniędzmi się nie uda. Obiecał obsadzić wysokie stanowiska w państwie prosperującymi biznesmenami (jak on sam) i ma swoisty sposób odrzucania sykofanckich propozycji, którym ulega większość naszych polityków.
W Polsce ostatnimi czasy możemy odnotować rosnące zainteresowanie na prawicy myślą śp. Russella Kirka, dla którego miał Pan okazję pracować, jako asystent. Które aspekty myśli Kirka, według Pana, zasługują na uniwersalne uznanie w krajach i społeczeństwach Christianitas?
Interpretacja i ekspozycja anglo-amerykańskiego konserwatyzmu dokonana przez Kirka, wiele zawdzięcza jego rozumowaniu, iż prawdziwy konserwatyzm musi zasadniczo inkorporować i ucieleśniać zachodnią tradycję chrześcijańską. W „The Conservative Mind” (szczególnie we wczesnych wydaniach), podsumował kilka fundamentalnych zasad, które charakteryzują amerykański konserwatyzm i które można zaobserwować również w tradycjach i spuściźnie większości chrześcijańskich narodów Europy. Zasadniczo, naród jest organicznym kontinuum, gdzie jego obyczaje i tradycje, jego rasa i język, prawa i jego religia zabezpieczały nie tylko porządek społeczny i sprawiedliwość, ale również bogatą i ubogacającą kulturę. W Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, żywe dziedzictwo naszej wiary jest centralnym elementem, które stworzyło naszą kulturę i jest to, parafrazując wielkiego hiszpańskiego katolika Marcellino Menendeza Pelayo, jedyna kultura jaką mamy. Wypaczamy i niszczymy ją na własne ryzyko. Jeśli ma nastąpić odrodzenie Europy i odrodzenie wiary, to słowa Russella Kirka, jego rozumienie istotnej roli naszego religijnego dziedzictwa, naszych historycznych instytucji społecznych i rodzinnych, mogą okazać się bezcenne i pouczające. Takie odrodzenie nie jest czymś łatwym pod żadnym względem, ale nasza wiara uczy nas, że cuda i cudowne wydarzenia mają miejsce w historii. Jak większość czytelników zapewne wie, to król Jan III Sobieski, ze swą niewielką liczebnie armią (do której należała wielka husaria) pod Wiedniem w 1683 roku dosłownie uratował Europę przed zalewem islamskich hord Kary Mustafy. Pod wieloma względami, unicestwienie muzułmańskich najeźdźców było cudem. Więc dlaczego nie mielibyśmy nadziei oczekiwać, że i tym razem modły wiernych zostaną wysłuchane?
Dziękuję za rozmowę.
Dr Boyd D. Cathey jest absolwentem University of Virginia i Katolickiego Uniwersytetu w Nawarze. Pracował jako asystent dla konserwatywnego pisarza i filozofa, Russella Kirka. W ostatnich latach pełnił funkcję archiwisty w North Carolina Division of Archives and History. Jego prace historyczne oraz na temat klasycznej muzyki i opery były publikowane w językach francuskim, hiszpańskim i angielskim. Jest aktywnym członkiem organizacji potomków żołnierzy Skonfederowanych Stanów Zjednoczonych, Sons of Confederate Veterans oraz licznych stowarzyszeń historycznych, archiwistycznych i genealogicznych.
Rozmawiał Michał Krupa