Amerykańska armia wciąż ulega rewolucyjnym prądom. Kończący swój mandat, sekretarz obrony USA Leon Panetta, postanowił znieść zakaz udziału kobiet w walkach na froncie. Informację taką podały amerykańskie media, powołując się na źródła w Departamencie Obrony.
Kobiety będą mogły brać udział w patrolach bojowych, a niewykluczone, że wejdą także w skład elitarnych jednostek do zadań specjalnych takich jak komandosi marynarki wojennej – Navy SEAL. Będą jednak musiały spełniać wyśrubowane normy wytrzymałościowe. Cześć zadań, w których wymagana jest ogromna sprawność fizyczna, pozostanie dla nich poza zasięgiem. Korpus Piechoty Morskiej (Marines) otworzył niedawno szkołę oficerską dla kobiet. Jednak pierwsze dwie panie, które się zgłosiły odpadły.
Wesprzyj nas już teraz!
Zniesieniu zakazu był przeciwny m.in. republikański kongresmen z Arkansas, Tom Cotton, który brał udział w dwóch wojnach. Jego zdaniem kobiety nie powinny brać udziału w walkach, gdyż „to nie sprzyja ich naturze”. Mówił też, że kobiety służące w piechocie „mogą zaszkodzić realizacji misji bojowych”.
To kolejna, po zniesieniu zasady „Don’t ask, don’t tell”, zmiana w amerykańskiej armii o charakterze na wskroś rewolucyjnym. Zniesiona w 2011 roku zasada, zabraniała każdemu, kto „demonstruje skłonność lub zamiar zaangażowania się w aktywność homoseksualną” odbywania służby w Siłach Zbrojnych Stanów Zjednoczonych, gdyż „wytworzyłoby to niemożliwe do zaakceptowania ryzyko zagrażające wysokim standardom moralnym, porządkowi i dyscyplinie oraz jedności formacji, które są podstawą potencjału wojska”. Ustawa ta wymagała także, aby dowódcy wojskowi nie zadawali pytań w kwestii seksualności, co niewątpliwie przyczyniło się do większego nasycenia armii amerykańskiej homoseksualistami.
Źródło: interia.pl
luk