Dziś w Wielkiej Brytanii odbywają się wybory do 650-osobowej Izby Gmin. W przedwyborczym wyścigu nie było faworyta, według ostatnich sondaży Partia Konserwatywna i Partia Pracy liczyć mogą na takie samo poparcie. Kolejni rząd utworzyć mogą torysi wraz z Liberalnymi Demokratami.
Według sondażu przeprowadzonego przez TNS Partia Konserwatywna może liczyć na 33 proc. głosów, a Partia Pracy na 32 proc. 8 proc. respondentów zadeklarowało, że zagłosuje na Liberalnych Demokratów, a 14 proc. Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa.
Wesprzyj nas już teraz!
O kształcie przyszłego gabinetu zadecydować może jedno z mniejszych ugrupowań, które wraz wejdzie w skład koalicji rządzącej. Potencjalnym partnerem brytyjskiej lewicy mogłaby się stać Szkocka Partia Narodowa. Torysi starannie wykorzystali ten fakt w kampanii, podkreślając, że w przypadku wygranej Partii Pracy brytyjski rząd stanie się zakładnikiem szkockim nacjonalistów.
Jak podkreślają komentatorzy, dużą rolę w kampanii przedwyborczej odegrała kwestia imigracyjna. Wszystkie ugrupowania postulują wprowadzenie ograniczeń, od przywrócenia kontroli paszportowej przy wjeździe na teren Wielkiej Brytanii (Liberalni Demokraci), przez zwiększenie kadr służby granicznej (labourzyści) po ustalenie ograniczonego limitu przyjmowanych imigrantów (UKIP). Każde ugrupowanie zgłosiło także postulaty ograniczenia świadczeń socjalnych przyznawanych imigrantom.
Drugim tematem kampanii było członkostwo w Unii Europejskiej. Jeszcze w 2013 r. lider Partii Konserwatywnej David Cameron zadeklarował, że jeśli jego ugrupowanie wygra kolejne wybory, to w Wielkiej Brytanii przeprowadzone zostanie referendum w sprawie wyjścia z UE. Politycy z UKIP chcieliby przeprowadzić takie referendum jeszcze w tym roku i poprzez wyjście z Unii rozwiązać problem imigrantów. Za pozostaniem w ugrupowaniu integracyjnym opowiadają się labourzyści i szkoccy nacjonaliści.
Źródło: BBC
mat