Okazuje się, że nietuzinkowe pomysły rodzą się przy stole. I wcale nie wymagają ogromnego zaplecza finansowego. Czasem wystarczą ludzie, którym się po prostu chce zrobić coś dla innych w imię zwykłej solidarności. Mowa o akcji „Uratuj Rolnika i Samego Siebie” oraz o inicjatorze przedsięwzięcia, czyli Radiu Wnet.
Mimo że ma zaledwie pół roku, akcja już zyskała uznanie mieszkańców Warszawy. W zamyśle inicjatorów, których mózgiem był Krzysztof Skowroński, były dyrektor radiowej Trójki, obecnie prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ma być ona alternatywą dla zakupów na rynku spożywczym zdominowanym przez wielkie sieci handlowe. Pomysł akcji zrodził się w lipcu ubiegłego roku w czasie wyprawy Radia Wnet „Wracamy do źródeł”. – Odwiedziliśmy wówczas m.in. Ponidzie, gdzie mieszkaliśmy w gospodarstwie agroturystycznym. Jednym z tematów rozmów przy stole było, jakie kwoty otrzymują rolnicy za produkty, które sprzedają. Jak się okazało, są one niewiarygodnie niskie w stosunku do tego, co płacimy w sklepach. I właśnie wtedy zrodził się pomysł, by przywozić te produkty do Warszawy i sprzedawać je bezpośrednio od rolnika – wspomina Lech Rostecki, członek zarządu Spółdzielczych Mediów Wnet.
Wesprzyj nas już teraz!
Warszawiacy kupili pomysł
Burza mózgów okazała się na tyle efektywna, że już na początku września rolnicy z Ponidzia, jednego z najżyźniejszych regionów Świętokrzyskiego, płynęli w stronę Warszawy pod hasłem „Od rolnika do pośrednika 3 000 procent znika”. Na własnoręcznie wykonaną tratwę załadowali warzywa i owoce, które po przybiciu do brzegu rozeszły się w mgnieniu oka po cenie, w jakiej rolnicy sprzedają je hurtownikom. Akcja miała na celu uświadomić ludziom, jak duża przepaść cenowa istnieje między skupem a sklepem.
Dosłownie dwa tygodnie później Radio Wnet uruchomiło pierwszą dostawę w ramach własnej akcji „Uratuj Rolnika i Samego Siebie”. Spotkała się ona z tak dużym zainteresowaniem, że dziś jest stałym elementem krajobrazu stołecznej Pragi. Na terenie byłej Warszawskiej Wytwórni Wódek „Koneser” przy ul. Ząbkowskiej co dwa tygodnie między godziną 8:00 a 17:00 zainteresowani własnym zdrowiem i wspieraniem rodzimego agrobiznesu mogą nabyć rarytasy z polskich pól i ogrodów. Co ciekawe, mimo braku reklamy wizualnej akcja spotkała się z ogromnym odzewem mieszkańców stolicy i okolic. Wystarczyła informacja na antenie spółdzielczego Radia Wnet, by wieść o możliwości kupienia zdrowej żywności i wsparcia polskich rolników zawitała pod strzechy mieszkańców stolicy i okolic. Na wypełnionym po brzegi parkingu zobaczyć można nie tylko rejestracje praskie, lecz także pruszkowskie czy otwockie. Jak szacują organizatorzy, każdorazowo (akcja odbywa się cyklicznie w co drugą sobotę) przez halę fabryczną przewija się kilkaset osób. W czasie jarmarku bożonarodzeniowego było ich nawet kilka tysięcy!
Początkowo w ofercie znaleźć można było wyłącznie warzywa i owoce, a sama inicjatywa miała charakter niszowy, ograniczony do zamówień internetowych. Obecnie istnieje możliwość zakupu bez uprzedniej rezerwacji (na stronie www.rolnikwnet.pl), a asortyment został poszerzony m.in. o nabiał, pieczywo, ciasta, wędliny, ale i… książki. – Początkowo mieliśmy ponad 250 zamówień przez internet. Dziś mamy ich około osiemdziesięciu, bo większość ludzi woli przyjść obejrzeć produkt, spróbować go – mówi pani Ania, wolontariuszka zajmująca się rozliczaniem zamówień.
Ekonomia i integracja
Organizatorzy zapewniają, że do tematu podchodzą ekonomicznie. Po kilkumiesięcznych doświadczeniach mogą śmiało powiedzieć, że ziemniaki lepiej jest przywieźć z pobliskiego Podlasia niż ze Świętokrzyskiego. Ale już papryka, słodka czy ostra – ze Świętokrzyskiego, które wyróżnia niesamowity mikroklimat i dobre ziemie. Warzywo ma na tyle niepowtarzalny smak, że warto sprowadzić ją właśnie stamtąd. – Chodzi o to, by było nie tylko tanio, ale też zdrowo, smacznie i etycznie – tłumaczy Lech Rostecki.
Większość towarów dostępnych w ramach akcji „Uratuj Rolnika i Samego Siebie” jest rodzimego pochodzenia, lecz na kiermaszu Wnet znaleźć można także oliwę z oliwek prosto z Krety czy herbatę z „herbacianych pól Batumi”. Podczas ostatniego jarmarku – wielkanocnego, który odbył się w sobotę 23 marca, można było nabyć również pisanki w cenie 10 złotych za sztukę. Ich wyjątkowość polegała na tym, że mimo iż powstały 25 lat temu w pałacyku w Osieku koło Oświęcima, nie zostały nadgryzione zębem czasu.
W obsługę jarmarku spółdzielczego zaangażowanych jest obecnie ok. 40 osób. Około 30 pojawia się jako wolontariusze do odbierania czy rozliczania zamówień bądź obsługi klientów. Ręce do pracy potrzebne są już o 4.30, gdy pod zabytkową fabrykę „Koneser” podjeżdża samochód z dostawą z Ponidzia. – Teraz mamy już wózek widłowy, ale na początku wnosiliśmy towar na plecach – wspomina Lech Rostecki. I dodaje, że właśnie pisze się statut spółdzielni spożywców. – Dotąd już dwa tysiące klientów skorzystało z oferty. Będziemy chcieli zaproponować im, by przystąpili do spółdzielni – mówi.
I faktycznie, wyczuwalny klimat wspólnoty pozwala mieć nadzieję, że nowy projekt nie tylko powstanie, ale także będzie miał trwały charakter. – Panuje tu dosyć rodzinna atmosfera. Oprócz celu ekonomicznego akcja ma cel integrujący ludzi. Obok wymiany handlowej dochodzi tu również do wymiany poglądów – mówi związany z Radiem Wnet Ryszard Makowski, autor piosenki „Uratuj rolnika”, czynnie biorący udział w sobotnich spotkaniach w „Koneserze”. – Chcemy, by to, co robimy, było pewnym modelem, który będzie można zastosować w innych miejscach. Trwają już wstępne rozmowy z rolnikami spod Poznania, Krakowa czy Gdańska – dodaje Rostecki.
Idea sprzedaży bezpośredniej od rolnika wydaje się niemożliwa, gdyż musiałby on codziennie przyjeżdżać do Warszawy. A biorąc pod uwagę rejony, z jakich pochodzą oferowane dobra, m.in. Ponidzie, Kurpie czy Białuty, jest to nieopłacalne. Ale jedno jest pewne – niepotrzebny jest aż tak długi łańcuch dystrybucyjny, jaki obecnie proponuje rynek. Liczni pośrednicy powodują bowiem, że cena produktu jest drastycznie wysoka, zaś sam rolnik, którego nakład pracy jest największy, otrzymuje najmniej. Spółdzielnia spożywców ma być w zamierzeniu pomysłodawców akcji „Uratuj Rolnika i Samego Siebie” jedynym pośrednikiem między rolnikami a konsumentami.
Radio w sieci
Inicjatywa jarmarku spółdzielczego odbywa się pod patronatem Radia Wnet, które powstało przy kawiarnianym stoliku przy Francuskiej na Saskiej Kępie. Był rok 2009. Po roku funkcjonowania radiowego portalu i prób telewizyjnych udało się nawiązać współpracę z Radiem Warszawa. Potem pojawiły się Poranki Radiowe. I wtedy naprawdę zaczęło się Radio Wnet – „media prawdziwie publiczne”. Ruszyła wolna antena. Wyjątkowość tej stacji polega na tym, że oprócz programów porannych na bieżąco nadawanych na falach UKF powstało kilkadziesiąt stałych audycji możliwych do odtworzenia w internecie. Wachlarz tematyczny programów rozciąga się od publicystyki, przez historię, muzykę, po podróże. W to nietuzinkowe przedsięwzięcie zaangażowanych jest około stu osób. Większa część tej grupy to przedstawiciele wolnej anteny, czyli osoby realizujące swoje audycje w radiu. – My udostępniamy im studio, antenę, realizatora. W zamian za to oni dają radiu licencję na wykorzystanie swojego programu, a sami zachowują prawa autorskie do tego, co zrobili – tłumaczy Lech Rostecki.
Jednym ze źródeł utrzymania stacji jest wprowadzony niedawno „bilet Wnet”. Można zakupić go pod adresem www.biletwnet.pl. To odpowiedź na pytania słuchaczy, którzy zwracali się do radia z pytaniem, jak mogliby je wesprzeć finansowo. Wcześniej twórcy wolnej anteny, próbując wykorzystać swoje talenty i umiejętności, robili m.in. audiobooki czy reklamy internetowe, poszukując klientów i w ten sposób zarabiając. Uruchomili też współpracę z wydawnictwami i m.in. na jarmarkach spółdzielczych sprzedają książki uznane przez siebie za godne polecenia. Korzystając z wypracowanego dla płodów rolnych modelu sprzedaży, z pominięciem pośredników pomiędzy wydawnictwem i autorem a czytelnikiem, oferują tytuły po cenie atrakcyjnej zarówno dla kupującego, jak i dla wydawnictwa, które nie musi dawać tak dużych upustów jak w przypadku ogromnych sieci księgarskich.
W dobie unifikacji produktów spożywczych, kiedy raczej ogranicza się czy nawet utrudnia możliwość wolnego handlu, likwiduje bazary i miejskie targowiska, a stawia kolejne wielkie galerie handlowe, warto popierać akcje typu „Uratuj Rolnika i Samego Siebie” i uczestniczyć w nich. Warto też pamiętać, że dla wszelkich form handlu powinna być wspólna zasada dostępności. Konsument powinien mieć prawo wyboru między zakupem produktów masowych a ekologicznych. Kupując produkt być może nieco droższy, ale z wiadomego źródła, kupujemy smak i zdrowie. Kupując produkt polski, przykładamy rękę do tego, byśmy wspólnie się bogacili. Tymczasem wybierając zakupy w sieciach handlowych, często wspieramy przede wszystkim obcy kapitał, mniej dbając o rozwój rodzimych przedsiębiorstw.
Tekst i zdjęcia Renata Ziomek
{galeria}