Francuski dziennik „Le Figaro” w artykule „Turcy wracają nad Morze Śródziemne” zwraca uwagę, że prezydent Recep Erdogan skutecznie kontynuuje dzieło, które zapoczątkowali jego rodacy w roku 1974, kiedy Turcja zajęła dużą części wyspy Cypr i stworzyła Turecką Republikę Cypru Północnego – nieuznawany nigdzie na świecie twór.
Panujący od roku 2003 w Turcji Erdogan dąży do zagwarantowania sobie mocnych wpływów w Syrii, Egipcie, Libii, Tunezji, a nawet w Bośni. Turcja Erdogana jest w ostrym sporze z prawosławną Grecją i Cyprem. Rykoszetem cierpi też Izrael. „Prezydent Erdogan z pewnością doskonale wie, co stało się w roku 1571, kiedy po bitwie pod Lepanto Turków na wieki wygnano z wód wschodniej części Morza Śródziemnego” – czytamy w „Le Figaro”.
Wesprzyj nas już teraz!
Na początku grudnia Turcja podpisała z uznawanym przez społeczność międzynarodową rządem Libii porozumienie w sprawie granicy morskiej pomiędzy oboma krajami. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie to, że… zignorowano fakt istnienia wokół nowej granicy greckiej wyspy Kreta!
Ateny zdecydowały o wydaleniu ambasadora Libii w Grecji. Akt ten to kolejny zwrot w sporach państw basenu Morza Śródziemnego, których istotą są roszczenia do zasobów gazu i ropy jakie mają znajdować się w tym regionie.
Ankara liczy, że w sporze tym ostateczne słowo należeć będzie właśnie do niej. Plany tureckie oznaczają pogwałcenie suwerenności dwóch państw UE tj. Grecji i Cypru, a także Izraela i uderzają w interesy całej Europy, USA i wielu sojuszników Ameryki. Co ciekawe, w obronie prawosławnej Grecji i Cypru, wystąpił też rząd… Egiptu. Jak widać nawet Kair jest mocno zaniepokojony imperialnymi aspiracjami „neosułtana” Erdogana w tej części Morza Śródziemnego.
Źródło: „Le Figaro”, rp.pl
ChS